24 gru 2014

Rozdział 74

Poprawiłam torbę na ramieniu. Bosko, kolana mi się trzęsą. I niby czemu? Zapukałam głośno do drzwi i nacisnęłam klamkę. Daniel zerknął na mnie znad jakiś papierów i wskazał mi ręką, żebym weszła. Siadłam przy tej samej ławce, w której siedzę na lekcji.

- Daj mi sekundkę. Skończę tylko jedną rzecz.
Sama nie wiedziałam, czy mam coś wyjmować, ale na wszelki wypadek wyjęłam czysty zeszyt i ten, w którym miałam rysunek. Znowu zaczęłam pracować nad portretem Harry'ego. Robiłam go już z tydzień, i za nic nie mogłam go skończyć. Mogłam robić wszystko, byleby nie patrzeć na nauczyciela i znowu go porównywać. Nawet nie zauważyłam, kiedy Daniel skończył i stanął nade mną z założonymi rękami. Spod przymrużonych powiek przyglądał się rysunkowi. Zatrzasnęłam zeszyt i spiekłam raka.

- No dobrze, prezentacja o zwyczajach i świętach w Hiszpanii. Wiesz co nieco na ten temat?
Zaczął przechadzać się w tę i z powrotem po sali, niby z przyzwyczajenia, mimo że byliśmy tylko we dwójkę. Zaczęłam mówić wszystko, co wiedziałam na ten temat. Daniel co jakiś czas uzupełniał moją wypowiedź jakimiś szczegółami. Kiedy skończyłam, ku mojemu przerażeniu, Daniel odsunął krzesło z ławki przede mną, odwrócił je i usiadł na nim okrakiem. Miałam ręce położone na ławce. Dłonie Daniela znalazły się całkiem blisko moich. Popatrzyłam na silne ręce, długie, smukłe palce. Czułam się tak, jakby to Harry siedział przede mną. Cofnęłam się na oparcie krzesła, dopóki jeszcze mogłam się powstrzymać przed dotknięciem go.

- Myślę, że wiesz całkiem dużo, łatwo nam pójdzie.
Daniel wstał i zaczął szukać czegoś.

- Wiesz, mam taką książkę, właśnie o tradycjach i obyczajach. Jeśli tylko powiesz na lekcji to samo, co teraz, i zrobisz to po hiszpańsku, masz gwarantowaną szóstkę.

- Och.
W końcu znalazł ją i wrócił do mojej ławki. Zamarłam, kiedy postawił krzesło obok mojego i usiadł na nim. Zaczął przerzucać kartki i pokazywać mi co ciekawsze artykuły. Naprawdę chciałam go słuchać, ale byłam w stanie skupić się na jego kolanie, które co jakiś czas stykało się z moim. Kiedy to się działo, przechodziły mnie ciarki. Praktycznie tak samo, jak kiedy dotykał mnie Harry.
Przerażało mnie to.
Po pewnym czasie, kiedy cała książka została przejrzana, Daniel uznał zajęcia za skończone. Byłam już praktycznie przy drzwiach, kiedy Ross zawołał mnie.

- Tak? - odwróciłam się.
Stanął koło mnie i popatrzył na mnie uważnie.

- Chciałem Cię o coś zapytać. Dlaczego mnie rysujesz?
- Co? - spytałam zaskoczona.

- No wiesz... - wskazał na moją torbę - robiłaś to na lekcji i teraz na początku zajęć.

- Boże, ale to nie jesteś ty!
Daniel zmarszczył brwi, najwidoczniej mi nie wierząc. Położyła torbę na ławce i wyjęłam komórkę. Stanęłam koło niego i włączyłam zdjęcia przedstawiające mnie i Harry'ego.

- Widzisz? To nie ciebie rysuje, tylko jego.

- To twój brat? - spytał
Prychnęłam. Zastanawiało mnie, skąd słyszałam tę nutkę nadziei w jego głosie.

- To mój chłopak, Harry.
Tak, wciąż mówiłam o nim w czasie teraźniejszym.

- Aha. Fajnie, że to wyjaśniliśmy.
Wsadziłam telefon do kieszeni i nagle poczułam usta Daniela na moich. Zmroziło mnie, kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Nie odwzajemniłam pocałunku, ale także nie odepchnęłam go. To wrażenie, jakby całował mnie Harry... Znaczy się, Daniel całował o wiele gorzej, ale wyglądał tak samo. Dopiero kiedy położył dłoń na moim policzku, pogłębiając pocałunek, położyłam ręce na jego piersi i popchnęłam. Zanim zdążyłam pomyśleć, uniosłam dłoń i wymierzyłam Danielowi siarczysty policzek. Przytknął dłoń do czerwonego policzka i popatrzył na mnie dziwnie.
O kurwa. Przecież to nauczyciel. Nawet jeśli jest młody, to wciąż nauczyciel.
Przytknęłam ręce do ust i zaczęłam bełkotać:

- Przepraszam, o Jezu, przepraszam, nie chciałam, przepraszam...
Daniel mrużył oczy i uśmiechnął się krzywo.

- W porządku, zasłużyłem sobie. Nie powinienem cię całować. To nie było fair, ale musiałem coś sprawdzić.
Zmarszczyłam czoło.

- Jestem lepszy od twojego chłopaka, prawda?
Uderzyłam go w drugi policzek. Tym razem nie żałowałam.

- Nie, nie jesteś. A tak w ogóle to Harry nie żyje.
Usta Daniela utworzyły literę „O”. Już chciał coś powiedzieć, ale odwróciłam się, chwyciłam torbę i wyszłam.
Chyba narobiłam sobie kłopotów. Na sam początek.
Nie ma co Angel, świetny start.

*następny dzień*

Siedziałam na biologii, kiedy przez radiowęzeł rozległ się głos sekretarki.

- Angel Black proszona do dyrekcji. Angel Black do dyrekcji.
Caroline i Zayn od razu popatrzyli na mnie, szukając wyjaśnienia. Wzruszyłam ramionami. Wy nic nie wiecie, to ja też wam nic nie powiem. Kiedy tylko wyszłam z sali, zaczęły mi się trząść ręce. Ciekawe jaką karę dostanę za uderzenie nauczyciela. Dwukrotnie. Aż strach pomyśleć.
Zapukałam lekko w drzwi gabinetu. Kiedy usłyszałam przytłumione „proszę” weszłam do środka.

- Angel, skarbie, usiądź.
Moja dyrektorka miała beznadziejny nawyk nazywania wszystkich skarbami. Sami się przekonacie, że po kilku razach doprowadza to do białej gorączki.

- Skarbie, odwiedził mnie dzisiaj nasz nowy nauczyciel języka hiszpańskiego, pan Ross.
Wiedziałam. Ale ciul.

- Pani dyrektor, ja mogę...

- Ciii skarbie, daj mi dokończyć... Opowiedział mi o wczorajszych zajęciach dodatkowych, na których byłaś obecna...

- Ja naprawdę nie chciałam go uderzyć...

- I uważam, że powinnaś wziąć udział w międzyszkolnym konkursie... - powiedziałyśmy jednocześnie.
Dyrektorka zamrugała kilkakrotnie. Wstrzymałam oddech.

- Przepraszam skarbie, o czym ty mówisz?

- A o czym pani mówi?

