20 sty 2015

Rozdział 76

*Perspektywa Chrisa*

„Leżałem w ubraniu na łóżku i myślałem o tym, że stoją tu różne meble, leżą książki, wiszą obrazy, ale to wszystko nie ma sensu. Ja też tu leżę, i też nie mam sensu.”

Wszystko zmieniało się z dnia na dzień. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że kupię w antykwariacie taką książkę, wyśmiałbym go. Nawet trudno nazwać to książką, to był po prostu czyjś stary dziennik. Sprzedawca był tak szczęśliwy, że pozbędzie się tego starocia, że oddał mi go za darmo.

A mnie każde słowo, każde zdanie zawarte w nim ugadzało prosto w serce.

Dokładnie to robiłem w tej chwili. Leżałem na łóżku i myślałem o wszystkim i o niczym. Jedna myśl wałkowała się w kółko: „nie mam sensu”. Może poetą nie jestem, ale zacząłem dopisywać również swoje notatki. Nigdy nie prowadziłem dziennika, teraz nie miałem z kim podzielić się tym wszystkim, co siedzi w mojej głowie. Ale postanowiłem trochę z tego przelać na papier.

Popatrzyłem na komórkę, która od pewnego czasu bezustannie wibrowała. A wszystkie połączenia były tych samych osób: Cameron, Liam, Louis i oczywiście Kamill.
Moi nowi „przyjaciele”.

Przerzuciłem kartkę.

"Myśl żeby się zabić zawsze przychodziła nocą. O drugiej albo trzeciej nad ranem ktoś siadał na brzegu wersalki i przekonywał."

Tak, to też prawda. Co za różnica, czy umrę dzisiaj czy jutro. Dla TEJ osoby i tak już umarłem. Kilka dni niczego nie zmieni. A dzisiaj była już połowa października.

Wyświetlacz znowu się zaświecił. Kurwa, czy ona nie odpuści?! Chwyciłem komórkę i wcisnąłem zieloną słuchawkę.

- Czego - warknąłem.

- No heeej - rozległ się śpiewny głos Kamil - Planujemy z chłopakami wyjść dzisiaj na miasto, dołączysz się?

- Nie - odpowiedziałem krótko.

- Chriiis, nie bądź taki, bez Ciebie będzie nudno!
Boże, jaka ona jest upierdliwa...

- Powiedziałem nie.

- Chris, proszę... Znowu pójdziemy do tego klubu karaoke co ostatnio. Chyba Ci się tam podobało, prawda?
Potarłem czoło. Jeżeli tam pójdziemy, może znowu ją zobaczę. Może znowu usłyszę jak śpiewa... Dawno nie byłem tak blisko niej z obawy, że mnie zauważy, rozpozna. A tam będzie tłum.

- Chris, jesteś tam?
Zorientowałem się, że przez dłuższy czas nie odzywałem się.

- Um tak, jestem. W porządku, idę z wami.
Kamill pisnęła głośno, aż odsunąłem głośnik od ucha.

„Najchętniej chciałoby się wszystko rzucić, położyć się w domu do łóżka i o niczym więcej nie słyszeć”.

Tylko, że nic w życiu nie jest takie łatwe.


***

Chwyciłem butelkę i upiłem kolejny łyk piwa. Kamill wpatrywała się we mnie pijackim wzrokiem. Starałem nie stracić kontroli, ale przy niej to było naprawdę ciężkie. Jeszcze gorzej, że siedziała na wprost mnie.

- Po co Ci ta czapka? - wybełkotała.

- Potrzebna - mruknąłem.

- No ale po coo, przecież jesteśmy w budynku - zachichotała.
Olałem ją i rozejrzałem się po klubie. Ani śladu po tej, której szukałem. Głupi byłem, że myślałem, że będzie tu akurat dzisiaj, w tym samym czasie. Takie rzeczy tylko w książkach. Louis położył głowę na stole i ziewnął szeroko.

