28 wrz 2014

Rozdział 68

Chciałam dedykować ten rozdział wspaniałej dziewczynie która pomogła mi wiele razy.
Martynie
Kocham cię za wszystko :*

_________________________________________
*miesiąc później*

Był sierpień. Pogoda była naprawdę śliczna jak na Anglię, temperatura nie schodziła poniżej 25 stopni. 
Pierwszy miesiąc spędziłam bardzo monotonnie. Od poniedziałku do soboty wstawałam bardzo wcześnie, szykowałam się i jechałam autobusem do Belli. Oczywiście jej siostra Lily niejednokrotnie chciała dać mi dłuższy urlop, ale ja nie zgadzałam się. Przyzwyczaiłam się do tej małej. Można nawet powiedzieć, że zaprzyjaźniłyśmy się. Organizowałyśmy sobie takie małe wycieczki: odwiedziliśmy już zoo, byliśmy na małej plaży niedaleko naszego miasta. Co piątek chodziliśmy też na basen, jako nagroda za dobre zachowanie Belli. Cieszyłam się, że nie spędzam całych dni w pustych czterech ścianach.

Właśnie, a propos czterech ścian.
Zarabiałam naprawdę dobrze, więc postanowiłam zrobić pewną rzecz. Wynajęłam mieszkanie, a właściwie cały domek. Z jednej strony naprawdę trudno było mi opuszczać mieszkanie Harry'ego. Jednak przebywanie w nim sprawiało mi ból.
Nie potrafiłam przejść przez mieszkanie, nie myśląc: "To tutaj stał Harry, kiedy przygotowywał posiłki". "To na tej kanapie przytulał mnie co wieczór, kiedy oglądaliśmy filmy".
Po prostu nie mogłam.
Więc postanowiłam wynająć coś nowego. Do mieszkania były trzy pary kluczy. Jedną odesłałam mamie Harry'ego, drugą parę dałam Zaro, a trzecią zachowałam. Te moje niegdyś należały do Harry'ego.

I mimo że pieniędzy mi nie brakowało uznałam, że przeprowadzenie się do tak ogromnego mieszkania sama byłoby bezsensowne. Więc zadzwoniłam do pierwszej osoby, która przyszła mi na myśl. Jeśli pomyśleliście o tej, o której powinniście, to macie rację.

Od dwóch tygodni mieszkałam z moją drugą najlepszą przyjaciółką, Dianą. To była jak niekończąca się piżama party, naprawdę. Chociaż oboje mieliśmy pracę, przez co widywaliśmy się tylko wieczorami i w niedziele. 
Ale zaszokuje was jeszcze bardziej... spotkałam się kilka razy z Lucy. Tak, tą samą. Wtedy kiedy odwiedziłam ją w szpitalu uświadomiłam sobie, że bardzo się myliłam co do niej. Ta postać którą odgrywała codziennie w szkole, to nie była ona. Prawdziwa Lucy była wrażliwa i bardzo przyjazna,o ile to w ogóle możliwe.

Któregoś razu spotkałyśmy się u niej w domu. Siedziałyśmy w salonie i rozmawiałyśmy o tych wszystkich latach. Podobało mi się to, że przy mnie była naturalna.
Żadnej szpachli na twarzy ani samych markowych ubrań, po prostu ona. Została jej jednak nieprzyjemna pamiątka po zatargach ojca.
Blizna na policzku była widoczna nawet wtedy, gdy próbowała ukryć ją pod podkładem. Wiedziałam, że nienawidziła ojca za to.

- A pamiętasz ten projekt? Wtedy na tej imprezie miałam wrażenie, że mnie udusisz - zachichotałam.

- No coś ty, kazałam takiej jednej lasce zrobić to zdjęcie.
Kopara mi opadła.

- Naprawdę??

- Mhmmm.
Wow. Sporo ciekawych rzeczy można się dowiedzieć.
Nagle drzwi głośno trzasnęły, a z korytarza dobiegł męski głos:

- Lu, gdzie jesteś?
Lucy spojrzała na mnie.

- Musisz już iść.

- Co? Czemu?
Odpowiedź weszła do pokoju. Lucas spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale za chwilę jego twarz wyrażała złość.

- Co TY tu robisz? - warknął.
Lucy wstała, podeszła do niego i uwiesiła się jego ramienia.

- Spokojnie, ona już wychodzi.
Lucas strząsnął jej rękę i podszedł do mnie.

- Mało kłopotów narobiłaś?! Jeszcze musisz się wpierdalać do jej domu?

- A w czym niby jest moja wina? - zapytałam.
Przyciągnął Lucy siłą, ścisnął jej twarz i odwrócił, żebym mogła zobaczyć jej zabliźniony policzek. Lucy skrzywiła się, bo sprawiał jej ból.

- To nie moja wina. Winny jesteś ty, a teraz próbujesz zrzucić na innych winę, żeby zagłuszyć poczucie winy. Żałosny jesteś.
Zaskoczyła mnie ta nagła zmiana zachowania. Przecież kiedy ostatnio u niego byłam, normalnie rozmawialiśmy i w ogóle. A tu nagle takie coś...

Zgarnęłam moją torebkę i ruszyłam do wyjścia. Lucas złapał mnie za ramię, kiedy otwierałam drzwi.

- Nie skończyłem jeszcze z tobą. Bekniesz za to, że ze mną zerwałaś. Obiecuję ci to.

- Ale ty tak serio? - prychnęłam - Jeszcze sobie nie odpuściłeś? Masakra. Słuchaj wiem, że jestem Boska, ale ODPUŚĆ JUŻ SOBIE, ok nie chce już ciebie. - powiedziałam i odrzuciłam włosy z ramienia. 
Popatrzyłam na Lucy i widziałam że chce cie zaśmiać, ale powstrzymywała to. 
I zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. To mniej więcej tak wyglądało moje ostatnie spotkanie z Lucy. Nie zadzwoniła do mnie więcej, a ja nie chciałam narażać ją na kłopoty z tym popaprańcem.

