25 paź 2014

Rozdział 70

"Staczałem się coraz niżej i niżej. Wstyd mi było samego siebie. Bałem się spojrzeć w lustro, bo patrzyła na mnie karykatura człowieka. To było takie uczucie, jakbym spadał z wysokiego klifu.
Chce się zatrzymać, ale nie mogę. Chce wrócić z powrotem na ląd, ale on jest za daleko.
Prochy stały się moją codziennością.
A ja umarłem po raz drugi."


*Perspektywa Angel*

To były najcięższe wakacje w całym moim życiu. Ale uwaga uwaga: KUPILIŚMY Z DIANĄ SAMOCHÓD!! Nasz cudowny, wspaniały, biały Range Rover stał w garażu, odpucowany i gotowy ruszyć w drogę. Tym lepiej, bo praktycznie nie wychodziłam już na ulicę sama, więc auto to było najlepsze rozwiązanie. Chociaż gdyby mafia chciała mnie dopaść, nawet to nie stanowiłoby dla mnie przeszkody.
Ale staram się o tym nie myśleć. Teraz skupiam się na Harry'm.

Siadłam na ławeczce i położyłam różę na pomniku, wyrzucając tę z ubiegłego tygodnia. Wzięłam oddech...i nic. Pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć.

- Cześć, misiu - zaczęłam jakoś tak niepewnie - Uff. Dzisiaj ostatni weekend sierpnia, masakra. Strasznie szybko to zleciało. Już prawie dwa miesiące jak Cię nie ma... -popatrzyłam na dłonie - No i jak to teraz będzie, co? Miałeś tu być, ale chyba Ci się znudziło...
Odwróciłam się gwałtownie, słysząc jakiś hałas za plecami. Jakiś młody chłopak usiadł kilka grobów dalej, w bejsbolówce i okularach przecisłonecznych. Boże Angel, nie histeryzuj. Odwróciłam wzrok. Przecież nieładnie jest się tak gapić.

- Ostatnia klasa liceum. Dasz wiarę? Bo ja sobie tego nie wyobrażam.
Zamrugałam, bo jak zwykle się rozklejałam.

- Kurczenie będę płakać. Chyba byś tego nie chciał. Nie lubiłeś, jak płacze.
Podskoczyłam przestraszona, kiedy ten chłopak rozkaszlał się głośno. Przewróciłam oczami.

- Wiesz, ciężko tu dziś o prywatność. Wpadnę niedługo, obiecuję. - Podniosłam się -Kocham Cię. Ponad życie.
Wzięłam głęboki oddech i odeszłam. Kiedy mijałam chłopaka, spuścił głowę jeszcze niżej.
W mafii nie przyjmują tak młodych osób, prawda? Prawda?!
Przyśpieszyłam kroku i wpadłam do samochodu, blokując od razu wszystkie drzwi. Nigdy nie wiadomo. W tej chwili zadzwoniła moja komórka.

- Słucham?

- Angie, cześć skarbie!

- Caro, hej!

- Czemu tak długo się nie odzywałaś? Obraziłaś się?
Od razu poczułam się głupio. Pracowałam od poniedziałku do soboty, więc miałam w sumie tylko jeden dzień odpoczynku. Nie pomyślałam, żeby zadzwonić do przyjaciół... Naprawdę, jestem straszna.

- Nie, nie! Przepraszam, Caroline... Po prostu jestem trochę zapracowana... - przygryzłam wargę.

- No dobra, tym razem Ci wybaczę. Ale pod jednym warunkiem.

- Hmm?

- Impreza. Dzisiaj. Nie możesz odmówić.
Westchnęłam. Nie miałam ochoty na imprezy.

- Mogę zabrać ze sobą Dianę?
Caroline prychnęła.

- Jasne, że tak!

- Ok, podaj mi szczegóły...



                                                                     ***



Siedziałam przed lustrem, nakładając tusz na rzęsy. Byłam już właściwie gotowa, Diana za to wciąż szukała odpowiedniej sukienki. Okazało się, że idzie z nami także Niall.
Widzicie, tak to już jest, jak się nie ma pary. Proponujesz przyjaciółce, żeby poszła z tobą. Oczywisty jest powód: bo nie chcesz wyglądać jak ostatnia sierota, tańcząc sama na parkiecie.
No i wtedy ona wyjeżdża Ci z pytaniem, czy może zabrać ze sobą swojego przystojnego, słodkiego chłopaka.
I cały plan idzie w łeb.