- Pan Ross uważa, że masz naprawdę duży talent do języka. We dwójkę postanowiliśmy, że wyślemy cię na międzyszkolny konkurs hiszpańskiego.

 - Eee...

- Oczywiście pan Ross pomoże ci się do niego przygotować, już zaoferował swoją pomoc. Będziesz miała indywidualne zajęcia. A szkoła pokryje wszystkie koszty związane z udziałem. Co ty na to, skarbie?

- Eeeem...

- Świetnie - klasnęła w dłonie - Bardzo się cieszę, że tak się zaangażowałaś. Zwłaszcza po takiej tragedii - położyła mi dłoń na ramieniu.

- Tak, naprawdę świetnie - mruknęłam z zaciśniętą szczęką.
Już ja się z nim rozmówię.

__________________________________
No to tak.
Chciałabym wam życzyć wesołych świąt.

A teraz takie oklepane życzenia.


Choinki świecącej,
gwiazdki błyszczącej,
pysznej kolacji,
sylwestrowej libacji,
gwiazdora grubego,
kaca ogromnego,
wspaniałych wrażeń
i spełnienia marzeń.

Mam nadzieje, że podobał się, rozdział.

Przypominam o #nyaPL

KOCHAMY WAS :****

14 gru 2014

Rozdział 73

Otworzyłam usta. Dlaczego Zayn zabrania jej o czymś mi powiedzieć? Co się dzieje?
W pewnym momencie jakiś pijany chłopak wpadł na mnie, popychając mnie jeszcze bardziej na uchylone drzwi. Zawiasy zaskrzypiały, kiedy drzwi otworzyły się na całą szerokość, a ja wykonałam niebotyczny wysiłek, żeby ustać na nogach.
Podniosłam wzrok, napotykając dwa przerażone spojrzenia.

- Angie! - zwrócił się do mnie Zayn - Coś się stało? My już wracamy do środka... - złapał swoją dziewczynę i chciał wejść z nią do budynku, ale uniemożliwiłam mu to, kładąc mu dłoń na piersi.

- Poczekaj.
Caroline spojrzała na mnie spanikowanym wzrokiem.

- O czym rozmawialiście?
Spojrzeli po sobie. Widziałam że prowadzą niewerbalną komunikację. Zayn ledwo widzialnie pokręcił głową. Wiedziałam co to znaczy.
"Nie mów jej."

- Zayn? Caro?
Moja przyjaciółka spuściła wzrok. Czułam się trochę tak, jakby mnie zdradziła.

- Odezwijcie się! - krzyknęłam,czując napływające łzy.
Zayn przygryzł wargę, unikając mojego spojrzenia.

-Zayn, czego Caroline nie może mi powiedzieć?
Milczeli. To trochę tak, jakby mówić do ściany.

- Świetnie. Naprawdę wspaniale. Rozumiem fakt, że macie swoje tajemnice, nie mogę Wam tego zabronić. Ale nie jestem głupia, widzę że coś się dzieje. A wy mnie od siebie odsuwacie!

- Nikt Cię nie odsuwa, Angie - odezwała się cichutkim głosem moja przyjaciółka.

- Nie? W takim razie powiedzcie mi, o co chodzi.
Caroline zrobiła zbolałą minę i zamilkła.

-Wiecie co, wasza sprawa. Ale chociaż od was liczyłam,że będziecie ze mną szczerzy. Ja naprawdę mam już dość tajemnic.
Odwróciłam się i odeszłam na całkiem sporą odległość, kiedy Zayn zawołał:
Angie, to naprawdę dla Twojego dobra!
Spojrzałam na niego i zaśmiałam się.

-Zayn, proszę cię, nie pieprz.
Poszłam w stronę taksówek z zamiarem wrócenia do domu. Dopiero kiedy siedziałam na niewygodnym tylnym siedzeniu, przyłożyłam czoło do szyby i rozpłakałam się. Jeszcze nigdy nie czułam się bardziej samotna jak teraz.


***następny dzień***

Weszłam ledwo żywa do klasy językowej i z jękiem opadłam na moje krzesło. Spałam może z dwie godziny, a to wszystko przez wczorajszą rozmowę z Zaro. Cały czas wałkowałam w głowie to, co podsłuchałam. Nurtował mnie fakt, o czym rozmawiali, ale naprawdę nic nie przychodziło mi do głowy.
Wyjęłam zeszyt i spojrzałam na miejsce Harry'ego. Oczywiście było puste. Ile ukradkowych spojrzeń rzucaliśmy sobie w tej sali na lekcjach hiszpańskiego. Poczułam ból w piersi, jak zawsze kiedy o nim myślałam. Klasa się już właściwie w całości zebrała. Jakie szczęście, że Caroline i Zayn chodzili na francuski. Wszyscy się uciszyli co oznaczało, że nauczyciel już idzie. Wstaliśmy, żeby jak zawsze powitać pana Carlosa. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale wydałam z siebie zduszony okrzyk i usiadłam. Bo to nie był nauczyciel, tylko jakiś młody chłopak. Kiedy go zobaczyłam byłam pewna, że to Harry. Podobieństwo aż za bardzo rzucało się w oczy. Na dodatek, jak gdyby nic, chłopak położył swoją torbę na biurku nauczyciela, wziął do ręki kredę i lekko pochyłymi literami napisał na tablicy "Daniel Ross". Ze niby nowy nauczyciel? Co? Jak? I dlaczego on jest tak podobny do Harry'ego?!
- Dzień dobry wszystkim,nazywam się Daniel Ross i jestem tutaj na stażu. Jak wielu z was na pewno się domyśla, nie jestem od was wiele starszy, więc zwracajcie się do mnie po imieniu.
Nowy nauczyciel na stażu. Nauczyciel hiszpańskiego. I jest tak podobny do Harry'ego. Jezu.

- Dzisiejsza lekcja będzie dość luźną lekcją. Chciałbym poznać każdego z was, dowiedzieć się jakie macie zainteresowania i tak dalej. Jednocześnie sprawdzę na ile dobrze znacie hiszpański, bo macie to powiedzieć w tym właśnie języku. Zaczyna pierwsza osoba z listy, a jest nią - spojrzał w dziennik - Angel Black?
Wypuściłam głośno powietrze i podniosłam rękę do góry.

- Tutaj jestem.
Daniel podszedł bliżej i stanął obok pierwszej pustej ławki przede mną, usiadł na niej i założył ręce. Przez chwilę przyglądałam się mięśniom rąk, które napięły się w identyczny sposób jak mojemu chłopakowi. Starałam skupić się na tym, co miałam powiedzieć.

- Eem... no więc tak... Nazywam się Angel Black ,ale jeśli pan to nie przeszkadza, wolałabym żeby zwracano się do mnie Angie.

- Przepraszam, że ci przerwę. Mieliście zwracać się do mnie po imieniu.