No i teraz część która najmniej mi się podoba. Przez cały ten czas rzadko kiedy widziałam się z Zaro. I nawet nie jestem wam w stanie sensownie powiedzieć dlaczego. Po prostu...
Ostatni raz rozmawiałam z nimi przy przeprowadzce. Zayn pomógł przewieźć mi moje rzeczy, bo właściwie sporo ich było. Ale i tak cała ta konwersacja była bezsensowna. No bo czy z przyjaciółmi rozmawia się o pogodzie? No właśnie.
Co sobota chodziłam do Harry'ego. Za każdym razie kupowałam jedną różę i kładłam ją na pomniku. A potem mówiłam. Opowiadałam mu o tym, jak minął mi dzisiaj dzień. Co porabiałam z Bellą, o czym dzisiaj rozmawiałyśmy. Czasami potrafiłam siedzieć tam nawet dwie godziny, mówiąc i przyglądając się jego imieniu. Kiedy odchodziłam stamtąd, zawsze czułam się bardzo samotna. Nigdy nie powinno dojść do takiej sytuacji. Ale nie mi prawo o tym decydować...

No i w końcu dochodzimy do najważniejszego momentu w tej mojej paplaninie.
Od pewnego czasu wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Kiedy jestem w sklepie i wybieram produkty, czuję czyjś wzrok na sobie. Ale kiedy szukam kto to, nigdy nikogo nie ma.
Kiedy siedzę w autobusie mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje z tyłu pojazdu. Boję się odwrócić. To brzmi dziwnie, wiem. Ale nie wiem co z tym zrobić. Nie chce mówić o tym Dianie bo uzna, że fiksuje. Z drugiej strony dobrze byłoby o tym z kimś porozmawiać.
Bałam się, że to... no wiecie, MAFIA. Przecież do nich może należeć każda osoba, którą widzę.
Może wpadam tylko w obsesję. Albo usiłuje sobie wmówić coś, co nie istnieje. Oby tak było.

Ale to bardzo możliwe... Zayn powiedział, że zajmie się całą tą sprawą, ale ja jednak wciąż pozostaje w nią powiązana. Ojciec Hazzy był bezpośrednio wspólnikiem Rivera. Ja chodziłam z jego synem. I jestem przyjaciółką Zayna. No i nie zapominajmy o tym, że kilkakrotnie spotkałam się z Lucy. A jej obecnym ochroniarzem jest mój były chłopak, Lucas. 
Jezu, dopiero analizując całą tą sytuację zdałam sobie sprawę, jakie to wszystko popieprzone.

Chciałam uniknąć tego, żeby nie sprowadzić kłopotów jeszcze na Dianę. Tylko tego brakowało.
Byłam z niej naprawdę dumna. Odkąd rozstaliśmy się w klinice, nie zrobiła TEGO. Powiedziała, że to wszystko dla mnie. Wydaje mi się, że nie mogłam zrobić lepszej rzeczy, niż z nią zamieszkać. Teraz miałam kolejny cel. Planowaliśmy kupić na spółkę samochód. Miałam dość jeżdżenia miejską komunikacją, poza tym czułabym się zdecydowanie bezpieczniej.
A raczej nie miałam zamiary kupować jakiegoś malutkiego samochodzika. Nasze aspiracje były o wiele większe - Range Rover. Siedząc za kierownicą tak potężnego auta nie bałabym się może tak bardzo.

Ale ja chyba naprawdę wpadałam w paranoję. Idąc ulicą co chwila oglądałam się za ramię.
Na przykład teraz. Wracałam od Belli, i niestety spóźniłam się na ostatni autobus. Ruszyłam pieszo do domu. Szybko zrobiło się ciemno, ale latarnie nie były jeszcze zapalone.

Już od dłuższego czasu zrezygnowałam ze słuchania muzyki podczas spacerów. Bałam się, że jeśli miałabym słuchawki w uszach nie usłyszałabym, jak ktoś zakrada się do mnie. Zapięłam kurtę, bo zrobiło się odrobinę chłodno. Szłam pustą uliczką, sklepy były już pozamykane. Odwróciłam się, bo usłyszałam jakiś hałas. Po przejściu kilku metrów wydawało mi się, że do dźwięku moich kroków usłyszałam jeszcze inne, cięższe. Odwróciłam się przerażona, ale nikogo nie było.
Nie możesz żyć w ciągłym strachu, pomyślałam. Inspirowana tą myślą, odwróciłam się i krzyknęłam w ciemność:

- Dajcie mi spokój!
Przez dłuższą chwilę było słychać tylko mój ciężki oddech. Nagle z ulicy przecinającą tą, którą szłam, rozległ się warkot silnika.
Motor wyjechał jak błyskawica tuż przede mną. Kiedy mnie mijał, motocyklista odwrócił w moją stronę głowę w kasku, przyspieszając i patrząc na mnie przez ramię.

Kurwa, miałam rację. Ktoś mnie śledził.


_____________________________________________

Już jest wiem przepraszamy, ale i dziękujemy za to że nie pisaliście codziennie "Kiedy rozdział" itp.

Mam nadzieje, że się podoba bo mi bardzo.
nie wiem co mogę jeszcze napisać.

Dziękujemy za cierpliwość.

Ps. Jak tam wam minął miesiąc szkoły, bo mi fatalnie.

19 wrz 2014

Przepraszamy

Jutro nie pojawi się rozdział, z tego powodu że, jadę jutro na chrzciny i wrócę bardzo późno, albo w niedzielę, po drugie nie ma jeszcze 5 komentarzy a po trzecie maja jest chora i nie ma siły napisać rozdziału. Wiem głupie wymówki, ale nie zawsze można dodać rozdział w danym terminie. A moim zdaniem to i tak staramy się dodawać rozdziały w sobotę i nam się to udaje. Bo niektórzy dodają co miesiąc albo jeszcze gorzej.


Mam nadzieje, że nie obrazicie się. 

14 wrz 2014

Rozdział 67

Lily zapisała mi wszystkie ważne i potrzebne numery na kartce, którą przyczepiłam do lodówki. Nie było potrzeby jeżdżenia nigdzie, wystarczyło złożyć online w sklepie zamówienie, zakupy przychodziły w ciągu godziny. Łatwizna. 
Lily szybko wyszła, bo i tak już była spóźniona. Pokazała mi jeszcze tylko, gdzie jest wszystko w domu, i o mało nie zabijając się wybiegła z domu. W końcu były wakacje, więc podejrzewałam, że mała nie wstanie za szybko. Ojej, Lily nie powiedziała mi, jak jej siostrzyczka ma na imię. No cóż, zapytam ją. W końcu ma osiem lat, już spora z niej kobietka. Włączyłam w salonie telewizor, zostawiając wyciszony dźwięk. Siedziałam tak przez chwilę, kiedy usłyszałam cichutkie skrzypienie schodów. Nie odwracałam się na razie. Za chwilę stanęła przede mną niebieskooka blondyneczka w słodkiej piżamie z Hello Kitty. Patrzyła na mnie nieufnie, przyciskając do piersi maskotkę pieska.

