22 lip 2016

Rozdział 86

 Dźwięk jego głosu wywołał we mnie prawdziwy szok. To już nie był ten ciepły, lekko ochrypły głos, którego mogłam słuchać godzinami. Głos chłopaka stojącego przede mną był suchy, jakby wyprany z emocji. Wstałam i powiedziałam Danielowi, że muszę iść do łazienki. Niekoniecznie się tym przejął, znowu skupiając swoją uwagę na telefonie. Zielonookiemu dałam dyskretny znak, żeby poszedł za mną. Miałam nogi jak z waty. Czułam jak jego wzrok wypala dziurę w moich plecach. Bez wahania wszedł za mną do damskiej toalety. Prawdziwy cud, że była ona pusta. Wzięłam głęboki wdech. Odwróciłam się, a on stał tam nadal. To nie był sen. Chciałam go dotknąć, poczuć jego skórę pod moimi palcami. Zamiast tego wymierzyłam mu policzek. Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Skąd we mnie ostatnio tyle agresji?
Podniósł rękę do twarzy. Prychnął głośno, a jego usta wygięły się w drwiącym uśmiechu.

-
Zadziorna. Lubię takie.
Czułam, jak ogarnia mnie wściekłość. Jeszcze parę minut mogłam to jakoś wytłumaczyć. Że to nie on, tylko jego sobowtór, bo on leży pochowany na cmentarzu. Jednak po tym, jak się odezwał nie można było mówić o żadnej pomyłce.

-
Tylko tyle? - powiedziałam. Mój głos brzmiał piskliwie.
- Co tylko tyle?

-
Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nic więcej?
Udał, że głęboko nad tym myśli, ale wciąż się uśmiechał.
Ten uśmiech wyprowadzał mnie z równowagi i wzbudzał wspomnienia, które pozostawały głęboko schowane.

-
Eeeemm... cześć?

-
Niewiarygodne. Po prostu... niewiarygodne.
Odwróciłam się do niego plecami i pochyliłam nad umywalką. Co jeżeli odwrócę się znowu, a jego tam nie będzie? Może zwariowałam? Zamknęłam oczy.
Dlaczego on się tak zachowuje? Jak... nie on?
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Odwróciłam się, ale byłam sama. Wybiegłam za nim, ale on na swoich długich nogach był już na zewnątrz. Ruszyłam za nim.
Nagle przypomniałam sobie o Danielu. Siedział przy stoliku tam gdzie go zostawiłam, i nerwowo spoglądał na zegarek. Chłopak był już na końcu ulicy, tam gdzie zostawił motor.
Drugi raz nie pozwolę mu odejść. Nie ma opcji.
Podeszłam do stolika i nerwowo wytłumaczyłam:

-
Przepraszam, źle się czuję. Koleżanka odwiezie mnie do domu. Nie musisz się trudzić. Wiem, że masz sporo klasówek do sprawdzenia.
Daniel wydawał się nieprzekonany.

-
Jesteś pewna? Ja mogę...

-
Tak , jestem. Widzimy się jutro na lekcji. Pa.
Szybkim krokiem ruszyłam wzdłuż ulicy. Prawdę mówiąc, wystarczyłoby że Daniel się odwróci i od razu wiedziałby, że to ściema. Kiedy spojrzałam za nim, rozmawiał przez telefon, kompletnie nie zainteresowany moją osobą. Może to i dobrze.
Przyspieszyłam kroku. Chłopak zakładał na siebie skórzaną kurtkę. W gruncie rzeczy dopiero teraz dokładniej przyjrzałam się jego strojowi. Te ciuchy nie były w jego stylu. Zbyt mroczne, depresyjne. Ale trzeba było przyznać, w tej kurtce wyglądał... zabójczo.
Szybko przebierałam nogami, ale wciąż byłam za daleko. Niech szlag mnie trafi, że akurat dzisiaj musiałam założyć buty z obcasem.
Patrzyłam co chłopak robi. Przerzucił nogę przez motor. Nie wiedziałam, że on umie jeździć, nigdy nie powiedział mi o tym. Ta maszyna tak wspaniale do niego pasowała. Wyglądał tak niebezpiecznie... i cholernie seksownie.

-
Harry! - wrzasnęłam, ale mój głos został zagłuszony przez głośny warkot silnika. On nie może odjechać!
Zaczęłam machać rękami i krzyczeć, żeby mnie zauważył. Niestety, odjechał. Patrzyłam jak nabiera prędkości i z piskiem opon skręca, znikając mi z oczu. Opuściłam ręce, zrezygnowana.
Kurwa, to nie mogło być przywidzenie. Jestem pewna, że to był on. Te oczy, ten głos... niby on, ale tak jakby nie do końca.
Złapałam się za głowę.