- No tak... co tam jeszcze... bardzo lubię muzykę, trochę śpiewam... uwielbiam czytać książki... umm... - rozłożyłam ręce - to chyba tyle. Mam nudne życie.
Jest nudne, bo nie ma w nim Harry'ego. Usiadłam na krześle i popatrzyłam na Daniela. Jeszcze prze chwilę wpatrywał się we mnie spod lekko przymrużonych powiek. Trwało to na tyle długo, że przebiegł mnie dreszcz. Coś było w tych jego oczach. Coś, co uniemożliwiało mi odwrócenie wzroku. Daniel zrobił to pierwszy, wyczytując kolejną osobę z listy. Pewnie zastanawiał się jakim idiotą trzeba być, żeby mieć problem ze sklejeniem jednego spójnego zdania o sobie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że przez te kilkanaście sekund wstrzymywałam oddech. Otworzyłam zeszyt na ostatniej stronie z zamiarem dokończenia ostatniego rysunku. Był to nieudany portret Harry'ego. Chociaż może i udany.
Nagle poczułam się dziwnie, więc podniosłam głowę w poszukiwaniu Daniela. Nie było go przy biurku ani tam, gdzie stał jeszcze parę minut temu. Odwróciłam się do tyłu i wydałam zduszony jęk, gdyż jak się okazało, stał on tuż za mną, patrząc mi przez ramię. Siedziałam chwilę z rozdziawioną buzią, aż w końcu odwróciłam się, zmieszana. To było trochę dziwne. No dobrze, bardzo dziwne. Skupiłam się na słowach nauczyciela:

- ... niestety niektórzy z was powiedzieli o sobie bardzo mało - przy tych słowach minął moją ławkę i popatrzył an mnie kątem oka. - Więc wymyśliłem odrobinę inny sposób na poznanie waszego poziomu. Skontaktowałem się z waszym dotychczasowym nauczycielem... panem Carlosem Munozem,o ile się nie mylę. Dowiedziałem się, że na początku poprzedniego roku zadał wam pewnego rodzaju projekt, w którym przedstawialiście scenki wymyślone przez siebie.
Oh, no tak. Projekt w trzeciej klasie. Z Harry'm. Przypomniałam sobie, jak siedzieliśmy na dywanie w jego domu, wcinając pizzę i rzucając kolejnymi pomysłami. Wtedy przebywanie w domu Harry'ego wydawało się abstrakcją. Kto by pomyślał,że będę tam mieszkać. Pamiętam wyraz twarzy Lucy, kiedy wpadła do salonu i zobaczyła nas razem. No i oczywiście samo przedstawienie projektu. Przyłożyłam rękę do policzka, wręcz czując dotyk dłoni Harry'ego na nim, kiedy przytrzymywał mnie dłużej w pocałunku. Z mojego punktu widzenia miało to być całkiem przelotne cmoknięcie. A przeistoczyło się w najwspanialszy pocałunek. Kiedy położył drugą dłoń na mojej talii, czułam się tak, jakby wewnątrz mnie wybuchł pożar.
To są tego rodzaju wpspomnienia, których nikt mi nie odbierze.

- A na koniec: Andy z Pauliną .To by było na tyle.
Rozległ się dzwonek.

- No cóż, w takim razie do zobaczenia na następnych zajęciach.
Rozejrzałam się z deka nieprzytomnie po klasie. Każdy zaczął się pakować. O cholera, nawet nie wiem z kim jestem w parze. Nic nie wiem! Wrzuciłam moje rzeczy do torby i z ociąganiem podeszłam do biurka. Daniel również zapakował swoje rzeczy, ale kiedy zauważył mnie, przerwał i spytał:

- Coś się stało?

- Emm... czy mógłby... pan powtórzyć z kim jestem w parze? Nie do końca usłyszałam.

- Tak, oczywiście. I zwracaj się do mnie Daniel, naprawdę. Nie jestem aż tak stary. - uśmiechnął się, a mi aż przekręciło się coś w brzuchu.
Przejrzał zeszyt własnymi notatkami. Po chwili spojrzał na mnie zaskoczony.

- Ojej, zdaje się że do nikogo cię nie przydzieliłem - popukał się w brodę - Kurcze jak to mogło się stać...
Odwróciłam głowę i przewróciłam oczami. Zapowiadał się ciekawie, a okazał się debilem.

- Ale nic się nie stało, zaraz kogoś ci dobierzemy... - zaczął przeglądać listę obecności.
A po projekcie poszłam na imprezę. Boże, jak Harry wtedy wyglądał seksownie. Potem Lucy zobaczyła zdjęcie mnie i Harry'ego całujących się. Myślałam, że rozerwie mi gardło. I upiłam się w klubie z Zaro. A potem obudziłam się w łóżku obcego faceta. No i Lucas po mnie przyjechał. A w domu uderzył.
Ja mam strasznie pokręcone życie.

- No i mamy problem - odezwał się Daniel - Dzisiaj wszyscy byli obecni i zostałaś jedyna bez pary. Ale nie ma problemu.Ja ci pomogę.

- Słucham?! - praktycznie wykrzyczałam.

- No co ty, nie dziw się tak. Powiedz mi, o której godzinie kończysz, na przykład, w środy i piątki. Zorganizuje zajęcia dodatkowe, na których przygotuje cię do prezentacji. Tylko nie myśl, że będziesz miała fory przy wystawianiu ocen - pogroził mi palcem.

- Ale... dzisiaj jest środa.
Daniel uśmiechnął się z satysfakcją. Zauważyłam, że zrobił mu się dołeczek. Identycznie jak pewnej osobie.

- W takim razie o której dzisiaj kończysz?
Przeanalizowałam szybko w myślach nowy plan lekcji.

- O czternastej.

- Wyśmienicie. W takim razie o drugiej w tej sali. Czy twoi rodzice będą mieli coś przeciwko, gdybyśmy spędzili tutaj powiedzmy... ze dwie godziny?

- Nie. Nie sądzę.
Wyszłam z klasy lekko otępiała. Bałam się tych zajęć. Jak jasna cholera.
Jak się okazało, słusznie. 

_______________________________________
Ok już jest.
Nie będę przepraszała za to ze jest dopiero dziś a nie wczoraj, bo już dostałam opieprz za to, ale nie mia.łam kiedy dodać.

No jak tam przygotowania do świąt.
Co dostaliście na Mikołajki? To co chcieliście?

Dobra a teraz ważniejsza rzecz w zakładce "Bohaterowie" pojawił się nowy bohater i chyba już się domyślacie nawet jaki.

No i taka mała informacja:
Jestem dostępna na e-mailu (needyouangel@wp.pl) i na ASKU (oczywiście moim prywatnym)


mam nadzieje że będziecie chcieli sobie może popisać albo czegoś się dowiedzieć
jeśli chcecie się z nami skontaktować poza askiem i mailem to wejdźcie w zakładkę "Kontakt"



Przypominam o hashtagu #nyaPL   

27 lis 2014

Rozdział 72


Przypominam o hashtagu #nyaPL
________________________

No to już koniec laby. Jutro pierwszy dzień roku szkolnego. Ostatnia klasa... czułam się lekko przytłoczona faktem, jak szybko leci ten czas. Miałam wrażenie, że dopiero co poszłam do szkoły średniej, starałam się żeby dostać dobre oceny... wszystko po to, żeby zostać zauważoną przez rodziców. Szybko porzuciłam ten plan. Wiedziałam, że jeżeli dalej chodzę do szkoły t o tylko siebie. Nikt nie miał zamiaru bić mi za to brawa.
Weszłam do kwiaciarni, którą stale odwiedzałam co tydzień. Kasjerka już znała mnie, więc kiedy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko.