- Cześć - uśmiechnęłam się.

- Kim pani jest? - zapytała.

- Nie wiem czy twoja siostra Ci powiedziała, ale od dzisiaj jestem twoją opiekunką.

- Aha.
Wciąż patrzyła na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami, głaszcząc główkę maskotki.

- To... jak masz na imię?

- Izabella.

- Wow, bardzo ładne imię. Mogę mówić na ciebie Izzy?
Pokręciła gwałtownie głową.

- Lily mówi na mnie Bella.
Uśmiechnęłam się. Bella kojarzyła mi się z bohaterką "Zmierzchu". (-,- serio Majka musiałaś to napisać)

- Czy ja też mogę na Ciebie tak mówić?

- Jasne.

- Hmmm... jesteś może głodna?

- A ty jak masz na imię? - zapytała w tym samym czasie.

- Jestem Angel.
Bella wygięła wargi, powstrzymując śmiech.

- Masz bardzo zabawne imię.
Zaśmiałam się.

- Wiem. No to jak, śniadanko?
Bella pokiwała głową.

- Na co masz ochotę?

- Umiesz zrobić płatki?

To było strasznie słodkie, że miała problemy z wyraźnym wymówieniem niektórych słów. Chyba niedawno wyleciały jej jakieś mleczaki.

- Jasne. To może zróbmy tak: ja pójdę przygotować płatki, a ty w tym czasie ubierzesz się?Bella zmarszczyła czoło.

- Lily pomaga mi się ubierać.
Wstałam.

- W porządku, to pierw zjesz, a potem pomogę ci się ubrać.
W kuchni wyjęłam z szafki miseczkę i nalałam do niej mleka. Wsadziłam ją do mikrofalówki i ustawiłam czas. Bella siedziała na krześle obok i przypatrywała się każdemu mojemu ruchowi.
Kiedy urządzenie zapikało, wyjęłam miskę i wsypałam czekoladowe płatki, które znalazłam w szafce. Wyjęłam łyżkę z suszarki  i kiwnęłam głową na dziewczynkę.

- Chodźmy.
Postawiłam jedzenie na miejscu przy stole, przed którym leżała podstawka z Hanny Montany. Bella usiadła, postawiła pieska na stole tuż obok i zaczęła jeść.
Zajęłam miejsce naprzeciwko i z uśmiechem przypatrywałam się tempu, z jakim Bella wcinała płatki.

- Masz chłopaka?? - zapytała z pełną buzią.
Bezpośredniość jej pytania trochę mnie zaskoczyła, ale nie miałam zamiaru kłamać.

-Um, miałam. - powiedziałam spuszczając głowę.

- A jak miał na imię?

- Harry.
Dziwnie się poczułam, wypowiadają jego imię.

- Ładnie. A czemu już nie jest twoim chłopakiem?

- Hmm, wiesz... On odszedł... w lepsze miejsce.
Dziewczynka przestała na chwilę jeść.

- To znaczy, że umarł, tak?
Osiem lat, a jest inteligentniejsza od Lucy. He he he.

- Tak.

- A co mu się stało?

- Miał wypadek samochodowy.

- A ile z nim byłaś?
Czułam się jak na przesłuchaniu na policji, tyle że tematyka mniej mi odpowiadała.

- Prawie rok.

- A kochałaś go?

- Bardzo.

- A on kochał ciebie?

Zaśmiałam się nerwowo


- Nie sądzisz, że za dużo pytań jak na jeden raz?
Bella wzruszyła ramionami.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie.
Westchnęłam.

- Tak, on też mnie kochał.

- I co teraz zrobisz?
Dobre pytanie. Jak na razie to staram się zapełnić czymś mój czas wolny, byle nie myśleniem.

- Teraz poczekam, aż skończysz jeść, a potem pójdę z Tobą na górę się ubrać.
Bella spojrzała na mnie uważnie.

- Przykro mi, że ten... Harry nie żyje.
Uśmiechnęłam się, starając się stłumić ból w piersi.

- O, widzę że już zjadłaś. To co, idziemy?


                                                                  ***


Z czasem Bella co raz bardziej przekonywała się do mnie i częściej uśmiechała. Była naprawdę bardzo słodka, i super grzeczna. Nie przypuszczałam, że ośmiolatka może być tak bezpośrednia. Mam na myśli to, że pytań takich jak przy śniadaniu było znacznie więcej.
Położyliśmy się na leżakach na podwórku. Bella słodko wyglądała, ze swoją okrągła buzią zwróconą w stronę słońca i różowymi okularami przeciwsłonecznymi z oprawkami w kształcie serc na nosie.
Opowiedziałam jej o Caroline, o Zaynie. Poprosiła mnie, żebym opowiedziała jej moje pierwsze spotkanie z Harry'm. Oszczędziłam jej szczegółów w stylu "Kiedyś Harry był dla mnie jedynie głupiutkim chłopczykiem w markowych ciuchach, szpanującym na każdym kroku ze swoją jakże wspaniałą dziewczyną Lucy River". W końcu to mała dziewczynka, a każda mała dziewczynka oczekuje historii jak z komedii romantyczniej. Więc może odrobinę... ubarwiłam historyjkę. Powiedziałam, że pierwszy raz spotkałam się z nim, kiedy wyznaczyli nas do wspólnego projektu. Opowiedziałam jej nasz pierwszy pocałunek, kiedy prezentowaliśmy go klasie. A potem zrelacjonowałam jej Barcelonę. Ale nie wspomniałam jej o Lucasie.
Bella słuchała całej historii z otwartą buzią. Jak miło mieć takiego małego słuchacza. Kiedy skończyłam, sięgnęłam po wodę ze stolika, bo bardzo zaschło mi w gardle. Już dawno nie pamiętam, żebym tak długo mówiła.

- No dobrze, teraz twoja kolej. Opowiedz mi coś o sobie.