- Diana, rusz się! - krzyknęłam.

- No już prawie prawie - odpowiedziała przytłumionym głosem.
Przewróciłam oczami i kontynuowałam robienie makijażu.

- MAM! - krzyknęła z triumfem w głosie.
Patrzyłam z zaciekawieniem co też wymyśliła, kiedy wynurzyła się z jedną z moich lepszych sukienek.

- Pożyczysz mi ją? - zrobiła słodkie oczka.
Och, jaką miałam ochotę jej powiedzieć "nie" za tą akcję z Niallem. No ale co wy, nie jestem taka.

- Nie.
Ups. Może jestem.
Diana zrobiła smutną minkę, która uwierzcie mi, każdego by złamała. Przewróciłam znowu oczami i uśmiechnęłam się do jej odbicia w lustrze.

- Żartowałam. Jasne, że możesz.
Podbiegła do mnie i szczęśliwa pocałowała mnie w policzek.

- Dziękuje. - zmarszczyła brwi - A tak w ogóle to do jakiego klubu idziemy?
Uśmiechnęłam się chytrze.

- Karaoke - powiedziałam wolno, obserwując jej reakcję. Otworzyła usta jak ryba, przez co wyglądała komicznie.

- Żartujesz?

- Niee. Mówię całkiem poważnie. - znowu uśmiechnęłam się przebiegle.
Miałam malutki plan co do Diany. I dotyczył on śpiewania. Na scenie.


*3 godziny później*

Byłam już chyba całkiem nieźle pyknięta. W głowie szumiało mi tak, jakbym przystawiła muszelkę do ucha. Nagle obcasy wydały mi się za wysokie, a podłoga za daleko. Ale tańczyłam dalej. Chwilowo była przerwa w śpiewaniu, co strasznie mnie uszczęśliwiło. Najciekawszym faktem jest to, że do klubów karaoke najczęściej przychodzą kompletne beztalencia. Jakby własny prysznic im nie wystarczał.
Nagle Caroline zawirowała tuż obok mnie, ciągnąc za sobą roześmianego Zayna. Dawno nie widziałam ich tak beztroskich. Rozkoszowałam się uczuciem, kiedy głośny bas dudniący z głośników odczuwałam w klatce piersiowej. Tak, tego było mi trzeba. Kompletnego zatracenia.
Diana złapała mnie za rękę i wykrzyczała mi do ucha:

- My idziemy usiąść, jestem padnięta!
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i zamknęłam oczy. Kompletnie oddałam się muzyce i tańcu. Nie myślałam o tym wszystkim, przez co musiałam ostatnio przechodzić. Cały ten stres związany z mafią i opieka nad małą Bellą. Niedługo pora wrócić do szkoły, do nauki.
Dziwnie się czułam, tak jakbym wracała tam po kilkuletniej nieobecności. Tak, zdecydowanie teraz będzie tam inaczej.
DJ powoli przyciszył muzykę, zwracając moją uwagę. Podniósł podkładkę, na której zapisywali się ochotnicy. Zatarłam ręce.

- No dobrze, popatrzmy kogo mamy następnego na liście... Zapraszamy na naszą scenę... Angel Black!
Że co proszę??!
Podbiegłam szybko do DJ-a i pokazałam mu ręką, żeby się pochylił.

- To jakaś pomyłka! Ja zapisywałam Dianę Mitchelle!
Chłopak w dredach zmarszczył brwi i zerknął na listę.

- Nie, wszystko jest ok... Angel Black.
Zerknęłam na nasz stolik, no i wszystko stało się jasne, kiedy tylko zobaczyłam moją przyjaciółkę, czerwoną od śmiechu.
Uduszę. Powoli i boleśnie.
Poczułam ręce na plecach, i ktoś delikatnie popchnął mnie w stronę schodów prowadzących na małą scenkę. Odwróciłam się żeby zobaczyć uśmiechniętą Caroline. Zdrajca.
Prowadzący podał mi mikrofon, który złapałam drżącymi rękami.

- Ale ja nawet nie wiem co mam śpiewać! - zawołałam do DJ-a.
Uniósł kciuki i górę i skupił się na laptopie, szukając piosenki. Po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki. Uśmiechnęłam się szeroko. To był Bruno Mars.
Moi przyjaciele skupili się blisko sceny, obserwując mnie z uśmiechami. Okej, chcą się bawić? Proszę bardzo.
Stanęłam naprzeciwko statywu i umieściłam na nim mikrofon.