- Witaj, kochanieńka. To samo co zawsze?
Pokiwałam głową, również odpowiadając jej uśmiechem.

Kiedy zapłaciłam i wyszłam na dwór, odruchowo rozejrzałam się dookoła. Nie mogłam wziąć samochodu, bo Diana miała do załatwienia parę spraw poza miastem. I szczerze mówiąc, dostawałam z tego powodu paranoi.

Zanim doszłam na moją ławeczkę, odwracałam się za siebie milion razy. Oczywiście nie zauważyłam nic nadzwyczajnego, przechodniów zmierzających każdy w swoim kierunku. W końcu opadłam na chłodny kawałek drewna.


- Cześć, skarbie - podniosłam różę z zeszłego tygodnia, zastępując ją świeższą, z żywszymi kolorami. 

- Co tam u Ciebie ciekawego? Masakra, dasz wiarę że jutro pierwszy września? - przewróciłam oczami - Już nie mogę się doczekać tych wspaniałych kilku miesięcy. Oglądania twarzy moich najdroższych Lucy i Lucasa... - skrzywiłam się, słysząc ironię w moim głosie  - Ale obronisz mnie przed nimi, prawda? Tak samo jak to robisz każdego dnia. Jesteś moim bohaterem, sam tak kiedyś powiedziałeś.

Westchnęłam. Znowu to robiłam. Obwiniałam Harry'ego za coś, na co nie miał najmniejszego wpływu.

- Nie chce mi się tam wracać jak cholera... Jak dobrze że to już ostatni rok. No i będą tam Caroline, Zayn i cała reszta.
Nie płacz, nie płacz - powtarzałam sobie w myślach.

- W sumie to nigdy nie zastanawiałam się, co będę robić dalej. Zawsze tak dużo przytrafiało mi się w ciągu kilku miesięcy, że przestałam myśleć z wyprzedzeniem - wzruszyłam ramionami - Chyba po prostu zobaczę co przyniesie czas.
"Kocham Cię, wiesz?" - usłyszałam w głowie głos Harry'ego.

- Ja też Cię kocham, skarbie - powiedziałam cichutko - I bardzo, bardzo tęsknie.


*Perspektywa anonima*

Myślał, że jest taki cwany, że mnie przechytrzy. Ale ja nie jestem początkujący. Pracuje dla pana S już prawie 10 lat i wiem, na czym polega moja robota. A jeśli ten gówniarz sądził, że go nie znajdę, to mylił się, i to grubo.
Widziałem go nawet teraz, siedząc za kierownicą mojego samochodu. Wyszedł z jakiegoś klubu czy czegoś, zataczając się. Ale to jeszcze nie był odpowiedni moment, nie był sam.
Wyjąłem komórkę i wybrałem numer szefa w celu zdania mu relacji,jak to miałem w obowiązku robić co kilka godzin.

- Czego? - rozległ się jego poirytowany głos.
Jak najszybciej opowiedziałem mu, co działo się od ostatniego telefonu. Przyjechał do klubu, siedział tam dłuższy czas, Wyszedł wyszedł pierwszy ze swoimi kolegami. Był nieźle wstawiony. Później z klubu wyszła ta jego dziwka ze znajomymi, wsiedli do taksówek i rozjechali się w swoich kierunkach. 

- Wiedziałem. Po prostu wiedziałem.
Pan S bardzo się wkurzył, słyszałem to.

- Co szef wiedział?

- Skurwiel dalej się z nią spotyka! - krzyknął. - Byłem pewien, że nie odpuści.

- Mam za nimi jechać? - zapytałem.

- No a jak kurwa myślisz.
Po chwili usłyszałem, jak mówi przytłumionym głosem:

- Myślał, że może sobie ze mnie żartować. Jak dopadnę go, powyrywam mu nogi z dupy i każe biegać.
PO chwili ciszy odezwał się ponownie:

- Coś jeszcze?

- Nie, szefie.
Zanim dokończyłem zdanie, rozłączył mnie. Czasami tak mnie wkurwiał.

Patrzyłem cały czas na ulicę, uważnie obserwując jedną postać. Od pewnego czasu zaczął nosić bejsbolówkę, jakby to miało mu w czymś pomóc. I tak go dopadnę. Tylko ostatnio cały czas jest z kimś. Kiedy jeździ na motorze boję się cokolwiek zrobić, bo szef kazał mi go dostarczyć żywego... muszę coś wymyślić.
Będzie mój a ja zawsze dotrzymuje słowa.


*Perspektywa Angel*

Siedząc na kanapie zastanawiałam się jak ja się jutro ubiorę. Nie chce mi się ubierać typowo na galowo. No wiecie białą bluzeczka, czarną lub granatową spódniczkę, albo spodnie.
Ostatnia klasa, więc założę coś innego. 
Spakowałam do torby telefon, portfel i wyszłam na jakieś zakupy.

Bałam się chodzić sama po mieście, ale co mam zrobić jak Diany jeszcze nie było i nie mam samochodu. No, ale przecież mogę zadzwonić do Caro.

- Hej kochana, co tam u ciebie? - powiedziałam jak Caroline odebrała.

- Angie tak się nudzę, że zaraz chyba zacznę robić na drutach.

- Przesadzasz. A mam dla ciebie propozycję.  Pójdziesz ze mną na zakupy? Proszę, proszę, proszę.

- Jasne, wiesz że lubię chodzić z tobą na zakupy. A co będziesz kupować?

- No wiesz jutro jest  rozpoczęcie roku i chciałam sobie coś kupić do ubrania.


                                                                     
                                                      ***

- Możemy już wracać, nogi mnie bolą. - Jęczała Caro wlekąc się za mną.
Westchęłam i spojrzałam na nią.

- Ok wracamy.

- Nareszcie - Jęknęła Caro.

Wróciłyśmy do domu i od razu zaczęłam przymierzać ubrania, które kupiłam. Leżały ZAJEBIŚCIE. Bluzka ze skrzydłami i już wiem jak będę wyglądała na rozpoczęciu. Już się nie mogę doczekać  (http://stylistki.pl/na-lato-451176/).
Pokazałam się Caro, a ta aż się zachłysnęłam.

- Dość, że masz na imię Angel to jeszcze masz skrzydła. To chyba nie przypadek, prawda?

- Nie to nie przypadek, Harry do mnie tak mówił i tylko jemu pozwalałam więc chciałam być dla niego choć jeden raz Aniołem. - powiedziałam to mając świeczki w oczach.

- Och kochanie - westchnęła Caro i podeszła do mnie przytulić mnie.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, starłam ją szybki.

- Wiesz co, może nie smutajmy tak i wyjdziemy na jakąś imprezę.

- Mówiłaś, że cie nogi bolą. - powiedziałam i podniosłam jedną brew.

- Oj nie wypominaj mi. No weź chodź.
Zaczęłam myśleć nad jej propozycją. No w końcu to ostatni dzień wakacji to trzeba się rozerwać.

- Ok, idziemy.
Caro podskoczyła zadowolona i od razu zadzwoniła do Zayna.



                                                            ***


Ubrałam się w niebieską obcisłą sukienkę i założyłam biały żakiecik, w razie gdyby wieczorem było mi zimno. 

Jechaliśmy samochodem Zayna i kiedy dojechaliśmy, już nie byłam taka pewna czy dobrze zrobiłam przyjeżdżając tu. Czułam, że stanie się coś co nie ucieszy mnie.

