Dźwięk
jego głosu
wywołał
we mnie prawdziwy szok. To już
nie był
ten ciepły,
lekko
ochrypły
głos,
którego
mogłam
słuchać
godzinami. Głos
chłopaka
stojącego
przede mną
był
suchy,
jakby
wyprany z emocji. Wstałam
i powiedziałam
Danielowi,
że
muszę
iść
do łazienki.
Niekoniecznie się
tym przejął,
znowu
skupiając
swoją
uwagę
na telefonie. Zielonookiemu dałam
dyskretny znak,
żeby
poszedł
za mną.
Miałam
nogi jak z waty.
Czułam
jak jego wzrok wypala dziurę
w moich plecach.
Bez
wahania wszedł
za mną
do damskiej toalety.
Prawdziwy
cud,
że
była
ona pusta.
Wzięłam
głęboki
wdech.
Odwróciłam
się,
a
on stał
tam nadal.
To
nie był
sen.
Chciałam
go dotknąć,
poczuć
jego skórę
pod moimi palcami.
Zamiast
tego wymierzyłam
mu policzek.
Naprawdę
nie wiem co się
ze mną
dzieje.
Skąd
we mnie ostatnio tyle agresji?
Podniósł
rękę
do twarzy.
Prychnął
głośno,
a
jego usta wygięły
się
w drwiącym
uśmiechu.
- Zadziorna. Lubię takie.
Czułam,
jak
ogarnia mnie wściekłość.
Jeszcze
parę
minut mogłam
to jakoś
wytłumaczyć.
Że
to nie on,
tylko
jego sobowtór,
bo
on leży
pochowany na cmentarzu.
Jednak
po tym,
jak
się
odezwał
nie można
było
mówić
o żadnej
pomyłce.
- Tylko tyle? - powiedziałam. Mój głos brzmiał piskliwie.
-
Co
„tylko
tyle”?
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nic więcej?
Udał,
że
głęboko
nad tym myśli,
ale
wciąż
się
uśmiechał.
Ten
uśmiech
wyprowadzał
mnie z równowagi
i wzbudzał
wspomnienia,
które
pozostawały
głęboko
schowane.
- Eeeemm... cześć?
- Niewiarygodne. Po prostu... niewiarygodne.
Odwróciłam
się
do niego plecami i pochyliłam
nad umywalką.
Co
jeżeli
odwrócę
się
znowu,
a
jego tam nie będzie?
Może
zwariowałam?
Zamknęłam
oczy.
Dlaczego
on się
tak zachowuje?
Jak...
nie
on?
Usłyszałam
dźwięk
zamykanych drzwi.
Odwróciłam
się,
ale
byłam
sama.
Wybiegłam
za nim,
ale
on na swoich długich
nogach był
już
na zewnątrz.
Ruszyłam
za nim.
Nagle
przypomniałam
sobie o Danielu.
Siedział
przy stoliku tam gdzie go zostawiłam,
i nerwowo spoglądał
na zegarek.
Chłopak
był
już
na końcu
ulicy,
tam
gdzie zostawił
motor.
Drugi
raz nie pozwolę
mu odejść.
Nie
ma opcji.
Podeszłam
do stolika i nerwowo wytłumaczyłam:
- Przepraszam, źle się czuję. Koleżanka odwiezie mnie do domu. Nie musisz się trudzić. Wiem, że masz sporo klasówek do sprawdzenia.
Daniel
wydawał
się
nieprzekonany.
- Jesteś pewna? Ja mogę...
- Tak , jestem. Widzimy się jutro na lekcji. Pa.
Szybkim
krokiem ruszyłam
wzdłuż
ulicy.
Prawdę
mówiąc,
wystarczyłoby
że
Daniel się
odwróci
i
od razu wiedziałby,
że
to ściema.
Kiedy
spojrzałam
za nim,
rozmawiał
przez telefon,
kompletnie
nie zainteresowany moją
osobą.
Może
to i dobrze.
Przyspieszyłam
kroku.
Chłopak
zakładał
na siebie skórzaną
kurtkę.
W
gruncie rzeczy dopiero teraz dokładniej
przyjrzałam
się
jego strojowi.