"Łatwo przyszło, łatwo poszło
Tak właśnie żyjesz, oh
Brać, brać, brać wszystko,
Ale nigdy nie dajesz
Powinienem wiedzieć,
że jesteś kłopotem od pierwszego pocałunku
Miałaś oczy szeroko otwarte,
Dlaczego były otwarte?"

Pierwsza zwrotka naprawdę nieźle poszła. Patrząc po minach osób słuchających mnie... może nie śpiewam tak źle?
Wczułam się w tekst piosenki, zamykając oczy. Czułam się tak, jakbym nie ja śpiewała. Przypomniałam sobie, jak kiedyś zastałam Harry'ego z gitarą w ręku. Wymyślił wtedy tekst na poczekaniu. Tak cudownie śpiewał, tym swoim ochrypłym głosem... To on mógłby stać tu dzisiaj i śpiewać tę piosenkę. 

"Wytrzymałbym cały ten ból
Pozwoliłbym przestrzelić sobie głowę
Tak, umarłbym za ciebie skarbie,
Ale ty nie zrobisz tego samego."

Widziałam łzy lśniące w oczach moich przyjaciółek. Tak, mnie też bardzo trudno było się opanować. Wciąż miałam przed oczami Harry'ego... Jak jego smukłe palce sprawnie przebiegają po gryfie gitary, wydobywając delikatne dźwięki, idealnie komponujące się z tekstem. Te wspomnienia naprawdę były jak granat dla mojego serca.

"Jeżeli moje ciało stanęłoby w ogniu
oh, przyglądałabyś się, jak spaliłbym się w płomieniach
Powiedziałaś, że mnie kochasz, jesteś kłamcą,
bo ty nigdy, nigdy, przenigdy mnie nie kochałaś."

Kochałam, kocham i nigdy nie przestanę. Skoczyłabym z tobą w płomienie. Ale miałam za mało czasu, żeby Ci to udowodnić.
Piosenka się skończyła, a ja stałam wciąż w miejscu. Ludzie bili brawo i gwizdali, ale nie słyszałam tego. To tak jakbym stała za dźwiękoszczelną szybą. Uniosłam dłoń do 
policzka czując, że płaczę. Zayn szybko wszedł na scenę i ujął mnie za rękę.
Och, mój Harry.
Odprowadził mnie do łazienki, wciąż delikatnie ściskając mnie za rękę. Co ja bym bez niego zrobiła. Stanęłam przed lustrem, patrząc na rozmazany makijaż. Za chwilę Caroline weszła do łazienki z moją torebką. Szybko wyjęłam z niej kosmetyczkę i doprowadziłam się do porządku. Wzięłam głęboki oddech.

- Już okej? - zapytała ciepło.
Pokiwałam głową i przytuliłam ją mocno.

- Brakowało mi Cię ostatnio.
Caroline spuściła wzrok, kiedy wypuściłam ją z objęć. Uniosłam brwi.

- No co, co się stało? Chciałabyś mi coś powiedzieć?
Widziałam po jej twarzy że owszem, chciała. Już otwierała usta, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.

- Caro, mów - powiedziałam stanowczo.
Uśmiechnęła się krzywo.

- Po prostu bardzo Cię kocham.
Przygryzłam wargę.

- Nie pogrywaj ze mną. Co chciałaś mi powiedzieć?

- Naprawdę nic takiego. - chwyciła mnie w ramiona.

- Proszę, nie ukrywajcie przede mną niczego. - szepnęłam - Nawet jakby miało mnie to zranić, okej? 

- Mhmm. - odmruknęła.

____________________________

Nareszcie jest.
Wiem że teraz jakoś dodajemy rozdziały co dwa tygodnie, ale wiecie jak to jest.
Szkoła daje popalić. U mnie jest nawet lekko, ale Maja mi się zamęcza.
Mam nadzieje, że nie jesteście źli na nas.