Wyszłam z samochodu i weszliśmy wszyscy do klubu. 
Jak to w klubach, smród przywitał nas od razu przy wejściu.
Podeszliśmy do baru i od razu zamówiłam sobie drinka, żeby się odstresować. 
I tak kolejka po kolejce, aż straciłam rachubę. 

Oparłam głowę na ramieniu Caroline, ona zrobiła to samo i zaczęliśmy wolniutko kołysać się w dudniący rytm. Mało on nas obchodził, my słyszeliśmy swoją własną muzykę...dudniący rytm piosenki.

Nagle ktoś niezbyt delikatnie odciągnął ode mnie Caro.
Trochę się zachwiałam, kiedy zabrano mi podparcie w postaci przyjaciółki, ale po chwili w miarę odzyskałam równowagę.

Zayn stał naprzeciwko swojej dziewczyny i wpatrywał się w nią płonącym wzrokiem.

- Kochanie, co się stało? - zapytała Caro lekko ochrypłym od śpiewania głosem.

- Widziałem... widziałem no wiesz... - Zayn zachowywał się tak jakby miał problemy z wysłowieniem się.

- No kogo? - zapytałam
Malik popatrzył na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Za chwilę szybko rozejrzał się po wypełnionej po same brzegi sali.

- Caro, możemy porozmawiać na osobności?
Uniosłam brwi, zdziwiona jego zachowaniem.

- No co ty, misiu - wybełkotała Caro - Przecież możesz mówić przy Angie, ona niczego nie wygada...
Zayn zacisnął palce na przedramieniu Caro, starając się zwrócić jej uwagę. NO dobra, coś zdecydowanie jest nie tak.

- Zayn, co się dzieje? - zapytałam.

- Nic się nie dzieje - odburknął.
Za chwilę trzymając Shine za rękę, prowadził ją przez tłum spoconych ludzi. O nie, tak łatwo mnie nie zbyjesz. Wiem, że to może chamskie z mojej strony tak podsłuchiwać ich prywatną rozmowę, ale przez skórę czułam, że dzieje się coś złego. I jeśli sama się nie dowiem o co chodzi, to od tej dwójki na pewno się tego nie dowiem.
Straciłam ich z oczu, ale widziałam jak jedne z bocznych drzwi się otwierają. Wiedziona instynktem, przecisnęłam się w ich stronę.

Plecami oparłam się o zimny metal, jedną ręką napierając na nie i odchyliłam je na niewielką szerokość. Nie pomyliłam się.
Caroline wpatrywała się w Zayna, zaskoczona czymś co jej powiedział. Wytężyłam słuch, mimo to słyszałam co któreś słówko.

- Jesteś pewien?

-Tak... widziałem... przed chwilą...

- Boże... Angie... szczęśliwa...

-Nie! Nic nie możesz jej powiedzieć!
Akurat to zdanie usłyszałam idealnie, tak głośno wykrzyczał je Zayn.


_________________________________


PRZEPRASZAM, że nie dodawałam tak długo rozdziału, ale teraz to jest wyłącznie moja wina, bo nie miałam weny i zawsze jak chciałam coś napisać i miałam plan to pomysł uciekał i nie wiedziałam jak napisać.
Jeszcze raz przepraszam. :(

10 lis 2014

Rozdział 71

Przypominam o hashtagu #nyaPL
________________________________
*Perspektywa Caroline*
Ja chyba osiwieje. Mam taki długi jęzor... o mało co się nie wygadałam Angel, mimo że wiem jakie byłyby tego konsekwencje. Tak się cieszyłam, że znowu się spotkaliśmy. Dzięki temu mogłam lepiej poznać Dianę, która stanowiła teraz ważną osobę w życiu Angie i Nialla, jej chłopaka. Zayn od razu znalazł z nim wspólny język.
Ale poczucie winy mnie nie opuszczało z dwóch powodów:
powód A - przeze mnie i moje tajemnice oddalam się z moją cudowną przyjaciółką
powód B - o mało co nie zrujnowałam życia jej i Harry'emu przez moją paplaninę.

Ale najbardziej zaskoczył mnie moment, w którym Angie wyszła na scenę i zaczęła śpiewać.
Zayn, siedzący obok mnie na tylnej kanapie taksówki, przesunął palcem wzdłuż mojego nagiego ramienia.

- O czym myślisz? - wymruczał.

- O tym, jak Angie musi być ciężko.

Ręka znieruchomiała, a twarz Zayna stężała. Zawsze tak się działo, kiedy zaczynałam temat Black. Ale teraz byłam lekko wstawiona, i wkurzona (przede wszystkim na siebie) i nie miałam zamiaru opuścić tak łatwo, jak dotychczas. O nie.

Poprawiłam się i odwróciłam tak, żeby siedzieć twarzą do niego.

- No co? Nie mogę już nawet myśleć o mojej przyjaciółce.
Zayn westchnął.

- Jasne że możesz. Tylko zawsze rozmowa o niej schodzi na tą samą drogę.

-Przez całe te kłamstwa i tak strasznie zaniedbałam naszą relację.

-Skarbie, ja wiem...

-Gówno wiesz - przerwałam mu.
Uniósł brwi, równie zaskoczony moimi słowami jak ja sama.

- Dzisiaj prawie jej powiedziałam. Prawie.
Zayn popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.

- Niedługo to się skończy. Musimy być... - urwał, bo samochód się zatrzymał, a kierowca wyczekująco patrzył we wsteczne lusterko. Zayn wyjął z kieszeni banknot i podał mu. Po chwili byliśmy już w domu. Zdjęłam powoli szpilki ze stóp i ułożyłam się wygodnie na kanapie. Zayn usiadł chwilkę później, stawiając przede mną szklankę wody i dwie aspiryny. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.

- Cieszę się, że jednak nic nie powiedziałaś.

- To było trudne, naprawdę. Widziałeś ją, kiedy śpiewała. Widać było, że jest w kompletnie innym świecie.

- Gdzieś gdzie jest on... - dodał Zayn, zamyślając się.

- Kiedy to się skończy? - zapytałam w końcu.

- Już niedługo.
Pokręciłam głową.

- Wiesz ile razy już to słyszałam? Powiedz mi coś, czego nie wiem.
Zayn popatrzył na mnie.

- Nie jestem taki pewien czy Harry wróci.
Zatkało mnie. Dopiero po dłuższej chwili odzyskałam zdolność mówienia.

- Co takiego?
Zayn przygryzł wargę.

- Od czasu tamtej rozmowy nie zadzwonił więcej do mnie. Ustaliliśmy tylko, że co tydzień będzie wysyłał mi SMS-a z informacją, jaka jest sytuacja i czy wszystko jest w porządku... - Zayn wziął oddech - Długo się już nie odzywa.
Wstrzymałam oddech.

- Jak długo?
Bałam się odpowiedzi, a Zayn długo milczał, patrząc na mnie z powagą.

- Ponad cztery tygodnie.
O kurwa.

- Ponad cztery tygodnie??!! I kiedy miałeś zamiar mi o tym powiedzieć? - zmrużyłam oczy.

- Teraz ci to mówię.

- Próbowałeś się z nim skontaktować?
Zayn westchnął ciężko.