Te
ciuchy nie były
w jego stylu.
Zbyt
mroczne,
depresyjne.
Ale
trzeba było
przyznać,
w
tej kurtce wyglądał...
zabójczo.
Szybko
przebierałam
nogami,
ale
wciąż
byłam
za daleko.
Niech
szlag mnie trafi,
że
akurat dzisiaj musiałam
założyć
buty z obcasem.
Patrzyłam
co chłopak
robi.
Przerzucił
nogę
przez motor.
Nie
wiedziałam,
że
on umie jeździć,
nigdy
nie powiedział
mi o tym.
Ta
maszyna tak wspaniale do niego pasowała.
Wyglądał
tak niebezpiecznie...
i
cholernie seksownie.
- Harry! - wrzasnęłam, ale mój głos został zagłuszony przez głośny warkot silnika. On nie może odjechać!
Zaczęłam
machać
rękami
i krzyczeć,
żeby
mnie zauważył.
Niestety,
odjechał.
Patrzyłam
jak nabiera prędkości
i z piskiem opon skręca,
znikając
mi z oczu.
Opuściłam
ręce,
zrezygnowana.
Kurwa,
to
nie mogło
być
przywidzenie.
Jestem
pewna,
że
to był
on.
Te
oczy,
ten
głos...
niby
on,
ale
tak jakby nie do końca.
Złapałam
się
za głowę.
- Ja chyba oszalałam. - powiedziałam na głos.
Ten
motor...
tak
wiele razy go widziałam...
czyli
za każdym
razem to był
on?
Mój
Harry.
Mój
cudowny Harry.
Całkiem
żywy.
Łzy
popłynęły
z moich oczu,
a
z gardła
wydobył
się
niekontrolowany śmiech.
Dopiero
teraz zaczynało
do mnie docierać
wszystko to,
co
się
stało.
Wytarłam
policzki,
nie
mogąc
się
opanować.
To
naprawdę
był
on!
Ale
odjechał.
A
ja nie wiem gdzie.
Sięgnęłam
do boku,
chcąc
wyciągnąć
telefon z torebki,
ale
moja ręka
trafiła
na pustkę.
O
boże.
Zostawiłam
ją
przerzuconą
przez poręcz
krzesła.
Miałam
nadzieję,
że
Daniel wciąż
tam siedział.
Dalej
rozmawiał
przez telefon,
śmiejąc
się
głośno.
- ... głupia, prawda?
Kiedy
mnie spostrzegł,
szybko
rozłączył
się.
- Angie? Co się stało?
Zmieszana,
podrapałam
się
w głowę.
- Zapomniałam torebki - wskazałam na nią palcem.
- Ach, przepraszam, nie zauważyłem jej - odparł... z ulgą?
- To... ja już pójdę - zrobiłam krok w tył. Boże, jak ja głupio się czułam.
- Kocham Cię - uśmiechnął się czule.
- Ja Ciebie... też.
Zmarszczył
czoło,
słysząc
moje wahanie,
ale
nic nie powiedział.
Pierwszy
raz to zdanie nie chciało
mi przejść
przez gardło.
I
z całą
pewnością
wiedziałam,
że
jest temu winny chłopak
na motorze.
Ruszyłam
ponownie wzdłuż
ulicy.
Wyjęłam
pośpiesznie
komórkę
i wybrałam
numer mojej współlokatorki.
- Słucham?
- Diana, przyjedź po mnie szybko - podałam jej adres - Pośpiesz się, błagam Cię.
- Już wsiadam do samochodu. Wszystko w porządku? Randka się udała.
Żeby
to było
moim jedynym zmartwieniem.
- Wszystko Ci opowiem, tylko proszę, przyjedź.
Zakończyłam
rozmowę
i rozglądałam
się
nerwowo.
Naprawdę
miałam
nadzieję,
że
zaraz wyjedzie z zakrętu.
Ja
wsiądę
na motor,
obejmę
go w pasie.
Pojedziemy
gdzieś
daleko.
I
będziemy
żyć
długo
i szczęśliwie.