- Nazywam się Izabella Ross. Kiedy miałam dwa latka, moi rodzice zginęli w katastrofie samolotu. Nie pamiętam nazwy kraju, do którego lecieli. Od tamtego momentu mieszkam z siostrą. Jeszcze jakiś czas temu mieszkał z nami mój starszy brat, ale w końcu się wyprowadził. Tak naprawdę nie pamiętam moich rodziców. Czasami wyciągam zdjęcia z szafy Lily i oglądam zdjęcia ze ślubu, jak trzymali moje małe rodzeństwo. Ale nie przypominam ich sobie. Bardzo mi wtedy przykro, bo kiedy oni opowiadają mi o rodzicach, ja czuję się tak, jakby opowiadali mi o nieznajomych. 
Jezu. To było okropne słyszeć takie słowa z ust takiej małej dziewczynki. Kiedy chlipnęła nosem zorientowałam się, że płaczę. Przesiadłam się na jej leżak i przytuliłam ją mocno. Jej rączki oplotły mnie w pasie, a buzię wtuliła w mój brzuch.

- Lily żadko ma dla mnie czas. Dużo pracuje, ale mówi, że to dlatego, żeby mogła mi kupować co tylko zapragnę.

- Bello, a co się stało z poprzednią opiekunką?
Mała wydęła policzki.

- Zrezygnowała.

-Dlaczego?
Nagle Bella zachichotała.

- Bo wrzuciłam jej dżdżownicę do spaghetti.
Roześmiałam się.

- I co jeszcze?

- Wsadziłam jej zdechłą wiewiórkę do torebki.
Zmarszczyłam nos.

- Nie brzydziłaś się?
Bella wzdrygnęła się.

- To było ohydne, ale opłacało się. Pani Pober była straszną wiedźmą.

- Ale mi tego nie zrobisz, prawda? - zapytałam z nadzieją.

- Nie, tobie nie. Jesteś bardzo fajna.
Uniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko, a potem cmoknęła mnie w policzek.

- Ojej, a to za co? - zapytałam.

- Po prostu bardzo cię lubię.

- Ja ciebie też - roześmiałam się - Myślę, że się dogadamy.


*kilka godzin później*

Obracałam w palcach czerwoną różę. Szłam pomiędzy alejkami ze spuszczoną głową. Zawsze dziwnie się tutaj czułam. Zwłaszcza teraz, kiedy był już praktycznie wieczór. Gdzieniegdzie paliły się znicze. Kiedy stanęłam przed nagrobkiem, uśmiechnęłam się przez łzy.

- Cześć kochanie. Przepraszam, że tak długo nie wpadałam, ale byłam trochę zapracowana. Dosłownie.
Rozejrzałam się.

- Ojej, ale masz tu bałagan. Pomogę ci posprzątać.
Zgarnęłam wszystkie zwiędłe kwiaty i wieńce. Powyrzucałam też świeczki, które się wypaliły. Kiedy skończyłam, grób wydał się bardzo... pusty. Położyłam na nim różę i usiadłam na ławeczce.

- Sporo się dzieje, wiesz? Znalazłam nową pracę. PRAWDZIWĄ. Jestem opiekunką, uwierzysz? Zajmuję się taką małą dziewczynką. Ma na imię Izabella, ale chcę żeby ją nazywać Bella. Ma osiem lat. Wypytywała mnie o ciebie, wiesz? Uśmiechnęłam się.

- Trochę jej nazmyślałam, żeby bardziej jej się podobało. Jej rodzice nie żyją, wiesz? Zginęli w katastrofie lotniczej - westchnęłam - Taka mała, a już tak wiele przeżyła. A co tam u ciebie? Dobrze cię karmią czy tam też sam sobie gotujesz?
Roześmiałam się.

Uświadomiłam sobie, że dla postronnego widza muszę się zachowywać jak stuknięta.

- Tęsknie, wiesz? - starłam łzę z policzka - Wpadnę do Ciebie niedługo. Kocham Cię.
Przesłałam całusa w stronę nagrobka i odwróciłam się.

Przez chwilę wydawało mi się, że widziałam kogoś kilka alejek dalej, ale przewidziało mi się.
Czas wrócić do domu i stawić czoła swoim problemom. W pojedynkę.

________________________________________

No i jest nowy rozdział.
Co sądzicie o rozdziale. Mi się strasznie podoba.
Nie będe się rozpisywać bo i tak nie czytacie notatek a jeszcze pierwiastków muszę się nauczyć (głupia chemia)

7 wrz 2014

Rozdział 66

Jak Diana wyszła na randkę z Niallem, zgarnęłam moje rzeczy i wyszłam z jej mieszkania. Klucze zostawiłam w ustalonym miejscu. Odruchowo sprawdziłam komórkę. Kiedy odczytałam wiadomość od Caroline, zdębiałam. Nie wyszłam z domu dalej niż godzinę temu, a ona tak po prostu już się z nim pogodziła? Masakra.
Wybrałam jej numer, chcąc się dowiedzieć co takiego zrobił. Nie żebym chciała, żeby się kłócili, nie zrozumcie mnie źle. Ale jak się Caro obraża, to powód musi mieć. Ale wybaczać po paru minutach?! To nie w jej stylu.

- Halooo? 

- Hej, co tam u Ciebie? - postanowiłam zacząć delikatnie - Gdzie jesteś?
W słuchawce coś zatrzeszczało.

- Emm... dostałaś mojego SMS-a?

- Taaa - mruknęłam - Ale, że ty tak poważnie?
Przez chwilę panowała cisza, więc sprawdziłam, czy może nie rozłączyło nas. Nie, rozmowa wciąż trwała. Za chwilę dobiegł mnie przytłumiony chichot mojej przyjaciółki.

- O fuj, Caro. Że Wy teraz?! Trzeba było nie odbierać!
Rozłączyłam się i wzdrygnęłam. Jezu, to było ohydne.
Stanęłam na ulicy i zaczęłam przestępować z nogi na nogę. Nie miałam co robić. Nie chciałam wracać do domu. Zwłaszcza teraz, kiedy znowu jest pusty. Przyjaciele... byli zajęci. Eh, nie lubię czegoś takiego.
Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. Zanim do końca zastanowiłam się co robię i gdzie idę, już stałam przed głównym wejściem do szpitala. W recepcji podałam się za siostrę pacjentki. Ohyda, nigdy nie chciałabym żeby to było prawdą, nawet w innej rzeczywistości. Pielęgniarka podała mi numer pokoju.
Kiedy stanęłam na odpowiednim korytarzu od razu zorientowałam się, że wejście nie będzie takie łatwe. Przed drzwiami stał całkiem postawny ochroniarz w czarnym garniturze. Wyglądał jakby urwał się z jakiegoś filmu gangsterskiego. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do niego. Musiałam się go pozbyć chociaż na chwilę.