- Jasne że tak. Cisza.
Dotknęłam ręką ust.

- Zayn, a jeżeli coś mu się stało? Tym razem naprawdę - powiedziałam cicho.
Złapał mnie za dłoń i uścisnął.

- Nie wolno ci tak myśleć. On jest dużym chłopczykiem, poradzi sobie.

- A jeżeli go dopadli? - zniżyłam głos do szeptu.

- Przestań. - powiedział ze złością.

- Dlaczego zachowujesz się jakby cię to w ogóle nie obchodziło? Jakbyś się nie martwił?
Puścił mnie i wstał, podchodząc do okna.

- Bardzo się martwię. Cały czas o tym myślę. Wykorzystałem już wszystkie możliwe sposoby, żeby go znaleźć, ale to nie takie łatwe.
Spuścił głowę.

- Nie mogę myśleć o tym, że coś mu się stało, bo wtedy oszalałbym.
Och, Zayn...
Podeszłam do niego szybko i objęłam jego szerokie ramiona, opierając policzek o jego plecy.

To będzie naprawdę ciężki rok.


*Perspektywa Angel*

- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że tak bosko śpiewasz? - zapytała roześmiana Diana.

- Sama o tym nie wiedziałam! - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Wracamy tam. Niedługo. I masz jeszcze raz zaśpiewać.
Pomyślałam o tym, jak czułam się stojąc tam na scenie, i o wszystkich wspomnieniach, które miałam przed oczami. Czy tak będzie za każdym razem?

- No nie wiem... - odpowiedziałam niechętnie.

- Idziemy, i bez dyskusji.

- No dobrze, ale tylko pod jednym warunkiem - powiedziałam a Diana spojrzała się na mnie pytająco. - Zaśpiewasz ze mną 

- O CO TO TO NIE!
Diana usiadła na łóżku, ale za chwilę znowu wstała i zaczęła chodzić po pokoju.

- No to jeśli tak to ja też nie śpiewam

- Dobra zaśpiewam.


*Perspektywa Camerona*

Chris siedział przy oknie z słuchawkami w uszach. Pewnie nie usłyszał jak wchodźmy.
Kamil wiedziała gdzie trzyma zapasowy kluczyk, więc weszliśmy bez problemu. 

- Chris. - Powiedziała spokojnie Kamil. - CHRIS!!! 
Podskoczyłem, kiedy tak wrzasnęła.

- Rany nie wrzeszcz tak, głuchy nie jestem. Czego chcecie.

- Idziemy do klubu. Karaoke.
Spojrzał na nas i się roześmiał.

- Nie ma mowy.

- Nie będziesz śpiewał ani nikt z nas po prostu potańczymy, popijemy i będzie świetnie.

Zgodził się i chwilę później szliśmy do samochodu. 


Weszliśmy do klubu i od razu stanęliśmy jak słup. Było naprawdę dużo ludzi.
Zajęliśmy miejsca i zamówiliśmy po drinku.
Chris usiadł sobie w rogu i miał najlepszy widok na parkiet i scenę.

Miałem wrażenie, że jest zamyślony. Ale nie zawracałem sobie tym głowy.
Poszedłem tańczyć z Kamil.

Skończyliśmy tańczyć po jakichś 20 min padnięci. Tak mi się chciało pić, że myślałem że umrę.
Siadłem koło Chrisa i chciałem mu coś powiedzieć ale plany pokrzyżował mi DJ.

- No dobrze, popatrzmy kogo mamy następnego na liście... Zapraszamy na naszą scenę... Angel Black

- CO? - usłyszałem jak Chris szepcze pod nosem.

- Co mówisz? 

- Nie nic.
Wstał i podszedł pod scenę. A tak właściwie to obok.

Zaśpiewała piosenkę  Bruno Marsa. Ślicznie śpiewała. I ogólnie ładna była. 
Za chwilę po tym jak skończyła śpiewać zbiegła zapłakana ze sceny a za nią dwie osoby. 

OHO KTOŚ TY KOGOŚ KOCHA.
Dziwnę. Spodobała mi się dziewczyna której nie znam. Nigdy mi się to nie zdarzyło. 

Chris wrócił tylko po to, żeby oznajmić, że idzie do domu.

Spojrzałem tylko na resztę i później znowu na Chrisa który już był przy drzwiach, Jeszcze tylko spojrzał na scenę spuścił głowę i wyszedł.


________________________________
Przepraszam.
Mówiłyśmy że rozdziały będą co tydzień, ale teraz chyba to się zmieniło i będą co dwa tygodnie.

Boje się tylko, że stracicie cierpliwość i przestaniecie czytać nasze opowiadanie.
A tego byśmy nie chciały.

No ale dobra smutam już.

Jak tam w szkole, oceny dobre czy raczej nie?
Ja osobiście mogę wam powiedzieć, że mam o wiele leprze oceny niż w gimnazjum.
Dobra nie zanudzam was.


PRZYPOMINAM JESZCZE RAZ


#nyaPL

25 paź 2014

Rozdział 70

"Staczałem się coraz niżej i niżej. Wstyd mi było samego siebie. Bałem się spojrzeć w lustro, bo patrzyła na mnie karykatura człowieka. To było takie uczucie, jakbym spadał z wysokiego klifu.
Chce się zatrzymać, ale nie mogę. Chce wrócić z powrotem na ląd, ale on jest za daleko.
Prochy stały się moją codziennością.
A ja umarłem po raz drugi."


*Perspektywa Angel*

To były najcięższe wakacje w całym moim życiu. Ale uwaga uwaga: KUPILIŚMY Z DIANĄ SAMOCHÓD!! Nasz cudowny, wspaniały, biały Range Rover stał w garażu, odpucowany i gotowy ruszyć w drogę. Tym lepiej, bo praktycznie nie wychodziłam już na ulicę sama, więc auto to było najlepsze rozwiązanie. Chociaż gdyby mafia chciała mnie dopaść, nawet to nie stanowiłoby dla mnie przeszkody.
Ale staram się o tym nie myśleć. Teraz skupiam się na Harry'm.

Siadłam na ławeczce i położyłam różę na pomniku, wyrzucając tę z ubiegłego tygodnia. Wzięłam oddech...i nic. Pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć.

- Cześć, misiu - zaczęłam jakoś tak niepewnie - Uff. Dzisiaj ostatni weekend sierpnia, masakra. Strasznie szybko to zleciało. Już prawie dwa miesiące jak Cię nie ma... -popatrzyłam na dłonie - No i jak to teraz będzie, co? Miałeś tu być, ale chyba Ci się znudziło...
Odwróciłam się gwałtownie, słysząc jakiś hałas za plecami. Jakiś młody chłopak usiadł kilka grobów dalej, w bejsbolówce i okularach przecisłonecznych. Boże Angel, nie histeryzuj. Odwróciłam wzrok. Przecież nieładnie jest się tak gapić.

- Ostatnia klasa liceum. Dasz wiarę? Bo ja sobie tego nie wyobrażam.
Zamrugałam, bo jak zwykle się rozklejałam.

- Kurczenie będę płakać. Chyba byś tego nie chciał. Nie lubiłeś, jak płacze.
Podskoczyłam przestraszona, kiedy ten chłopak rozkaszlał się głośno. Przewróciłam oczami.