-
Ja chyba oszalałam. - powiedziałam na głos.
Ten motor... tak wiele razy go widziałam... czyli za każdym razem to był on?
Mój Harry. Mój cudowny Harry. Całkiem żywy.
Łzy popłynęły z moich oczu, a z gardła wydobył się niekontrolowany śmiech. Dopiero teraz zaczynało do mnie docierać wszystko to, co się stało. Wytarłam policzki, nie mogąc się opanować. To naprawdę był on!
Ale odjechał. A ja nie wiem gdzie.
Sięgnęłam do boku, chcąc wyciągnąć telefon z torebki, ale moja ręka trafiła na pustkę. O boże. Zostawiłam ją przerzuconą przez poręcz krzesła. Miałam nadzieję, że Daniel wciąż tam siedział. Dalej rozmawiał przez telefon, śmiejąc się głośno.

-
... głupia, prawda?
Kiedy mnie spostrzegł, szybko rozłączył się.

-
Angie? Co się stało?
Zmieszana, podrapałam się w głowę.

-
Zapomniałam torebki - wskazałam na nią palcem.

-
Ach, przepraszam, nie zauważyłem jej - odparł... z ulgą?

-
To... ja już pójdę - zrobiłam krok w tył. Boże, jak ja głupio się czułam.

-
Kocham Cię - uśmiechnął się czule.

-
Ja Ciebie... też.
Zmarszczył czoło, słysząc moje wahanie, ale nic nie powiedział. Pierwszy raz to zdanie nie chciało mi przejść przez gardło. I z całą pewnością wiedziałam, że jest temu winny chłopak na motorze.
Ruszyłam ponownie wzdłuż ulicy. Wyjęłam pośpiesznie komórkę i wybrałam numer mojej współlokatorki.

-
Słucham?

-
Diana, przyjedź po mnie szybko - podałam jej adres - Pośpiesz się, błagam Cię.

-
Już wsiadam do samochodu. Wszystko w porządku? Randka się udała.
Żeby to było moim jedynym zmartwieniem.

-
Wszystko Ci opowiem, tylko proszę, przyjedź.
Zakończyłam rozmowę i rozglądałam się nerwowo. Naprawdę miałam nadzieję, że zaraz wyjedzie z zakrętu. Ja wsiądę na motor, obejmę go w pasie. Pojedziemy gdzieś daleko. I będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Ale w prawdziwym świecie po paru minutach, które dłużyły się w nieskończoność, zatrzymała się moja przyjaciółka, o mało co nie ochlapując mnie całej wodą z ogromnej kałuży. Szybko usiadłam obok miejsca kierowcy.
Diana spojrzała na mnie z niecierpliwością.

-
No opowiadaj!
Zaczęłam mówić i pośpiesznie tłumaczyć całą tą akcję. Słowa wylatywały z moich ust jak pociski. Um bliżej było do końca całej opowieści, tym bardziej umacniałam się w przekonaniu, że to wszystko było jak najbardziej realne.

-
Angie, powiedz że najadłaś się grzybków halucynków.
Pokręciłam głową.

-
To był Harry - powiedziałam z przekonaniem - Dotykałam go... znaczy uderzyłam -zakryłam twarz dłońmi - Powinnam go pocałować. Przytulić i już nigdy nie puszczać.
Diana położyła mi dłoń na ramieniu i lekko ścisnęła.

-
Teraz skup się na czym innym - spojrzałam na nią przez palce - Gdzie mógł pojechać? Jakieś wasze wspólne miejsce, wyjątkowe dla was obojga? Jakis bar, restauracja?
Pokręciłam głową, która coraz bardziej mnie bolała. Otworzyłam torebkę i zaczęłam szukać tabletek przeciwbólowych, które chyba mi się skończyły. Otworzyłam schowek i przekopywałam się przez papiery, które tam powrzucałyśmy.