- Nudno tu dzisiaj, nie sądzicie? Poszedłbym już do domu.
Reszta chłopaków mu przytaknęła, a Kamill podłączyła się do mojego piwa. Kiedy sprawdziłem godzinę okazało się, że siedzimy już dobre trzy godziny. Nawet nie zauważyłem kiedy to się stało.

Za chwilę Kamill przesiadła się koło mnie i uwiesiła mojego ramienia.

- Jezu - mruknąłem pod nosem.
Cameron zaczął się śmiać, ale nieskutecznie próbował ukryć to kaszlem. Zrugałem go wzrokiem.

- Zetrzeć Ci ten krzywy uśmieszek z twarzy!? - warknąłem, zaciskając dłonie w pięści.

- Wyluzuj - uniósł dłonie w geście bezbronności.
Liam wstał i pociągnął za sobą Kamill. Spojrzałem na niego z wdzięcznością, na co puścił mi oczko.

- Chodź Kamill, odwieziemy Cię do domu kotku.
Louis odwrócił się przez ramię i zmarszczył brwi.

- Nie idziesz?
Pokręciłem głową.

- Jeszcze trochę zostanę.
Lou wzruszył ramionami i poszedł za resztą grupy. Wstałem i podszedłem do baru, zamawiając kolejne piwo. Czekając na odbiór zamówienia, spojrzałem na drzwi, które wciąż pozostawały zamknięte.

Dzisiaj chyba nie mój dzień.



Kiedy w końcu dostałem piwo, wróciłem do stolika. Zdjąłem bejsbolówkę, bo rzeczywiście było mi w niej trochę gorąco. Później wyciągnąłem z tylnej kieszeni dziennik i mały długopis. 

„Czuję Twój zapach. 
A przecież nigdy Cię tu tak naprawdę nie było. „

W pewnej chwili poczułem to. Że ona tu jest, w tym samym miejscu, tak bardzo blisko mnie. Bałem się odwrócić, ale w końcu zrobiłem to.

Była tam, olśniewająca, piękna jak zwykle. Zlustrowała wzrokiem salę, szukając wolnego miejsca. Szybko opuściłem głowę na dół, a mój oddech przyspieszył. Po chwili odważyłem się spojrzeć znowu. Siedziała już z przyjaciółmi, Dianą i Niallem. I jeszcze kimś. Zmrużyłem oczy, przyglądając mu się uważnie.



Nie do wiary.

Koleś wyglądał jak pierdolona kopia...... Mógł być trochę starszy od niej, i to o ładnych parę lat. Siedzieli naprzeciwko siebie, rozmawiając. W pewnym momencie powiedział jej coś, co wywołało u niej szeroki uśmiech. Opuściła wzrok, zawstydzona. 

Zacisnąłem dłoń na długopisie, łamiąc go na pół.

Była szczęśliwa, prawda? Uśmiechała się, nie była smutna. Więc dlaczego to tak kurewsko zabolało?!
Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl. Pragnąłem zrealizować ją, zanim stracę odwagę. Wstałem od stolika...

________________________
81,500

JEZU DZIĘKUJE, DZIĘKUJE, DZIĘKUJE.
Jesteście wielcy
nawet nie wiecie jak ja was kocham za to, że wgl to czytacie. Chciała bym kiedyś z wami wszystkimi się spotkać i podziękować, ale wiem to niemożliwe :(.
No ale i tak wam bardzo dziękuje. Maja pewnie też wam dziękuje za to.


I wiem znowu będziecie mi, żebym nie przepraszała, ale ja i tak muszę was przeprosić za to że nie dodałam wcześniej rozdziału, ale zaczął mi się już nowy semestr i muszę mieć dobre oceny z niektórych przedmiotów bo za rok ich nie będę miała i będą już na świadectwie skończenia szkoły. No, ale chyba to wiecie, Maja ma to samo.

No, ale mniejsza o to, jak wam poszedł pierwszy semestr dobrze, źle, tak sobie?