I jeśli ktoś czyta tą notatkę to przypominam, że możecie pisać na tt hashtag #nyaPL
Mam nadzieje że ktoś zrobi tą przyjemność i coś napisze, oczywiście możecie nas oznaczyć mnie @Kinkilek, albo Maję @maja3ana3
Wiem, że to nie jest opowiadanie tak dobre jak np Dark czy Psychotic, ale fajnie by było jak ktoś by napisał.
Dobra nie ważne. Za długa ta notatka się robi.

Pozdrawiam was wszystkich i mam nadzieje, że się rozdział spodobał.

11 paź 2014

Rozdział 69

Jeśli chcecie pisać o naszym opowiadaniu na Twitterze to piszcie z hashtagiem #nyaPL
chciałybyśmy wiedzieć co myślicie o rozdziale i wasze wrażenia.

___________________
*Perspektywa anonima*

Siedziałem na ławce tak już parę godzin i zaczynało mnie to denerwować. Dlaczego właściwie to robię. Po co ja ją śledzę. Robiło się dość chłodno zapiąłem skórzana kurtkę. Już miałem odjeżdżać, kiedy do domu weszła jakaś kobieta. W oknie widziałem jak Ona i Angel rozmawiały o czymś i po chwili kobieta wyjęła pieniądze i dała Angel. Ona założyła kurtkę i wyszła z domu i zaczęła się kierować na przystanek. Jednak ja wiedziałem, że ostatni autobus już odjechał. 

Szła powoli widać, że czymś się denerwowała. Co chwilę się odwracała, więc musiałem uważać. Nie mogłem pozwolić żeby mnie zauważyła. Ja oczywiście nie ostrożny nie zauważyłem kamyka i go kopnąłem. Angel odwróciła się. Schowałem się w cieniu że by mnie nie zobaczyła. Ruszyła znowu a ja zacząłem bardziej się do niej przybliżać. Była śliczna nie wiem jak można było skrzywdzić ją. Podszedłem dość blisko, ale przypominając sobie moje słowa "Nie mogę się do niej zbliżać nie może mnie zobaczyć".  Skierowałem się tam gdzie zostawiłem motor. Nie było to daleko, więc już wsiadałem na niego kiedy usłyszałem:

- Dajcie mi spokój!
Oj Angel gdybyś tylko wiedziała. 

Uruchomiłem motor i wyjechałem jak błyskawica mijając Black. Odwróciłem się do niej żeby zobaczyć ją ostatni raz. Była taka przerażona, ale nie przejmowałem się tym przyspieszyłem i już po chwili skręciłem w lewo tracąc ją z oczu. 



Zostawiłem Motor w garażu i wszedłem do domu. Przebrałem się w dresy. Od razu lepiej, nigdy nie pomyślałem, że będę kiedyś chodził w dresach. Wziąłem telefon i wystukałem numer. 

- Cześć... Tak już jestem... Nie a co... To powiedz mu, że wszystko pod kontrolą nie widziałam mnie... Miałem tylko sprawdzić co z nią i jest ok. Wiesz muszę kończyć ktoś puka.



Odłożyłem telefon i podszedłem do drzwi żeby je otworzyć. Stała w nich wysoka dziewczyna z długimi blond włosami. Kamil

- Cześć słonko przyszłam ci potowarzyszyć.

- Kamil nie mam dziś ochoty na nic zrozumiano.

- No dobra, ale potrzebna mi twoja pomoc. - powiedziała, ale widząc moją pytającą miną kontynuowała dalej. - No więc powiedziałam moim kumplom, że przyjdę dziś do nich z chłopakiem. No i wiesz pomyślałam o tobie. Polubisz ich wiem, że my nie..., że my tylko... że się bzykamy, ale możesz ze mną tam pójść?

- Słuchaj nie wiem co ty ode mnie chcesz i przylepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona...

- PROSZĘ PÓJDŹ TAM ZE MNĄ PROSZĘ PROSZĘ.

- Dobra już dobra pójdę ale potem znikniesz mi z oczu.
Widziałem, że zaskoczyłem ją tym co powiedziałem, ale nie obchodziło mnie to. Patrzyłem się na nią i widziałem, że w jej oczach pojawiają się łzy. Zamknęła oczy i po chwili otworzyła je, pokiwała głową. 
Pokazałem jej ręką, żeby weszła. Przebrałem się i mówiliśmy już wychodzić.