Uśmiechnęłam się do niego słodko.

- Przepraszam - powiedziałam, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Wyglądał tak, jakby spał na stojąco i z otwartymi oczami. To było przerażające. - Pewien pan o nazwisku River stoi przy recepcji i chce, żeby pan tam jak najszybciej tam poszedł.
Ochroniarz uniósł brwi. Na chwilę przestałam oddychać. Myślałam, że za chwilę podniesie tą swoją ogromną łapę i rozpłaszczę się na przeciwległej ścianie.

Pan Goryl wzruszył jednak ramionami i poszedł z stronę recepcji. Nie tracąc czasu, wślizgnęłam się do pokoju. Panował tutaj półmrok, ale mimo to dobrze wszystko widziałam. Wystrój pokoju zdecydowanie nie był standardowym, tak jak w każdym szpitalu. Dziewczyna leżała na super wygodnym materacu i łóżku z możliwością zmieniania pozycji za pomocą    pilota. Na przeciwległej ścianie wisiał 42-calowy telewizor. Na ekranie migały teledyski puszczane na MTV, ale dźwięk był wyłączony. Podeszłam do łóżka i przysunęłam sobie krzesełko.

- Cześć, suko.
Dziewczyna wzdrygnęła się ze strachem i obróciła twarz w moją stronę.

- O cholera - wyrwało mi się.
Spodziewałam się odwiedzić Lucy River, śliczną blondynkę, która w rzeczywistości była kurewsko wredna. A patrzyła na mnie jej karykatura, jeśli nie gorzej.

Jej warga była podwójna, oczy fioletowe, gdzieniegdzie miała przyklejone plasterki. Widać było też szew na policzku. Lucy wyglądała gorzej niż wtedy, kiedy załatwił mnie Lucas. Przebiegły mnie ciarki. 

A co gdyby na jej miejscu był mój Harry?
Nie, chwileczkę. No tak. On skończył znaczenie gorzej.
Moje współczucie minęło jak ręką odjął.

- Co, zaskoczona? - wychrypiała smutnym głosem, niepodobnym do tego przesłodzonego tonu, którego używała na co dzień. - Po co tu przylazłaś?

- Chciałam porozmawiać.
Prychnęła przez nos. Tak, to już było bardziej podobne do niej.

- Masz rację, bo jedyne czego było mi teraz potrzeba, to rozmowy z tobą...

- Harry nigdy nie był twoim chłopakiem, co? - powiedziałam na jednym tchu.
Ta wiadomość wciąż strasznie mnie cieszyła. Uwielbiałam wiedzieć, że przytulał się i całował z Lucy tylko dlatego, że MUSIAŁ, a nie chciał.
Lucy wybałuszyła oczy.

- Ty wiesz?

- Co, zaskoczona? - powtórzyłam jej słowa. - Tak, wiem. I wiesz co? Zawsze wiedziałam, że nikt nie chciałby być z taką suką jak ty.
CZY JA NAPRAWDĘ TO POWIEDZIAŁAM?

Zdecydowanie dużo zmieniło się od pewnego czasu, a najbardziej ja.
Lucy wygięła jakoś dziwnie wargi, a potem wybuchnęła płaczem. Otworzyłam usta. Udawała, czy jednak nie? Jedyne o czym potrafiłam myśleć było : "Zamknij się głupia krowo, bo Pan Goryl cię usłyszy!". Nie miałam dla niej chociaż odrobiny współczucia, nic na to nie poradzę. Po paru sekundach zaczęła się uspokajać.

- Myślisz, że łatwo jest  być mną? Nigdy nie byłam w normalnym związku. Wszystko było udawane, całe moje życie jest takie. Udaje na co dzień. A wiesz czemu?
Czy to jest ten moment w którym powinnam coś powiedzieć?

- Bo mojego tatusia bardziej interesują pieniądze niż własna córka. Ma mnie głęboko w dupie.
Wiesz Lucy, gdybym była twoim rodzicem też bym cię tam miała. To tak na marginesie.

- Słuchaj, ja...

- Zazdroszczę Ci, Angel. Masz normalne życie, wspaniałego chłopaka. I prawdziwego. Do mnie nigdy nic nie czuł, to były tylko jego obowiązki, udawać, że jest ze mną. I najwyraźniej dobrze się sprawiał do tej pory, prawda? Ale kiedy zrezygnował, to była kwestia dni, kiedy się dowiedzą. I widzisz gdzie teraz jestem?! Ten ciota Lucas nie mógł nic zrobić, a mój ojciec wciąż go nie zwolnił, rozumiesz to? Ciesz się tym co masz. Ja nigdy nie będę mogła normalnie pójść do szkoły czy na randkę nie oglądając się za siebie.
Westchnęłam.

- Czyli ty też nic nie wiesz, co? Ludzie, na jakim świecie wy żyjecie! - przewróciłam oczami - Harry nie żyje, jasne? Tydzień temu miał wypadek samochodowy, i zmarł w szpitalu. Nie ma już mojego chłopaka. Wciąż uważasz, że mam tak wspaniałe życie?! - ostatnie zdanie wykrzyczałam jej w twarz i ze łzami w oczach. Krzesełko na którym siedziałam przewróciło się, a ja wybiegłam z sali. Pan Goryl patrzył zszokowany, jak idę korytarzem. Bałam się, że może pójdzie za mną i będę miała kłopoty, ale chyba drugi raz postanowił nie opuszczać stanowiska.

Mądry Pan Goryl.

Wyszłam ze szpitala i skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę. Oparłam się plecami o ścianę i starałam się nie rozpłakać. Próbowałam skupić się na jakimś punkcie, byleby odciągnąć myśli od Harry'ego.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie mój błąd. Kilka metrów ode mnie stało zaparkowanym ok. 10 motorów. Obrzydliwi faceci w skórzanych ciuchach i z piwami w rękach, przypatrywali mi się, oblizując usta. Powinnam się wycofać, już teraz. Pomiędzy tymi starymi dziadami było trzech chłopaków może zaledwie kilka lat starszych ode mnie. Dyskutowali o czymś z czwartym chłopakiem, którego kaptur bluzy zasłaniał twarz. Nie powinno mnie tam być.
W końcu i ta czwórka zauważyła mnie, ale chłopak w bluzie tylko zerknął na mnie przelotnie i spuścił głowę, ukrywając twarz w półmroku. Wycofałam się z tego okropnego miejsca i wyjęłam komórkę. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Caroline i Zayna.
Czyżby skończyli i postanowili oddzwonić? Ja nie miałam zamiaru się znowu narzucać. Przeszłam szybko kilka przecznic, byleby oddalić się od tamtego miejsca. Wiedziałam już, że chciałam stamtąd uciec nie przez tych facetów, tylko dlatego że ta uliczka bardzo przypominała tą, w której pracowałam.