Ale
w prawdziwym świecie
po paru minutach,
które
dłużyły
się
w nieskończoność,
zatrzymała
się
moja przyjaciółka,
o
mało
co nie ochlapując
mnie całej
wodą
z ogromnej kałuży.
Szybko
usiadłam
obok miejsca kierowcy.
Diana
spojrzała
na mnie z niecierpliwością.
- No opowiadaj!
Zaczęłam
mówić
i pośpiesznie
tłumaczyć
całą
tą
akcję.
Słowa
wylatywały
z moich ust jak pociski.
Um
bliżej
było
do końca
całej
opowieści,
tym
bardziej umacniałam
się
w przekonaniu,
że
to wszystko było
jak najbardziej realne.
- Angie, powiedz że najadłaś się grzybków halucynków.
Pokręciłam
głową.
- To był Harry - powiedziałam z przekonaniem - Dotykałam go... znaczy uderzyłam -zakryłam twarz dłońmi - Powinnam go pocałować. Przytulić i już nigdy nie puszczać.
Diana
położyła
mi dłoń
na ramieniu i lekko ścisnęła.
- Teraz skup się na czym innym - spojrzałam na nią przez palce - Gdzie mógł pojechać? Jakieś wasze wspólne miejsce, wyjątkowe dla was obojga? Jakis bar, restauracja?
Pokręciłam
głową,
która
coraz bardziej mnie bolała.
Otworzyłam
torebkę
i zaczęłam
szukać
tabletek przeciwbólowych,
które
chyba mi się
skończyły.
Otworzyłam
schowek i przekopywałam
się
przez papiery,
które
tam powrzucałyśmy.
- Co szukasz? - spytała Diana.
Nagle
rozległ
się
brzęk
kluczy.
Wyciągnęłam
je za zawieszkę.
Jeszcze
jedna para do domu Harry'ego.
Zakryłam
usta i zaczęłam
się
śmiać
jak psychiczna.
Diana
zmarszczyła
czoło
i patrzyła
na mnie zdezorientowana.
Po
chwili zrozumiała
chyba,
do
czego są
te klucze.
Włączyła
silnik i wrzuciła
pierwszy bieg.
Zaczęłam
obgryzać
skórkę
wokół
kciuka.
Paskudny
nawyk,
od
którego
zdawało
mi się,
że
odzwyczaiłam
się.
Już
spory kawałek
od domu wiedziałam,
że
nie myliłam
się.
Potężna
maszyna stała
przy bramie zamkniętego
garażu.
- Chcesz, żebym... - zaczęła Diana.
- Muszę sama - przerwałam jej. - Dziękuję, że przyjechałaś.
Jeszcze
zanim samochód
się
zatrzymał,
otworzyłam
drzwi i pobiegłam
ścieżką
prowadzącą
do drzwi wejściowych.
Tak
dawno tutaj nie byłam.
Nacisnęłam
klamkę,
drzwi
były
otwarte.
Zupełnie
jakby na mnie czekał...
Albo
tak tylko sobie wmawiałam.
Szybko
weszłam
i w pierwszym odruchu weszłam
do salonu,
który
był
pusty.
Następna
była
kuchnia.
Harry
stał
po jej drugiej stronie,
oparty
o blat.
W
ręku
trzymał
butelkę
piwa.
Kiedy
weszłam,
jego
usta wygięły
się
w drwiącym
uśmiechu.
- A jednak się domyśliłaś.
Stałam
w progu,
niezdolna
do zrobienia nawet małego
kroczka.
- Czy... czy to naprawdę Ty?
Musiałam
spytać,
mieć
pewność.
Musiałam
usłyszeć
to od niego.
- A niby kto? Bóg seksu?
Nagle
przestał
się
uśmiechać.
Wydawał
się
poirytowany.
- Poważnie jesteś taka głupia, żeby nie domyśleć się, że nie mogłem wtedy zginąć?
- Ale lekarz... on powiedział...
- Pieprzyć lekarza - mruknął - Wszyscy Cię okłamywali od samego początku.
Czułam,
że
robi mi się
słabo.
- Co masz na myśli?
- Tylko Ty niczego nie zauważałaś - mówił dalej, jakbym w ogóle nie zadała pytania -
Byłaś
tak ślepa,
że
nie widziałaś
niczego poza czubkiem własnego
nosa.