- Wiesz, ciężko tu dziś o prywatność. Wpadnę niedługo, obiecuję. - Podniosłam się -Kocham Cię. Ponad życie.
Wzięłam głęboki oddech i odeszłam. Kiedy mijałam chłopaka, spuścił głowę jeszcze niżej.
W mafii nie przyjmują tak młodych osób, prawda? Prawda?!
Przyśpieszyłam kroku i wpadłam do samochodu, blokując od razu wszystkie drzwi. Nigdy nie wiadomo. W tej chwili zadzwoniła moja komórka.

- Słucham?

- Angie, cześć skarbie!

- Caro, hej!

- Czemu tak długo się nie odzywałaś? Obraziłaś się?
Od razu poczułam się głupio. Pracowałam od poniedziałku do soboty, więc miałam w sumie tylko jeden dzień odpoczynku. Nie pomyślałam, żeby zadzwonić do przyjaciół... Naprawdę, jestem straszna.

- Nie, nie! Przepraszam, Caroline... Po prostu jestem trochę zapracowana... - przygryzłam wargę.

- No dobra, tym razem Ci wybaczę. Ale pod jednym warunkiem.

- Hmm?

- Impreza. Dzisiaj. Nie możesz odmówić.
Westchnęłam. Nie miałam ochoty na imprezy.

- Mogę zabrać ze sobą Dianę?
Caroline prychnęła.

- Jasne, że tak!

- Ok, podaj mi szczegóły...



                                                                     ***



Siedziałam przed lustrem, nakładając tusz na rzęsy. Byłam już właściwie gotowa, Diana za to wciąż szukała odpowiedniej sukienki. Okazało się, że idzie z nami także Niall.
Widzicie, tak to już jest, jak się nie ma pary. Proponujesz przyjaciółce, żeby poszła z tobą. Oczywisty jest powód: bo nie chcesz wyglądać jak ostatnia sierota, tańcząc sama na parkiecie.
No i wtedy ona wyjeżdża Ci z pytaniem, czy może zabrać ze sobą swojego przystojnego, słodkiego chłopaka.
I cały plan idzie w łeb.

- Diana, rusz się! - krzyknęłam.

- No już prawie prawie - odpowiedziała przytłumionym głosem.
Przewróciłam oczami i kontynuowałam robienie makijażu.

- MAM! - krzyknęła z triumfem w głosie.
Patrzyłam z zaciekawieniem co też wymyśliła, kiedy wynurzyła się z jedną z moich lepszych sukienek.

- Pożyczysz mi ją? - zrobiła słodkie oczka.
Och, jaką miałam ochotę jej powiedzieć "nie" za tą akcję z Niallem. No ale co wy, nie jestem taka.

- Nie.
Ups. Może jestem.
Diana zrobiła smutną minkę, która uwierzcie mi, każdego by złamała. Przewróciłam znowu oczami i uśmiechnęłam się do jej odbicia w lustrze.

- Żartowałam. Jasne, że możesz.
Podbiegła do mnie i szczęśliwa pocałowała mnie w policzek.

- Dziękuje. - zmarszczyła brwi - A tak w ogóle to do jakiego klubu idziemy?
Uśmiechnęłam się chytrze.

- Karaoke - powiedziałam wolno, obserwując jej reakcję. Otworzyła usta jak ryba, przez co wyglądała komicznie.

- Żartujesz?

- Niee. Mówię całkiem poważnie. - znowu uśmiechnęłam się przebiegle.
Miałam malutki plan co do Diany. I dotyczył on śpiewania. Na scenie.


*3 godziny później*

Byłam już chyba całkiem nieźle pyknięta. W głowie szumiało mi tak, jakbym przystawiła muszelkę do ucha. Nagle obcasy wydały mi się za wysokie, a podłoga za daleko. Ale tańczyłam dalej. Chwilowo była przerwa w śpiewaniu, co strasznie mnie uszczęśliwiło. Najciekawszym faktem jest to, że do klubów karaoke najczęściej przychodzą kompletne beztalencia. Jakby własny prysznic im nie wystarczał.
Nagle Caroline zawirowała tuż obok mnie, ciągnąc za sobą roześmianego Zayna. Dawno nie widziałam ich tak beztroskich. Rozkoszowałam się uczuciem, kiedy głośny bas dudniący z głośników odczuwałam w klatce piersiowej. Tak, tego było mi trzeba. Kompletnego zatracenia.
Diana złapała mnie za rękę i wykrzyczała mi do ucha:

- My idziemy usiąść, jestem padnięta!
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i zamknęłam oczy. Kompletnie oddałam się muzyce i tańcu. Nie myślałam o tym wszystkim, przez co musiałam ostatnio przechodzić. Cały ten stres związany z mafią i opieka nad małą Bellą. Niedługo pora wrócić do szkoły, do nauki.
Dziwnie się czułam, tak jakbym wracała tam po kilkuletniej nieobecności. Tak, zdecydowanie teraz będzie tam inaczej.
DJ powoli przyciszył muzykę, zwracając moją uwagę. Podniósł podkładkę, na której zapisywali się ochotnicy. Zatarłam ręce.

- No dobrze, popatrzmy kogo mamy następnego na liście... Zapraszamy na naszą scenę... Angel Black!
Że co proszę??!
Podbiegłam szybko do DJ-a i pokazałam mu ręką, żeby się pochylił.

- To jakaś pomyłka! Ja zapisywałam Dianę Mitchelle!
Chłopak w dredach zmarszczył brwi i zerknął na listę.

- Nie, wszystko jest ok... Angel Black.
Zerknęłam na nasz stolik, no i wszystko stało się jasne, kiedy tylko zobaczyłam moją przyjaciółkę, czerwoną od śmiechu.
Uduszę. Powoli i boleśnie.
Poczułam ręce na plecach, i ktoś delikatnie popchnął mnie w stronę schodów prowadzących na małą scenkę. Odwróciłam się żeby zobaczyć uśmiechniętą Caroline. Zdrajca.
Prowadzący podał mi mikrofon, który złapałam drżącymi rękami.

- Ale ja nawet nie wiem co mam śpiewać! - zawołałam do DJ-a.
Uniósł kciuki i górę i skupił się na laptopie, szukając piosenki. Po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki. Uśmiechnęłam się szeroko. To był Bruno Mars.
Moi przyjaciele skupili się blisko sceny, obserwując mnie z uśmiechami. Okej, chcą się bawić? Proszę bardzo.
Stanęłam naprzeciwko statywu i umieściłam na nim mikrofon.

"Łatwo przyszło, łatwo poszło
Tak właśnie żyjesz, oh
Brać, brać, brać wszystko,
Ale nigdy nie dajesz
Powinienem wiedzieć,
że jesteś kłopotem od pierwszego pocałunku
Miałaś oczy szeroko otwarte,
Dlaczego były otwarte?"

Pierwsza zwrotka naprawdę nieźle poszła. Patrząc po minach osób słuchających mnie... może nie śpiewam tak źle?
Wczułam się w tekst piosenki, zamykając oczy. Czułam się tak, jakbym nie ja śpiewała. Przypomniałam sobie, jak kiedyś zastałam Harry'ego z gitarą w ręku. Wymyślił wtedy tekst na poczekaniu. Tak cudownie śpiewał, tym swoim ochrypłym głosem... To on mógłby stać tu dzisiaj i śpiewać tę piosenkę. 