-
Co szukasz? - spytała Diana.
Nagle rozległ się brzęk kluczy. Wyciągnęłam je za zawieszkę. Jeszcze jedna para do domu Harry'ego.
Zakryłam usta i zaczęłam się śmiać jak psychiczna. Diana zmarszczyła czoło i patrzyła na mnie zdezorientowana. Po chwili zrozumiała chyba, do czego są te klucze. Włączyła silnik i wrzuciła pierwszy bieg. Zaczęłam obgryzać skórkę wokół kciuka. Paskudny nawyk, od którego zdawało mi się, że odzwyczaiłam się. Już spory kawałek od domu wiedziałam, że nie myliłam się. Potężna maszyna stała przy bramie zamkniętego garażu.

-
Chcesz, żebym... - zaczęła Diana.

-
Muszę sama - przerwałam jej. - Dziękuję, że przyjechałaś.
Jeszcze zanim samochód się zatrzymał, otworzyłam drzwi i pobiegłam ścieżką prowadzącą do drzwi wejściowych. Tak dawno tutaj nie byłam. Nacisnęłam klamkę, drzwi były otwarte. Zupełnie jakby na mnie czekał... Albo tak tylko sobie wmawiałam.
Szybko weszłam i w pierwszym odruchu weszłam do salonu, który był pusty. Następna była kuchnia.
Harry stał po jej drugiej stronie, oparty o blat. W ręku trzymał butelkę piwa. Kiedy weszłam, jego usta wygięły się w drwiącym uśmiechu.

-
A jednak się domyśliłaś.
Stałam w progu, niezdolna do zrobienia nawet małego kroczka.

-
Czy... czy to naprawdę Ty?
Musiałam spytać, mieć pewność. Musiałam usłyszeć to od niego.

-
A niby kto? Bóg seksu?
Nagle przestał się uśmiechać. Wydawał się poirytowany.

-
Poważnie jesteś taka głupia, żeby nie domyśleć się, że nie mogłem wtedy zginąć?

-
Ale lekarz... on powiedział...

-
Pieprzyć lekarza - mruknął - Wszyscy Cię okłamywali od samego początku.
Czułam, że robi mi się słabo.

-
Co masz na myśli?

-
Tylko Ty niczego nie zauważałaś - mówił dalej, jakbym w ogóle nie zadała pytania -
Byłaś tak ślepa, że nie widziałaś niczego poza czubkiem własnego nosa.
Zagryzłam wargę.

-
Jak możesz tak mówić?

-
Wszyscy wiedzieli, że to pic - wzruszył ramionami - No, może oprócz jednej osoby, mojej siostry. A no i tej twojej koleżanki z ośrodka.
Otworzyłam usta, oniemiała. Harry mnie papugował.

-
No co się tak dziwisz? Taka prawda.
Znowu wzruszył ramionami i wziął łyk alkoholu. Podeszłam do niego na wyciągnięcie ręki. Zmrużyłam oczy, czując jak całe moje ciało drży. Dosłownie każdy mój nerw, każdy mięsień ciągnął mnie do niego, łaknąc jego dotyku. Z najwyższym trudem utrzymałam ręce przy sobie.

-
Prawda jest taka, że przez okrągły rok myślałam, że nie żyjesz. Że straciłam Cię na zawsze, miłość mojego życia. Byłam w szpitalu, kiedy lekarz powiedział mi, że przestałeś oddychać. Pocieszałam Gemmę, która była naprawdę zdruzgotana. Patrzyłam, jak Twoja trumna jest wkładana do grobu i zakopywana. Chciałam się przez Ciebie zabić! - sapnęłam, a on dalej patrzył na mnie bez żadnej emocji - Kiedy wszystko powoli zaczęło wracać do normy, ciągle wydawało mi się, że Cię widzę. W sklepie, w szkole, w kinie. Później wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Wszędzie widziałam motor. Twój motor. Myślałam, że tracę zmysły. O mało co nie zginęłam w wypadku. Zaro nie wiezieli, co ze mną robić.

-
A właśnie, a propos nich. Oni też wiedzieli.
Zatkało mnie. Potrzebowałam paru dłuższych chwil, zanim znowu się odezwałam.

-
Wiedzieli?

-
Od. Samego. Początku. - powiedział, akcentując każde słowo.

-
Kłamiesz. - wyszeptałam, sama w to nie wierząc.

-
A czemu miałbym to robić?

-
Bo to nie byłby pierwszy raz.
Na jego czole pojawiła się zmarszczka.

-
Możesz mówić jaśniej?