Zagryzłam
wargę.
- Jak możesz tak mówić?
- Wszyscy wiedzieli, że to pic - wzruszył ramionami - No, może oprócz jednej osoby, mojej siostry. A no i tej twojej koleżanki z ośrodka.
Otworzyłam
usta,
oniemiała.
Harry
mnie papugował.
- No co się tak dziwisz? Taka prawda.
Znowu
wzruszył
ramionami i wziął
łyk
alkoholu.
Podeszłam
do niego na wyciągnięcie
ręki.
Zmrużyłam
oczy,
czując
jak całe
moje ciało
drży.
Dosłownie
każdy
mój
nerw,
każdy
mięsień
ciągnął
mnie do niego,
łaknąc
jego dotyku.
Z
najwyższym
trudem utrzymałam
ręce
przy sobie.
- Prawda jest taka, że przez okrągły rok myślałam, że nie żyjesz. Że straciłam Cię na zawsze, miłość mojego życia. Byłam w szpitalu, kiedy lekarz powiedział mi, że przestałeś oddychać. Pocieszałam Gemmę, która była naprawdę zdruzgotana. Patrzyłam, jak Twoja trumna jest wkładana do grobu i zakopywana. Chciałam się przez Ciebie zabić! - sapnęłam, a on dalej patrzył na mnie bez żadnej emocji - Kiedy wszystko powoli zaczęło wracać do normy, ciągle wydawało mi się, że Cię widzę. W sklepie, w szkole, w kinie. Później wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Wszędzie widziałam motor. Twój motor. Myślałam, że tracę zmysły. O mało co nie zginęłam w wypadku. Zaro nie wiezieli, co ze mną robić.
- A właśnie, a propos nich. Oni też wiedzieli.
Zatkało
mnie.
Potrzebowałam
paru dłuższych
chwil,
zanim
znowu się
odezwałam.
- Wiedzieli?
- Od. Samego. Początku. - powiedział, akcentując każde słowo.
- Kłamiesz. - wyszeptałam, sama w to nie wierząc.
- A czemu miałbym to robić?
- Bo to nie byłby pierwszy raz.
Na
jego czole pojawiła
się
zmarszczka.
- Możesz mówić jaśniej?
- Lucy. Lucy River. Mówi Ci coś to nazwisko? Przez tak długi czas okłamywałeś mnie. Myślałam, że byłeś jej chłopakiem, a jej ojciec jest po prostu przewrażliwiony i nie chce, żeby uciekł mu sprzed nosa taki dobry kandydat na zięcia. I wiesz kto powiedział mi prawdę? Lucas.
Mój
były,
którego
miałam
zamiar unikać
do końca
życia.
W
kwadrans dowiedziałam
się
więcej,
niż
od Ciebie przez prawie rok związku.
Gestykulowałam
zamaszyście,
mimowolnie
podnosząc
głos.
Harry
uniósł
dłoń
dając
mi znak,
żebym
się
uciszyła.
- A czy chociaż raz przeszło Ci przez tą twoją blond główkę dlaczego Ci nie powiedziałem?
- Wstydziłeś się? - strzeliłam.
Harry
sztucznie się
zaśmiał.
- Żeby Cię chronić. Myślisz że chciałem, żebyś wiedziała o całej tej pojebanej sprawie? Chciałem trzymać Cię od tego z daleka, bo sama miałaś wystarczająco dużo własnych problemów.
Och.
- Jestem Ci za to wdzięczna, ale naprawdę myślisz, że to był dobry pomysł? Jak sądzisz, jak czułam się, kiedy znalazłam list od Ciebie, brzmiący jak jakieś cholerne pożegnanie? I kartkę z informacją, że Lucy jest w szpitalu? - Odchrząknęłam, gdyż zaczęłam tracić głos - Kazali Ci zniknąć i ty to zrobiłeś.
Harry
odstawił
butelkę
z hukiem.
Trochę
piwa wylało
się
na blat.
- Byłem gotów zrobić wszystko, bylebyś była bezpieczna. Nawet upozorowałem własną śmierć. Kochałem Cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.
Wzrok
zaczął
mi się
zamazywać
przez łzy.