Nie chciałem z nią nigdzie iść,taka prawda.Wolałem zostać w domu i rozmyślać jak wyjść z tej popierdolonej sytuacji. Tylko jedna rzecz naprawdę mnie cieszyła - Angel była bezpieczna. Śledziłem ją od jakiś trzech, może czterech tygodni, straciłem już rachubę. Byłem w pobliżu odkąd jej chłopak umarł. Nawet na jego pogrzebie stałem kilka alejek dalej, w czapce  i ciemnych okularach. Stałem za drzewem, kiedy z różą w ręku siadała przy jego grobie. I mówiła. Boże, ile ona mówiła. Ale nie przeszkadzało mi to. Przyjemnie było słuchać jej głosu. Opowiadała o nowej pracy i o dziewczynce, którą się opiekowała. A ja słuchałem. Byłem nią zafascynowany,i nadal jestem. Przez całą dobę moje myśli kręcą się wokół niej. Momentami myślę, że zaczynam tracić zmysły. Czuję się jak jakiś pieprzony świr, śledząc ją praktycznie dzień w dzień. Ale potrzebuję jej

*Perspektywa Angel* 

Weszłam do domu i od razu pobiegłam do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Chwilę po tym usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Przewróciłam głowę w bok i zobaczyłam Dianę jak siada na moim łóżku.

- Hej. Co się stało?

- Nic po prostu jestem cholernie zmęczona. Ta mała daje popalić.

- Angie przecież widzę, że coś się dzieje, gadaj.

- No przecież ci mówię. Wszystko ok tylko zmęczona jestem. 
Przytuliła mnie i poszła 

Naszykowałam sobie pidżamę i poszłam wziąć prysznic.


Położyłam się, ale stwierdziłam kiedy usłyszałam burczenie w brzuchu wstałam i podreptałam do kuchni. Stała w niej Diana i jadła kolacje. Podeszłam do niej i wzięłam jej jedną kanapkę. Miała ich cztery więc co tam.

- Hej to moje, zrób sobie. 

- Jak już zrobiłaś to po co mam ja robić. - powiedziałam i zabrałam jej drugą kanapkę i poszłam do pokoju. 
Siadłam na łóżku i zaczęłam jeść kanapkę wzięłam telefon i zaczęłam sprawdzać Twittera e-maile i różne takie stronę. 

Kiedy zjadłam umyłam znowu zęby i położyłam się spać. 



*Perspektywa anonima* 

Wchodząc do domu czułem się trochę jak intruz. Kamil witała się z jakimiś facetami jak by była ich dziewczyną, nie całowali się w policzek i to mnie troszkę obrzydziło.
Trochę minęło zanim zorientowała się że tu jestem.

- Ymmmm to jest mój... - powiedziała i złapała mnie mocno za rękę - ... chłopak Harry - kiedy powiedziała chłopak ścisnąłem ją mocno za rękę, aż się skrzywiła. 

- Cześć stary, wiesz ona tyle razy miała przyprowadzić tu swojego chłopaka, że nawet nie wiem ile miała ich już, a tak to już myśleliśmy że jest lesbą albo coś takiego. - powiedział i po chwili dostał od Kamil pięścią w ramie. - No co? Każdy tak myślał.

Kamil popatrzyła na mnie, a ja się zaśmiałem. Strzeliła focha i sobie poszła.

- Ach te dziewczyny. - powiedział chłopak - Louis jestem a ty??? Harry, tak?
Kiwnąłem głową.
Czego ten koleś chcę ode mnie. Wolałbym już leżeć w domu na kanapie i oglądać jakiś denny Horror.

- Wiesz chcesz może poznać kumpli przecież nie będziesz siedzieć tu sam.

- Jasne czemu nie.
Uśmiechnął się i zaprowadził mnie do grupki chłopaków w kuchni.



Śmiałem się na cały głos, bo Cameron opowiedział jakiś żart, który był tak głupi, że aż śmieszny. 
Cameron to jeden z kolegów Louisa. Jest jeszcze Liam taka trójca święta. 
Liam jest z nich najspokojniejszy. Tak mi się wydaje. Cameron wygląda trochę jak ochroniarz córki prezydenta, nikt go nie podejrzewa a tu nagle daje ci z dyńki jak tylko ją tkniesz. 
Poszliśmy do salonu i zaczęliśmy pić piwo. Gadaliśmy o dziewczynach, kiedy nagle blond głowa Kamil wychyliła się z kuchni. Machała na mnie ja wariatka, więc z głośnym jękiem wstałem i poczłapałem tam.