Czyli wracamy do punktu wyjścia. 
Nie wiem gdzie iść. Nie chce wracać do domu. Ta cisza która tam panuje, aż boli.
Nie miałam wyjścia, musiałam wrócić do Diany. Miałam nadzieję, że zgodzi się na jeszcze jeden nocleg, bo w innym wypadku nie miałam pojęcia, co mogłabym ze sobą zrobić. Więc wróciłam z powrotem do jej mieszkanka. Wzięłam jej laptopa i weszłam na pocztę. Czas poszukać pracy na wakacje. Nie miałam zamiaru cały czas siedzieć na tyłku i zastanawiać się,co ze sobą zrobić. To najgorsza rzecz z możliwych.

Pierwsze ogłoszenie: 

"Poszukujemy młodych, pięknych i odważnych dziewczyn do rozbieranych sesji..." NIE, NA PEWNO NIE. 
Szukałam dalej. 

"Kawiarnia przyjmie kelnerkę na okres wakacji..." 
Dziękuje bardzo, już raz byłam kelnerką. Tylko taką wyjątkową. Kelnerką dającą dupy. Taaa...

W końcu znalazłam ofertę, która brzmiała całkiem nieźle: 
"Poszukuję opiekunki do ośmiolatki,może być osoba ucząca się. Praca na ok. dwa miesiące, dobrze płatna".
Bingo. Wybrałam numer i po kilku sygnałach odebrała kobieta. Umówiłam się z nią na następny dzień. Kiedy się rozłączyłam, poczułam się lepiej. Przynajmniej nie będę pasożytem użalającym się nad sobą. Będę zarabiać własne pieniądze. CZYSTE pieniądze.

Nigdy nie opiekowałam się dziećmi, młodszego rodzeństwa nie miałam. Ale co tam, trzeba próbować nowych rzeczy. Może to nie będzie takie trudne jak  się wydaje.

- Ja myślisz Harry, poradzę sobie? - rzuciłam w przestrzeń - Trzymaj za mnie kciuki, skarbie.

Uśmiechnęłam się sama do siebie. GADAM ZE ZMARŁYM CHŁOPAKIEM.
Zaburczało mi w brzuchu więc zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie coś do jedzenia. 

*następnego dnia*
Znalazłam w szafie Diany naprawdę ładne ciuchy, szkoda że nie w moim rozmiarze. Bo po co ułatwić sobie życie i iść do domu założyć swoje ciuchy. W końcu wyszukałam na prawdę śliczną białą bluzkę i czarne legginsy. Ładnie, ale jednocześnie elegancko. Z telefonem w ręce i włączonymi Google Maps, szukałam odpowiedniego adresu. W końcu stanęłam przed odpowiednimi drzwiami.
Zapukałam leciutko, i po chwili otworzyła mi brunetka, na oko po trzydziestce. Uśmiechnęłam się ciepło i przywitałam. Od razu kazała mi mówić do siebie po imieniu, Lily. Usiedliśmy w salonie, poczęstowała mnie herbatką owocową.

- Więc może na początek powiedz mi coś o sobie.
Potarłam nerwowo dłonie.

- No więc tak, po wakacjach pójdę do ostatniej klasy liceum. Nie jestem w czołówce klasowej, ale uczę się nieźle. Em... zazwyczaj nie mam do czynienia z dziećmi, nie mam też młodszego rodzeństwa. Wydaje mi się jednak, że dogadam się z pani... twoją córką.
Lily uśmiechnęła się.

- Właściwie tyle mi wystarczy.-Oh..naprawdę?

-Jesteś pierwszą osobą, która odpowiedziała na ogłoszenie, a ja naprawdę pilnie potrzebuje opiekunki. Aha, i jeszcze jedno: to nie jest moja córka, tylko młodsza siostra.
Uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła mi dłoń.

- Gratuluję.

- Ojej, dziękuje.

- Angel, jak myślisz, od kiedy mogłabyś zacząć?

- Nawet od dzisiaj.

- Tym lepiej, bo dzisiaj Cię potrzebuje.
Dogadaliśmy kwestię pieniędzy, tego gdzie mam dzwonić w razie nagłego wypadku i tym podobne sprawy.
Lily płaciła dwadzieścia funtów za godzinę, więc naprawdę niemało. Jej młodsza siostrzyczka spała na górze. Moją jedyną prośbą do Lily było to, żeby mówiła do mnie Angie.

- Możliwe, że czasami będzie wpadał tutaj mój młodszy brat, ale nie obawiaj się, nie będzie to zbyt często, jeśli w ogóle. Jest zajęty przygotowaniami do swojej nowej pracy. To będzie jego pierwsza, od kiedy skończył studia.

- A co to za praca, jeśli wolno zapytać?
Lily biegała po całym domu, zgarniając różnokolorowe teczki z półek i stołów.

- Będzie nauczycielem. Strasznie boi się tego, jak wypadnie. W końcu będzie pracował z młodzieżą niewiele młodszą od siebie.



______________________________
No i jest nowy rozdział.
Jak tam pierwszy tydzień w szkole.
U mnie trochą dobrze, a trochę źle.
Mam nadzieje, że u was lepiej.

Jak wam się podoba rozdział.
Bo szczerze mówiąc mi się podoba, a Maja mówi że jak ja nie zacznę pisać rozdziałów na bieżąco to was zanudzimy tymi rozdziałami. Ja tak nie sądzę.

Nie wiem czy będę miała czas na pisanie rozdziałów tak jak to robiłam w tamtym roku czyli na lekcjach, bo wszystkich przedmiotów (oprócz religii -,-, i w-f ) mam po jednej godzinie
a w środy i czwartki mam praktyki od 12:00 do 17:00 więc może wtedy, ale nie wiem czy zdążę.