Zbyt
dużo
doświadczeń
naraz.
Nie
umknęło
mojej uwadze,
że
użył
czasu przeszłego.
Harry
przewrócił
oczami.
- Jezu, tylko nie rycz.
Nerwowymi
ruchami wytarłam
oczy i zacisnęłam
dłonie
w pięści.
- Nie mam zamiaru. Wiesz, teraz ja coś Ci powiem. Nie wiem po co wróciłeś. Naprawdę Cię nie rozumiem. Skoro tak trudno było Cię mnie okłamywać, żeby, jak ty to mówisz „mnie chronić”, dlaczego po prostu ze mną nie zerwałeś? Mogłeś wyrzucić mnie z domu. Dlaczego musiałeś urządzać taki cyrk?
- Myślisz, że rozstanie z Tobą rozwiązałoby problem? -odwrócił się do mnie plecami i popatrzył przez okno. Zaczynało się już ściemniać. - Gówno by to dało. Oni i tak nie daliby Ci spokoju. To było jedyne wyjście.
- Kto? O kim mówisz?
Pokręcił
głową
i nic nie powiedział.
- Wszystko zaczęło się układać - westchnęłam - Dawałam sobie radę. Mam chłopaka i jestem szczęśliwa. Ale nagle ty zmartwychwstałeś. I popsułeś wszystko.
Ledwo
skończyłam
zdanie,
zakryłam
dłonią
usta.
Nie
wierzyłam,
że
to powiedziałam.
W
ogóle
tak nie myślałam.
W
chwili,
kiedy
go zobaczyłam,
Daniel
przestał
się
liczyć.
Harry
odwrócił
się
i spojrzał
mi prosto w oczy.
- Nie to miałam na myśli... - wyjąkałam.
- Dokładnie to miałaś na myśli - wycedził i zacisnął pięść - Tylko, że ja wiem o wiele więcej od Ciebie.
- Na przykład?
- Jesteś z tym nauczycielem tylko dlatego, że wygląda jak ja.
- Nie prawda - zaprzeczyłam.
- Prawda. Pomyśl. Wygląda jak ja, zachowuje się jak ja. Ty go nawet nie kochasz.
- A skąd taka pewność?
-Bo wciąż kochasz MNIE.
Prychnęłam.
- Jesteś bezczelny.
Znowu
podniósł
butelkę
i wypił
ją
do dna.
Obserwowałam
każdy
jego ruch.
Nie
zachowywał
się
tak jak kiedyś.
Ale
to nie zmienia faktu,
że
miałam
straszną
ochotę
go pocałować.
Tylko,
że
bałam
się
to zrobić.
- Nie wiem jak możesz się z nim całować - skrzywił się, jakby ta myśl wzbudzała w nim obrzydzenie.
Uniosłam
brwi.
- To znaczy?
Harry
uśmiechnął
się
tak,
jakby
znał
największą
tajemnicę
pod słońcem.
- Jeśli chcesz, to mogę Ci powiedzieć... Nie, mogę Ci nawet pokazać. Tylko musisz ze mną pojechać w pewne miejsce.
Założyłam
ręce
na znak,
że
nie mam zamiaru się
stąd
ruszać.
- Niby dlaczego miałabym z tobą gdziekolwiek jechać? Z dnia na dzień pojawiasz się w moim życiu, twierdzisz że wszyscy z mojego otoczenia okłamują mnie od wielu miesięcy, a teraz jeszcze twierdzisz, że chłopak z którym się spotykam ma przede mną jakieś tajemnice.
Harry
spojrzał
na mnie z politowaniem.
- Przestałaś się w końcu nad sobą użalać?
Otworzyłam
usta,
oniemiała.
- Jeśli wolisz wciąż żyć w kłamstwie, proszę bardzo. Ja naprawdę chciałem dobrze.
Coś
mi podpowiadało,
że
to ostatnie zdanie tyczyło
się
całokształtu
sytuacji.
Harry
wsadził
ręce
do kieszeni obcisłych
spodni i przeszedł
obok mnie leniwym krokiem.