- Czego chcesz? - mruknąłem.

- Mam coś dla ciebie.
Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w głąb kuchni.
Odwróciła się do mnie z dziwnym błyskiem w oku. 
Och nie, tylko nie to.

- Ale musisz obiecać, że nie piśniesz o tym nikomu ani słówka.
Wzruszyłem ramionami. Jakbym gadał z kimkolwiek oprócz ciebie... no i tych w pokoju obok.
Z szerokim uśmiechem wsadziła rękę do kieszeni swoich dżinsów i wyciągnęła coś z niej. Wyciągnęła w moją stronę dłoń zaciśniętą w pięść.

- Co to jest? - zapytałem.
Wyciągnąłem dłoń, na której po chwili wylądowała mała, biała tabletka.

- Extasy - odpowiedziała, przeciągając każdą samogłoskę.
Uniosłem brwi w zdziwieniu.

- Extasy? - powtórzyłem.
Pokiwała głową.

Przełknąłem ślinę.
Podniosłem tabletkę z dłoni i położyłem na blacie obok.

- Nie, dzięki.
Odwróciłem się i chciałem wrócić do chłopaków w pokoju obok. Kamil przytrzymała mnie dość silnie za ramię, jak na taką małą osóbkę.

- Ej no co ty, chyba nie tchórzysz?
Popatrzyłem na jej długie palce z pogardą. Zrozumiała i puściła mnie szybko.

- Nie, nie tchórzę. - wycedziłem - Po prostu mam to już za sobą.
Wybałuszyła oczy.

- Brałeś już?
- Jasne, że tak.
Kamil klasnęła w ręce, uradowana.

- To tym bardziej powinieneś!
Zacisnąłem szczękę.

- Mówię kurwa, że nie.
Wyszedłem i wróciłem na skórzany fotel, gdzie wcześniej siedziałem.
Nie mogę zacząć znowu brać, zbyt dużo mnie to kosztowało. Nadal nie wiem jak udało mi się wyjść z tego gówna. A byłem na samym dnie.
Chociaż doskonale pamiętam powód, dla którego zdecydowałem przestać.
Prześladuje mnie on co noc w snach.
Kamil weszła do pokoju i zerknęła na mnie pogardliwie.

- Chłopaki, jedzonko przyjechało! - krzyknęła.
Liam, Louis i Cameron rzucili się jak wygłodniałe wilki do kuchni.

Pobiegłem za nimi, bo nie przypominałem sobie kiedy ostatnio coś zjadłem.

- Kamil, jesteś nieoceniona - Louis pocałował ją w czoło, na co ta spiekła raka - Wiesz jak urozmaicić imprezę.
A już po chwili taka sama pastylka, jaką przed chwilą trzymałem w ręce wylądowała na jego języku.
A także języku Liama, Camerona i Kamil.

O kurwa.

Liam zerknął na mnie, zaskoczony.

- Chris, a ty nie?
Pokręciłem głową, na co ten wzruszył ramionami  i zamknął oczy.
Ja pierdolę, ale się wkopałem.
Poszedłem do łazienki na górę, byleby na chwilę opuścić to towarzystwo.

Wiecie jak to jest, kiedy chce wam się cholernie pić, ale nie macie chociaż kropelki wody pod ręką? Podobnie się czułem w tej chwili.

Stanąłem naprzeciwko lustra i popatrzyłem na moje mizerne odbicie. Wory pod oczami były straszne, ale od dawna nie sypiałem jak trzeba. Jadałem też rzadko, po części z braku czasu, a po części z braku ochoty.
Stanie przy garach przywoływało zbyt wiele wspomnień.
Ale kurwa, chwileczkę. Pamiętałem jakie to uczucie zapalić marihuanę, i przestać się wszystkim przejmować. A właśnie teraz mi tego potrzeba. Zszedłem szybko na dół do kuchni.

-Dobra daj jedną - powiedziałem do Kamil.
Pisnęła o szybko podała mi extasy.
Długo się nie zastanawiałem i położyłem tabletkę na języku.