A teraz to co obiecałam Mai.
Już tłumaczę.
Założyłam się z Mają, że ona będzie flirtować do końca pół koloni z takim jednym gościem, ja mówiłam, że tego nie zrobi (gości był brzydki), no ale przegrałam i miałam się oblać wodą coś typu
Ice Bucket Challenge, ale nie do końca. Woda nie była lodowata tylko zimna (jak dla mnie taka sobie).
No dobra już dodaje ten filmik :(

1 wrz 2014

Rozdział 65

Nie byłam do końca pewna, czy powinnam wierzyć moim uszom. Doskonale pamiętam, kiedy Zayn podszedł do nas z Harrym i chciał zaprosić Caroline na randkę, ale był zbyt nieśmiały i kumpel musiał zrobić to za niego. A potem jak moja przyjaciółka przekopała cały pokój w poszukiwaniu idealnej sukienki na tą okazję. No i oczywiście jej wyraz twarzy, kiedy opisywała mi cały przebieg spotkania. Od tamtego dnia rzadko kiedy zdarzało się, żebym użyła w zdaniu imię Caroline, bez stojącym za nim "i Zayn". Nie wspominając o tym, żeby ta idealna para się ze sobą pokłóciła.

Zmrużyłam oczy i taksowałam spojrzeniem Caroline.

- Tylko proszę mi tu nie kręcić - mruknęłam.
Caro usiadła na krześle i spuściła głowę.

- Sama nie wiem... Od pewnego czasu coś jest nie tak między nami - chlipnęła.
Uklękłam obok niej i złapałam ją za ręce.

- Nie możemy się dogadać. Zayn ma jakieś tajemnice, dziwne rozmowy, i kiedy tylko zapytam go o co chodzi, robi się taki... nieswój. Odpowiada półsłówkami i zbywa mnie.
Malik - zjebałeś sprawę. Gdybym go tylko teraz dopadła to...

Pogłaskałam Caro czule po policzku.

- Próbowałaś z nim porozmawiać? Wytłumaczyć mu, jak czujesz się w takiej sytuacji?
Ciekawe czy powiedział jej o naszej małej wycieczce do Lucasa. Jeśli nie, miałam zamiar to zrobić. Ale wszystko małymi kroczkami.

- Poprosiłam go, żeby powiedział mi gdzie pojechaliście po pogrzebie. Ale cały czas unikał tego tematu. Czemu? Co takiego strasznego robiliście, że nie mogę o tym wiedzieć? - widziałam że moją przyjaciółkę boli to, że nic nie wie.

- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? Ostrzegam Cię, że to zmieni cały twój pogląd na pewną osobę.
Przytaknęła przekonana.
Więc opowiedziałam jej o wszystkim, czego się dowiedziałam.
O fałszywym związku z Lucy. O mafii i jej powiązaniu z Stylesem i Riverem. I o narkotykach.

Kiedy skończyłam poczułam się tak, jakbym zrzuciła z ramion ogromny ciężar. Podzielenie się z kimś bliskim tymi wszystkimi informacjami naprawdę było bardzo pomocne.
Jednak Caroline raczej nie czuła się dobrze z tą wiedzą. Zbyt dobrze znałam ten wyraz twarzy.
Caroline... coś ukrywała.

- Siostrzyczko, bądź ze mną szczera. Wiedziałaś cokolwiek o całej tej akcji?
Popatrzyła na mnie zszokowana.

- Oszalałaś? Skąd niby miałabym o tym wiedzieć?!
Przygryzłam wargę.

- Zayn wiedział...
Jej usta utworzyły się w kształt litery "O". Prychnęła  z niedowierzaniem.

- No to teraz wszystko jasne.
Zmarszczyłam czoło.

- Niby co?
Popatrzyła na mnie z obawą.

- Nic takiego. Po prostu... - zrobiła długą pauzę - zawsze mi się wydawało, że Harry był za mądry na to, żeby być w związku z takim padalcem jak Lucy.
Nie to chciała powiedzieć. Na pewno nie to.
Westchnęła.

- Ale jak ty przyjęłaś to wszystko? To znaczy... no to tak jakbyś nic o nim nie wiedziała.
Splotłam palce.

- Wiem i wciąż chyba nie do końca to ogarniam. I nie mogę zrozumieć, dlaczego po prostu mi nie powiedział. Czy tak nie byłoby łatwiej? Mam wrażenie, że mieszkałam z kompletnie obcym człowiekiem.

Caroline przygryzła wargę.

- Musi być Ci ciężko być dzień w dzień w tym domu.
Przytaknęłam.

- Na każdym kroku coś mi o nim przypomina. Najgorzej jest nocą. Wtedy czuję, jakby on wciąż tu był. - urwałam, bo głos mi się załamał - I kiedy budzę się rano, a jego nie ma obok, mam ochotę zaszyć się w pokoju i nie wychodzić już nigdy.

- Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak musisz się czuć... - wyszeptała.
Uśmiechnęłam się przez łzy.

- Ale jakoś sobie daję radę. Muszę. Dla Harry'ego.
Caroline uciekła wzrokiem.


*Perspektywa Caroline*

Angel zaproponowała, żebym została u niej tak długo, jak zechce. Ale byłam świadoma, że prędzej czy później będę musiała porozmawiać z Zaynem. Na razie jednak wolałam posłuchać o tym, jak Angie ustawiła randkę swojej znajomej z kliniki. Naprawdę nie wiedziałam, że jest do czegoś takiego zdolna! Bardzo zmieniła się w ciągu ostatniego roku. Już nie jest tą szarą myszką, która zazwyczaj unikała kontaktu z ludźmi. Teraz jest piękną kobietą, która z dnia na dzień zyskuje coraz większą pewność siebie. I jeszcze dwa tygodnie temu była najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Teraz cierpiała, bardzo. Myślała, że chłopak, który tak bardzo zmienił jej życie, i to na lepsze, odszedł na zawsze. Najciekawsze jest to, że ja wiedziałam o czymś, o czym ona nie. I za bardzo ją kochałam, żeby się tym z nią podzielić.