-
Lucy. Lucy River. Mówi Ci coś to nazwisko? Przez tak długi czas okłamywałeś mnie. Myślałam, że byłeś jej chłopakiem, a jej ojciec jest po prostu przewrażliwiony i nie chce, żeby uciekł mu sprzed nosa taki dobry kandydat na zięcia. I wiesz kto powiedział mi prawdę? Lucas.
Mój były, którego miałam zamiar unikać do końca życia. W kwadrans dowiedziałam się więcej, niż od Ciebie przez prawie rok związku.
Gestykulowałam zamaszyście, mimowolnie podnosząc głos. Harry uniósł dłoń dając mi znak, żebym się uciszyła.

-
A czy chociaż raz przeszło Ci przez tą twoją blond główkę dlaczego Ci nie powiedziałem?

-
Wstydziłeś się? - strzeliłam.
Harry sztucznie się zaśmiał.

-
Żeby Cię chronić. Myślisz że chciałem, żebyś wiedziała o całej tej pojebanej sprawie? Chciałem trzymać Cię od tego z daleka, bo sama miałaś wystarczająco dużo własnych problemów.
Och.

-
Jestem Ci za to wdzięczna, ale naprawdę myślisz, że to był dobry pomysł? Jak sądzisz, jak czułam się, kiedy znalazłam list od Ciebie, brzmiący jak jakieś cholerne pożegnanie? I kartkę z informacją, że Lucy jest w szpitalu? - Odchrząknęłam, gdyż zaczęłam tracić głos - Kazali Ci zniknąć i ty to zrobiłeś.
Harry odstawił butelkę z hukiem. Trochę piwa wylało się na blat.

-
Byłem gotów zrobić wszystko, bylebyś była bezpieczna. Nawet upozorowałem własną śmierć. Kochałem Cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.
Wzrok zaczął mi się zamazywać przez łzy. Zbyt dużo doświadczeń naraz. Nie umknęło mojej uwadze, że użył czasu przeszłego.
Harry przewrócił oczami.

-
Jezu, tylko nie rycz.
Nerwowymi ruchami wytarłam oczy i zacisnęłam dłonie w pięści.

-
Nie mam zamiaru. Wiesz, teraz ja coś Ci powiem. Nie wiem po co wróciłeś. Naprawdę Cię nie rozumiem. Skoro tak trudno było Cię mnie okłamywać, żeby, jak ty to mówisz mnie chronić”, dlaczego po prostu ze mną nie zerwałeś? Mogłeś wyrzucić mnie z domu. Dlaczego musiałeś urządzać taki cyrk?

-
Myślisz, że rozstanie z Tobą rozwiązałoby problem? -odwrócił się do mnie plecami i popatrzył przez okno. Zaczynało się już ściemniać. - Gówno by to dało. Oni i tak nie daliby Ci spokoju. To było jedyne wyjście.

-
Kto? O kim mówisz?
Pokręcił głową i nic nie powiedział.

-
Wszystko zaczęło się układać - westchnęłam - Dawałam sobie radę. Mam chłopaka i jestem szczęśliwa. Ale nagle ty zmartwychwstałeś. I popsułeś wszystko.
Ledwo skończyłam zdanie, zakryłam dłonią usta. Nie wierzyłam, że to powiedziałam. W ogóle tak nie myślałam. W chwili, kiedy go zobaczyłam, Daniel przestał się liczyć.
Harry odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy.

-
Nie to miałam na myśli... - wyjąkałam.

-
Dokładnie to miałaś na myśli - wycedził i zacisnął pięść - Tylko, że ja wiem o wiele więcej od Ciebie.

-
Na przykład?

-
Jesteś z tym nauczycielem tylko dlatego, że wygląda jak ja.

-
Nie prawda - zaprzeczyłam.

-
Prawda. Pomyśl. Wygląda jak ja, zachowuje się jak ja. Ty go nawet nie kochasz.

-
A skąd taka pewność?

-Bo wci
ąż kochasz MNIE.
Prychnęłam.

-
Jesteś bezczelny.
Znowu podniósł butelkę i wypił ją do dna. Obserwowałam każdy jego ruch. Nie zachowywał się tak jak kiedyś. Ale to nie zmienia faktu, że miałam straszną ochotę go pocałować. Tylko, że bałam się to zrobić.

-
Nie wiem jak możesz się z nim całować - skrzywił się, jakby ta myśl wzbudzała w nim obrzydzenie.
Uniosłam brwi.

-
To znaczy?
Harry uśmiechnął się tak, jakby znał największą tajemnicę pod słońcem.

-
Jeśli chcesz, to mogę Ci powiedzieć... Nie, mogę Ci nawet pokazać. Tylko musisz ze mną pojechać w pewne miejsce.
Założyłam ręce na znak, że nie mam zamiaru się stąd ruszać.