*jakiś czas później*

W ich domu było ciemno. Nie wiedziałem która jest godzina, ale chciałem ją tylko zobaczyć. Przystawiłem nos do okna, ale wciąż ciemność. Kurwa. Przestąpiłem z nogi na nogę. Gdzie jest moja kurtka? Zimno mi. Obszedłem domek dookoła, ale nie było żadnego tylnego wyjścia. Ale za to... jest balkon. Podbiegłem do niego i przystawiłem twarz do szyby. Nie, to pokój tej drugiej. Kurwa. Ale wejść jakoś musiałem, więc mogę to zrobić tylko przez jej pokój.Szlag. 
Okazało się, że drzwi były otwarte. Po cichu odsunąłem je i wszedłem do środka. Kurwa, kichać mi się chce.
Zamknąłem balkon za sobą i postępowałem krok za kroczkiem.
Nagle w ciszy rozległ się przeraźliwy dźwięk kaczki.

Kurwa!
Podniosłem winowajcę hałasu. To był kapeć w kształcie kaczki, który wydaje jej odgłos przy każdym kroku. Zachichotałem, wyobrażając sobie siebie w tym. To by było epickie. W końcu znalazłem jej pokój. Chciałem usiąść przy niej, ale uderzyłem w szafkę stojącą przy drzwiach.

- Kurwa!
Złapałem się za bolący piszczel. Jak tak dalej pójdzie to... Ja pierdole.
W końcu stanąłem obok niej. Kucnąłem przy łóżku.
Wyglądała tak ślicznie, kiedy spała. Tak delikatnie. Ale mi się pić chce. Zauważyłem szklankę i sięgnąłem po nią. Byłem w trakcie picia, kiedy coś uderzyło mnie w tył głowy, wytrącając mi szklankę z rąk.

- ANGIE! ANGIE WSTAWAJ!!!
Zerwałem się na równe nogi starając się zrozumieć, co tu się kurwa właściwie dzieje.

O nie.
W ekspresowym tempie wybiegłem stamtąd słysząc, jak ktoś za mną biegnie i wykrzykuje różne określenia, jak padalec czy zboczeniec. Uciekłem tą samą drogą, którą tak powolutku wszedłem.
Zatrzymałem się dopiero kilka uliczek dalej, z trudem łapiąc oddech.
Co się właściwie stało?? To ta druga musiała się obudzić i uderzyć mnie czymś. Ale czym... parasolką??
Uderzyłem się w czoło. Boże,jakie to było bezmyślne. Przecież w każdej chwili któraś z nich mogła mnie rozpoznać, jeśli tego nie zrobiła.
Pierdolę, więcej nie tknę nawet extasy. Ale ze mnie idiota.
Chociaż chyba sam najlepiej wiem, że to tylko puste obiecanki.
Raz już tak powiedziałem, a potem nie mogłem sobie przypomnieć, jak mam na imię.
Teraz podobno nazywam się Chris.


*Perspektywa Angel*

- ANGIE! ANGIE WSTAWAJ!!!
Usłyszałam krzyk Diany.

Zerwałam się z łóżka i patrzyłam się z przerażeniem na Dianę.

- Co się stało? Możesz mi powiedzieć?

- Ktoś tu był uderzyłam go parasolką jak pił wodę.
Spojrzałam się na nią zdziwiona i spytałam jak dokładnie wyglądał.

- Miał długie włosy tak dotąd - pokazała ręką na pół swojej szyi (mam nadzieje że wiecie o co mi chodzi) - ciemne, i był dość wysoki. 

Zaczęłam się zastanawiać czy znam kogoś takiego. Nikt kogo znam nie ma takich włosów. To musiał być... ktoś... ktoś z mafii.

Spojrzałam na Dianę, a ona przyglądała mi się z ciekawością.

- Znasz kogoś takiego?

- No właśnie nie znam. - powiedziałam czując łzy pod powiekami.


- Ale ten ktoś znał ciebie.



___________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam

Wiem, wiem nawaliłam, ale ja naprawdę nie mam weny do pisania rozdziałów i nawet ten rozdział jest w połowie beznadziejny, bo gdyby nie Maja byłby cały beznadziejny.

Wiem rozczarowałam was, i pisząc to pogrążam się jeszcze bardziej, ale naprawdę dość często myślę nad tym, żeby przestać pisać to opowiadanie.
Już nie mam weny jak kiedyś. Pomysłów pełno weny 0.

Dobra nie rozpisuje się, bo wiem, że jesteście na mnie źli więc.

Mam nadzieje, że będzie chociaż 5 komentarzy.

Ps. za jakiekolwiek błędy przepraszam.

Administrator