#nyaPL




5 sty 2015

Rozdział 75

„Kazali nam wierzyć, że miłość, ta prawdziwa,zjawia się tylko jeden raz w życiu i do tego zazwyczaj przez trzydziestym rokiem życia. Nie powiedziano nam, że miłość nie jest sterowana i nie przychodzi w ściśle określonym czasie” - John Lennon

Weszłam do otwartej sali językowej, zatrzaskując za sobą drzwi. Daniel spojrzał zaskoczony, ale kiedy zobaczył że to ja, uśmiechnął się szeroko.

- Dzień dobry.

- Ja ci zaraz dam dobry!
Rzuciłam torbę na podłogę i podeszłam do biurka.

Niee, wcale nie byłam zła. Położyłam ręce na jego papierach i pochyliłam się, żeby mieć oczy na poziomie jego.

- Co ty odwalasz, hm? Pierw ta akcja z parami. Potem ten pocałunek, a teraz jakiś konkurs i pieprzone zajęcia indywidualne z tobą. Możesz mi wytłumaczyć?
Daniel odłożył długopis i popatrzył na mnie z bezczelnym uśmiechem. Chwilę później jego wzrok zjechał na mój dekolt. Odsunęłam się i założyłam ręce, zasłaniając go. Daniel oparł się na krześle. Świnia.

- Po prostu uważam, że masz talent do języka. Szkoda byłoby go zmarnować, nie sądzisz? Poza tym masz dużą szansę na wygranie. A za pocałunek już przeprosiłem.

- Wiesz co, w porządku. Pomożesz mi w projekcie, i w przygotowaniu do konkursu. W środy i w piątki. Ale jeśli jeszcze raz mnie pocałujesz, przysięgam, powiem dyrekcji, że mnie molestujesz.
Uśmiech Daniela nie gasł.

- Zrobiłabyś to?
Przybrałam wyzywającą pozę.

- Chcesz się przekonać?

- Okej, okej. A co jeżeli mnie o to poprosisz?

- Ja? Miałabym Cię prosić, żebyś mnie pocałował?
Zaśmiałam się ironicznie.

- Chyba w twoich snach.

- Ale co jeżeli? - nalegał.

- Uwierz mi, że to się nigdy nie stanie.
- Jesteś tego bardzo pewna. Nie powinnaś.
Przez kilka sekund mierzyliśmy się wzrokiem. Nie miałam zamiaru pierwsza odpuszczać. Przy okazji zauważyłam, że koszulka, którą miał a sobie, świetnie opinała jego, przypuszczam, umięśnione ciało.

- Przekonamy się - powiedział.

- Raczej nie.
Kiedy wyszłam, pewność mnie opuściła. Kiedy na mnie patrzył chciałam, żeby mnie pocałował. A nawet więcej.


*tego samego dnia po południu*

Jak ja uwielbiam zaskakiwać Dianę. Chociaż w tym wypadku zaskoczona byłoby chyba za mało powiedziane. Diana była  w szoku.
Siedziałyśmy w kuchni, pałaszując przygotowaną na szybko kolację. Jej widelec zawisł w powietrzu, a ja mogłam obserwować zawartość jej buzi.

- Ale, że tak samo wygląda?

- Przysięgam, jest prawie identyczny.
Diana odłożyła sztuciec.

- Jeśli nie zrobiłaś mu zdjęcia, zamorduję cię.
Udałam zawstydzoną.

- Przykro mi...
- I masz się z nim spotykać dwa razy w tygodniu?
Przewróciłam oczami.

- To tylko zajęcia dodatkowe, nic więcej.
Diana poruszyła sugestywnie brwiami.

- Uważaj bo Ci uwierzę.
Zaśmiałam się nerwowo, przypominając sobie moje myśli po wyjściu z klasy. Nagle spoważniałam.

- Nie, mówię serio.
Diana zmarszczyła czoło.
- Angie, ale dlaczego?
Zaczęłam bawić się jedzeniem na talerzu.

- To nie jest czas na nowy związek.
Moja przyjaciółka wstała i kucnęła tuż obok mnie.

- To jest jak najbardziej najodpowiedniejszy czas.
Pokręciłam głową.