Zaczął
wspinać
się
po schodach na górę,
kiedy
westchnęłam
i rzuciłam:
- No dobra, pojadę. Tylko daj mi chwilę.
Patrzył
na mnie rozbawiony,
kiedy
wystrzeliłam
jak torpeda z domu i pobiegłam
do samochodu.
Usiadłam
z przodu i zamknęłam
drzwi.
Spojrzałam
na przyjaciółkę
i wyszeptałam:
- To on.
Diana
przeraźliwie
pisnęła
i zaczęła
mnie ściskać.
- Skarbie, to cudownie! Nie do końca wierzę w to, co słyszę, ale O MÓJ BOŻE.
- Chce żebym gdzieś z nim pojechała. Mówi, że to chodzi o Daniela.
Diana
uniosła
w zdziwieniu brwi.
- O Profesorka?
- Błagam, przestań go tak nazywać. To brzmi jakbyś mówiła o jakimś dziadku.
Diana
zachichotała.
Wzięła
moją
torebkę,
wyciągnęła
z niej telefon i wcisnęła
mi w rękę.
- Masz być w kontakcie, rozumiesz? Nawet w środku nocy, dzwoń. Przyjadę i nakopię mu do tego zgrabnego tyłka. A teraz uciekaj.
Kiedy ja wysiadłam z samochodu, Harry wyszedł właśnie z domu. Wkładał ręce w rękawki tej swojej boskiej kurtki. Spojrzałam na Dianę, która miała taki wyraz twarzy, jakby zobaczyła latającą świnię. Wsadziłam komórkę do kieszeni.
Harry
stanął
przy motorze i obrzucił
mnie lodowatym spojrzeniem.
- Ruszysz się dzisiaj?
Usiadł
na motorze i wsadził
kluczyk.
Stanęłam
koło
niego jak wryta.
- No co? - warknął.
- Nie mam zamiaru jechać bez kasku.
Harry
westchnął
ciężko
i wstał.
Wyciągnął
z bagażnika
czarny kask i rzucił
mi go.
Założyłam
go i kilka razy sprawdziłam,
czy
dobrze go zapięłam.
Usadowiłam
się
za Harry'm.
Od
razu zarejestrowałam
fakt,
że
moje kolana i uda dotykają
jego nóg.
Za
chwilę
odsunął
się
tak,
żeby
mnie nie dotykać.
- Złap się czegoś.
- Mogę Ciebie? - pisnęłam, przerażona perspektywą, że zaraz będziemy jechać szybko,bardzo szybko.
- Złap się z tyłu - warknął.
Wykrzywiłam
się
i sięgnęłam
do tyłu.
Mocno
złapałam
się,
a
mięśnie
mimowolnie mi się
napięły.
- Nigdy nie jechałam motorem.
Harry
zaśmiał
się.
- Zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Pisnęłam
cicho,
kiedy
Harry odpalił
motor i lekko nami zarzuciło.
Uderzyłam
go w plecy.
- Zrobiłeś to specjalnie!
Harry
roześmiał
się.
Najbardziej
bolało
mnie to,
że
ten śmiech
zabrzmiał
jak dawny Harry.
A
miałam
wrażenie,
że
jest on inną
osobą.
I
że
utraciłam
go bezpowrotnie.
Zabolało
Bardzo.
_______________________
A więc tak macie nowy rozdział po bardzo długiej przerwie, ale z tego co widze to tylko dwie osoby czytają, więc może tez dla tego nam się nie chce nic dodawać.
Gify dodam póżniej, bo aktualnie nie wyrobie się.
nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, pewnie bedzieci musieli czekać kolejne pół roku na nowy rozdział, aż ktoś skomentuje bo bardzo malutko was zostało i nie wiem czy wgl jest po co to ciągnąc dalej
A więc tak macie nowy rozdział po bardzo długiej przerwie, ale z tego co widze to tylko dwie osoby czytają, więc może tez dla tego nam się nie chce nic dodawać.
Gify dodam póżniej, bo aktualnie nie wyrobie się.
nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, pewnie bedzieci musieli czekać kolejne pół roku na nowy rozdział, aż ktoś skomentuje bo bardzo malutko was zostało i nie wiem czy wgl jest po co to ciągnąc dalej