-
Niby dlaczego miałabym z tobą gdziekolwiek jechać? Z dnia na dzień pojawiasz się w moim życiu, twierdzisz że wszyscy z mojego otoczenia okłamują mnie od wielu miesięcy, a teraz jeszcze twierdzisz, że chłopak z którym się spotykam ma przede mną jakieś tajemnice.
Harry spojrzał na mnie z politowaniem.

-
Przestałaś się w końcu nad sobą użalać?
Otworzyłam usta, oniemiała.

-
Jeśli wolisz wciąż żyć w kłamstwie, proszę bardzo. Ja naprawdę chciałem dobrze.
Coś mi podpowiadało, że to ostatnie zdanie tyczyło się całokształtu sytuacji.
Harry wsadził ręce do kieszeni obcisłych spodni i przeszedł obok mnie leniwym krokiem. Zaczął wspinać się po schodach na górę, kiedy westchnęłam i rzuciłam:

-
No dobra, pojadę. Tylko daj mi chwilę.
Patrzył na mnie rozbawiony, kiedy wystrzeliłam jak torpeda z domu i pobiegłam do samochodu. Usiadłam z przodu i zamknęłam drzwi. Spojrzałam na przyjaciółkę i wyszeptałam:

-
To on.
Diana przeraźliwie pisnęła i zaczęła mnie ściskać.

-
Skarbie, to cudownie! Nie do końca wierzę w to, co słyszę, ale O MÓJ BOŻE.

-
Chce żebym gdzieś z nim pojechała. Mówi, że to chodzi o Daniela.
Diana uniosła w zdziwieniu brwi.

-
O Profesorka?

-
Błagam, przestań go tak nazywać. To brzmi jakbyś mówiła o jakimś dziadku.
Diana zachichotała. Wzięła moją torebkę, wyciągnęła z niej telefon i wcisnęła mi w rękę.

-
Masz być w kontakcie, rozumiesz? Nawet w środku nocy, dzwoń. Przyjadę i nakopię mu do tego zgrabnego tyłka. A teraz uciekaj.

Kiedy ja wysiad
łam z samochodu, Harry wyszedł właśnie z domu. Wkładał ręce w rękawki tej swojej boskiej kurtki. Spojrzałam na Dianę, która miała taki wyraz twarzy, jakby zobaczyła latającą świnię. Wsadziłam komórkę do kieszeni.
Harry stanął przy motorze i obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem.

-
Ruszysz się dzisiaj?
Usiadł na motorze i wsadził kluczyk. Stanęłam koło niego jak wryta.

-
No co? - warknął.

-
Nie mam zamiaru jechać bez kasku.
Harry westchnął ciężko i wstał. Wyciągnął z bagażnika czarny kask i rzucił mi go. Założyłam go i kilka razy sprawdziłam, czy dobrze go zapięłam. Usadowiłam się za Harry'm. Od razu zarejestrowałam fakt, że moje kolana i uda dotykają jego nóg. Za chwilę odsunął się tak, żeby mnie nie dotykać.

-
Złap się czegoś.

-
Mogę Ciebie? - pisnęłam, przerażona perspektywą, że zaraz będziemy jechać szybko,bardzo szybko.

-
Złap się z tyłu - warknął.
Wykrzywiłam się i sięgnęłam do tyłu. Mocno złapałam się, a mięśnie mimowolnie mi się napięły.

-
Nigdy nie jechałam motorem.
Harry zaśmiał się.

-
Zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Pisnęłam cicho, kiedy Harry odpalił motor i lekko nami zarzuciło. Uderzyłam go w plecy.

-
Zrobiłeś to specjalnie!
Harry roześmiał się. Najbardziej bolało mnie to, że ten śmiech zabrzmiał jak dawny Harry.
A miałam wrażenie, że jest on inną osobą.
I że utraciłam go bezpowrotnie.
Zabolało Bardzo.
_______________________
A więc tak macie nowy rozdział po bardzo długiej przerwie, ale z tego co widze to tylko dwie osoby czytają, więc może tez dla tego nam się nie chce nic dodawać.
Gify dodam póżniej, bo aktualnie nie wyrobie się.
nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, pewnie bedzieci musieli czekać kolejne pół roku na nowy rozdział, aż ktoś skomentuje bo bardzo malutko was zostało i nie wiem czy wgl jest po co to ciągnąc dalej

Administrator