- Nie, Diana. I nie sądzę, żeby to miało się szybko zmienić.
Chwyciła za moją dłoń i uścisnęła ją lekko.

- Myślę, że to jest właśnie to, czego chciałby Harry.
Zagryzłam wargę.

- Żebyś była szczęśliwa, zamiast ciągle płakać.

- Nienawidził, kiedy płakałam - powiedziałam cicho.

- No widzisz... Nie mówię Ci, że masz zacząć spotykać się z kimś już od dzisiaj i od razu wchodzić w poważny związek. I nie mówię też, że to ma być Daniel. Pomyśl tylko nad tym, że twoje życie biegnie dalej. Nie możesz żyć przeszłością, bo to nie ma sensu. Jej nie da się już zmienić, a przyszłość jest jeszcze nienapisana.
- Tylko, że ja naprawdę jestem zmęczona traceniem ludzi.

- Mnie się tak łatwo nie pozbędziesz.
Przytuliłam ją bardzo mocno, w pewnym sensie jako podziękowanie za to co powiedziała, ale głównie za to, że tu jest.

- Dziękuje, kochana.
Diana pocałowała mnie w policzek i uśmiechnęła się.

- No dobra, a teraz jedzmy dalej, bo zaraz padnę z głodu.


Kilka dni później

Byłam w trakcie robienia prania, kiedy do łazienki niczym błyskawica wleciała Diana. Ledwo zarejestrowałam ten fakt, więc odwróciłam się do niej z lekką obawą. Jej policzki były zaróżowione, a twarz roześmiana. Zbytnio ten fakt mnie nie zdziwił, była przecież na randce z Niallem. Zawsze wtedy wracała taka rozchichrana, ale dzisiaj coś zwróciło moją uwagę w jej zachowaniu, ale nie potrafiłam stwierdzić co.

- Angie, o mój boże, pewnie za chwilkę pomyślisz że jestem psychiczna albo coś, ale o kurde wiem co widziałam a jak mi nie wierzysz to Niall też tam był i też go widział o mój boże to jest niemożliwe, ale jestem pewna!!
Wybałuszyłam oczy. Wow, dużo słów jak na jeden oddech.
Złapałam ją za ramiona, próbując zwrócić jej uwagę.

- Hej, hej, oddychaj.
Po paru sekundach w miarę się uspokoiła, chociaż wciąż była rozkojarzona.

- Już w porządku?
Pokiwała głową.

- Więc teraz spokojnie powiedz mi, co się stało.

- Widziałam go, ja naprawdę go widziałam!

- Kogo?

- Harry'ego!
Zdębiałam.

- Kogo?!

- No Harry'ego!
- Tego Harry'ego?

-Tego samego!
Naprawdę popatrzyłam się na nią jak na wariata.

- Diana, czy uderzyłaś się w głowę?

- Co? Nie! Widziałam go! Szedł sobie po szkolnym parkingu, akurat tamtędy przejeżdżaliśmy... To był on!
Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze.

- Diana, Harry nie żyje. Widziałaś kogoś innego, rozumiesz. Kogoś innego.

- Ale Angie, jestem pewna!

- Posłuchaj. Jest ciemno, wy byliście w ruchu. Wiele jest chłopaków podobnych do Harry'ego. Musiało Ci się przywidzieć - powiedziałam z naciskiem.
Diana patrzyła na mnie z uparciem, jakby oczekiwała, że jej uwierzę. Ale to tak jak uwierzyć, że jednorożce są prawdziwe.

- Przepraszam, muszę dokończyć pranie.
Przyjaciółka patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, po czym bez słowa wyszła z łazienki. Rzuciłam bluzką, którą właśnie trzymałam.
Tak bardzo chciałabym, żeby to była prawda. Ale ja wiedziałam, jaka ona jest. Harry nie żyje i nigdy nie wróci. Chociaż to boli jak zderzenie z tirem, to fakt.
Ale nadzieja jest matką głupich.



 ________________________

Mam nadzieje, że rozdział się podoba.
chyba nic więcej nie napisze jak tylko to że przypominam o hashtagu #nyaPL

Administrator