Zapewne teraz kompletnie nie rozumiecie, o czym ja mówię. Już tłumaczę. Gdybym jej o tym powiedziała, zaczęłaby go szukać. Poruszyłaby niebo i ziemię, byleby go odnaleźć. A to mogłoby sprowadzić na nią kłopoty, bo mafia łatwo nie odpuszcza.
Kiedy opowiadała mi o tym, gdzie pojechała z moim... z Zaynem, ja już wszystko wiedziałam. Kiedy byłam świadkiem dziwnej rozmowy telefonicznej, jaką odbył, powiedział mi wszystko. Czułam się jakbym była bohaterką filmu gangsterskiego. Nigdy nie przypuszczałam, że takie coś może dziać się w prawdziwym życiu. Więc nic jej nie mówiłam, chociaż niczego nie pragnęłam bardziej. Ja naprawdę robiłam to dla jej bezpieczeństwa.

Przez większość dnia próbowaliśmy sobie zagospodarować czas, byleby nie myśleć o naszych chłopakach. Długo musiałam przekonywać ją, że wytrzymam parę godzin bez niej, kiedy pójdzie do Diany pomóc jej w przygotowaniach do spotkania z tym sanitariuszem. Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, odetchnęłam głęboko.
Raczej nie byłam paplą, ale zachowanie TAKIEJ informacji sporo mnie  kosztowało.

Wyciągnęłam telefon i włączyłam go. Od kiedy tylko wyszłam z domu, komórka była wyłączona. Wiedziałam, że Zayn będzie próbował się do mnie dodzwonić, i oczywiście nie myliłam się. Ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń. Odsłuchałam pierwszą wiadomość na poczcie głosowej.
"Car, skarbie, zadzwoń do mnie jak tylko to odsłuchasz. Musimy porozmawiać".

Druga wiadomość. 
"Błagam, odbierz. Muszę mieć pewność, że nic nie powiesz Angel".

Trzecia wiadomość.
"Caroline, nie mów jej nic. To zbyt niebezpieczne".


Reszta wiadomości miała podobną treść. W każdej Zayn chciał się tylko upewnić, że nie wygadam się. Tak jakby nie interesowało go gdzie jestem, czy nic mi się nie stało.

Chciał być tylko pewien, że nic nie powiem.
Kiedy skasowałam już wszystkie wiadomości, jak na zawołanie moja komórka zawibrowała. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Caro, nareszcie odebrałaś! Od kilku godzin usiłuje się do Ciebie dodzwonić. Musimy się spotkać.

Milczałam. Jego głos wyrażał obawę.

- Jesteś u Angel, prawda? Ona jest z Tobą? Powiedziałaś jej? Będę tam za kwadrans

I rozłączył się. Jak miło, że mój chłopak ma do mnie zaufanie.
Siadłam na kanapie i zaczęłam rozmyślać. Nie rozumiem dlaczego tak mi nie ufa. No dobra może zdradziłam parę sekretów, ale to nie znaczy, że jestem paplą. 
Z rozmyśleń wyrwało mnie mocne pukanie do drzwi. Zerwałam się z kanapy, ale Zayn już wbiegał do salonu. Angel nie zamknęła drzwi.

- Gdzie jest Angel? Powiedziałaś jej cokolwiek? - był zdenerwowany. 
Widać było w jego oczach było widać zdenerwowanie.

- Ja... ja nie... - zaczęłam się jąkać. 
Nie wiedziała co mu powiedzieć a przecież odpowiedź była prosta. NIE, NIC JEJ NIE POWIEDZIAŁAM.

- Caroline jak mogłaś być taka głupia. Naraziłaś ją na niebezpieczeństwo. Ona teraz jak głupia pewnie szuka Hazzy, ale jej się to nie uda i jeszcze będą z tego kłopoty. Coro ale ty jesteś tępa. - powiedział i otworzył usta.
Dopiero teraz zorientował się co powiedział.

- Coro ja nie miałem tego na myśli. 

- Właśnie miałeś.
Podszedł do mnie, a ja cofnęłam się odruchowo.

- Kochanie przepraszam, ale zdenerwowałem się troszkę wiesz, że teraz grozi jej niebezpieczeństwo.

- Tak wiem i dlatego jej nie powiedziałam. - powiedziałam z sarkazmem w głosie.

- Czemu mi nie powiedziałaś, nie krzyczał bym na ciebie bez powodu.

- Aaaa czyli jak byś miał powód to byś na mnie krzyczał. Dobrze wiedzieć.

- Nie to chciałem powiedzieć. Przepraszam.
Podszedł do mnie i mnie przytulił. Nie wyrywałam się mu choć byłam zła na niego.

- Przepraszam, nie chciałem cie obrazić.

- Wybaczam tylko nie mów tak więcej. 

- Dobrze kochanie a teraz wiesz mam na coś ochotę  - powiedział z dziwnym uśmieszkiem i widząc moją pytająca minę - No wiesz chciał bym cię przeprosić w sposób który BARDZO lubisz.
I od razu wiedziałam o co chodzi jak tylko podniósł brew do góry.


Pocałowałam go i podreptałam do kuchni po klucz od domu Angel. Złapałam Zayna za rękę i wyszliśmy z domu zamknęłam drzwi, schowałam kluczyki i napisałam do Angel





__________________________________
No to tak rozdział już jest. Przepraszam ze nie dodałam w sobotę, ale Maja nie miała jak mi wysłać rozdział i wysłała wczoraj poszłyśmy później we dwie na miasto i teraz mogę dodać o po drugie było tylko 4 komentarze ja zawsze czekam aż będzie 5 więc przepraszam, wiem głupia jestem bo chce żeby było min 5 komentarzy.

No tak to co lenistwo się skończyło i zaczyn a się harówa?
Ja chciałam wam powiedzieć że teraz ja i Maja jesteśmy w szkole ponad gimnazjalnej i nie wiem czy damy rade tak systematycznie dodawać rozdziały. Nie znam planu Mai całego (ona też nie XD) ale ja mam w miarę lekki jedynie wtorek męczący bo matematyka biologia chemia i geografia w ty samym dniu, ale pocieszające jest to że mam tylko jedną godzinę w tygodniu matematyki i polskiego. No ale Maja ma o wiele gorzej. Więc jeśli nie dodam rozdziału w sobotę to PRZEPRASZAM.


A u was jak plan lekcji dobry czy raczej nie no i oczywiście ci co idą do nowej szkoły czy wam się podoba nowa klasa ( ja prawdopodobnie będę odludkiem w mojej klasie )

Powodzenia w nowym roku szkolnym i mamy nadzieje że będzie udany.

Troszkę się rozpisałam. 

Administrator