"Wytrzymałbym cały ten ból
Pozwoliłbym przestrzelić sobie głowę
Tak, umarłbym za ciebie skarbie,
Ale ty nie zrobisz tego samego."

Widziałam łzy lśniące w oczach moich przyjaciółek. Tak, mnie też bardzo trudno było się opanować. Wciąż miałam przed oczami Harry'ego... Jak jego smukłe palce sprawnie przebiegają po gryfie gitary, wydobywając delikatne dźwięki, idealnie komponujące się z tekstem. Te wspomnienia naprawdę były jak granat dla mojego serca.

"Jeżeli moje ciało stanęłoby w ogniu
oh, przyglądałabyś się, jak spaliłbym się w płomieniach
Powiedziałaś, że mnie kochasz, jesteś kłamcą,
bo ty nigdy, nigdy, przenigdy mnie nie kochałaś."

Kochałam, kocham i nigdy nie przestanę. Skoczyłabym z tobą w płomienie. Ale miałam za mało czasu, żeby Ci to udowodnić.
Piosenka się skończyła, a ja stałam wciąż w miejscu. Ludzie bili brawo i gwizdali, ale nie słyszałam tego. To tak jakbym stała za dźwiękoszczelną szybą. Uniosłam dłoń do 
policzka czując, że płaczę. Zayn szybko wszedł na scenę i ujął mnie za rękę.
Och, mój Harry.
Odprowadził mnie do łazienki, wciąż delikatnie ściskając mnie za rękę. Co ja bym bez niego zrobiła. Stanęłam przed lustrem, patrząc na rozmazany makijaż. Za chwilę Caroline weszła do łazienki z moją torebką. Szybko wyjęłam z niej kosmetyczkę i doprowadziłam się do porządku. Wzięłam głęboki oddech.

- Już okej? - zapytała ciepło.
Pokiwałam głową i przytuliłam ją mocno.

- Brakowało mi Cię ostatnio.
Caroline spuściła wzrok, kiedy wypuściłam ją z objęć. Uniosłam brwi.

- No co, co się stało? Chciałabyś mi coś powiedzieć?
Widziałam po jej twarzy że owszem, chciała. Już otwierała usta, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.

- Caro, mów - powiedziałam stanowczo.
Uśmiechnęła się krzywo.

- Po prostu bardzo Cię kocham.
Przygryzłam wargę.

- Nie pogrywaj ze mną. Co chciałaś mi powiedzieć?

- Naprawdę nic takiego. - chwyciła mnie w ramiona.

- Proszę, nie ukrywajcie przede mną niczego. - szepnęłam - Nawet jakby miało mnie to zranić, okej? 

- Mhmm. - odmruknęła.

____________________________

Nareszcie jest.
Wiem że teraz jakoś dodajemy rozdziały co dwa tygodnie, ale wiecie jak to jest.
Szkoła daje popalić. U mnie jest nawet lekko, ale Maja mi się zamęcza.
Mam nadzieje, że nie jesteście źli na nas.

I jeśli ktoś czyta tą notatkę to przypominam, że możecie pisać na tt hashtag #nyaPL
Mam nadzieje że ktoś zrobi tą przyjemność i coś napisze, oczywiście możecie nas oznaczyć mnie @Kinkilek, albo Maję @maja3ana3
Wiem, że to nie jest opowiadanie tak dobre jak np Dark czy Psychotic, ale fajnie by było jak ktoś by napisał.
Dobra nie ważne. Za długa ta notatka się robi.

Pozdrawiam was wszystkich i mam nadzieje, że się rozdział spodobał.

11 paź 2014

Rozdział 69

Jeśli chcecie pisać o naszym opowiadaniu na Twitterze to piszcie z hashtagiem #nyaPL
chciałybyśmy wiedzieć co myślicie o rozdziale i wasze wrażenia.

___________________
*Perspektywa anonima*

Siedziałem na ławce tak już parę godzin i zaczynało mnie to denerwować. Dlaczego właściwie to robię. Po co ja ją śledzę. Robiło się dość chłodno zapiąłem skórzana kurtkę. Już miałem odjeżdżać, kiedy do domu weszła jakaś kobieta. W oknie widziałem jak Ona i Angel rozmawiały o czymś i po chwili kobieta wyjęła pieniądze i dała Angel. Ona założyła kurtkę i wyszła z domu i zaczęła się kierować na przystanek. Jednak ja wiedziałem, że ostatni autobus już odjechał. 

Szła powoli widać, że czymś się denerwowała. Co chwilę się odwracała, więc musiałem uważać. Nie mogłem pozwolić żeby mnie zauważyła. Ja oczywiście nie ostrożny nie zauważyłem kamyka i go kopnąłem. Angel odwróciła się. Schowałem się w cieniu że by mnie nie zobaczyła. Ruszyła znowu a ja zacząłem bardziej się do niej przybliżać. Była śliczna nie wiem jak można było skrzywdzić ją. Podszedłem dość blisko, ale przypominając sobie moje słowa "Nie mogę się do niej zbliżać nie może mnie zobaczyć".  Skierowałem się tam gdzie zostawiłem motor. Nie było to daleko, więc już wsiadałem na niego kiedy usłyszałem:

- Dajcie mi spokój!
Oj Angel gdybyś tylko wiedziała. 

Uruchomiłem motor i wyjechałem jak błyskawica mijając Black. Odwróciłem się do niej żeby zobaczyć ją ostatni raz. Była taka przerażona, ale nie przejmowałem się tym przyspieszyłem i już po chwili skręciłem w lewo tracąc ją z oczu. 



Zostawiłem Motor w garażu i wszedłem do domu. Przebrałem się w dresy. Od razu lepiej, nigdy nie pomyślałem, że będę kiedyś chodził w dresach. Wziąłem telefon i wystukałem numer. 

- Cześć... Tak już jestem... Nie a co... To powiedz mu, że wszystko pod kontrolą nie widziałam mnie... Miałem tylko sprawdzić co z nią i jest ok. Wiesz muszę kończyć ktoś puka.



Odłożyłem telefon i podszedłem do drzwi żeby je otworzyć. Stała w nich wysoka dziewczyna z długimi blond włosami. Kamil

- Cześć słonko przyszłam ci potowarzyszyć.

- Kamil nie mam dziś ochoty na nic zrozumiano.

- No dobra, ale potrzebna mi twoja pomoc. - powiedziała, ale widząc moją pytającą miną kontynuowała dalej. - No więc powiedziałam moim kumplom, że przyjdę dziś do nich z chłopakiem. No i wiesz pomyślałam o tobie. Polubisz ich wiem, że my nie..., że my tylko... że się bzykamy, ale możesz ze mną tam pójść?

- Słuchaj nie wiem co ty ode mnie chcesz i przylepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona...

- PROSZĘ PÓJDŹ TAM ZE MNĄ PROSZĘ PROSZĘ.

- Dobra już dobra pójdę ale potem znikniesz mi z oczu.
Widziałem, że zaskoczyłem ją tym co powiedziałem, ale nie obchodziło mnie to. Patrzyłem się na nią i widziałem, że w jej oczach pojawiają się łzy. Zamknęła oczy i po chwili otworzyła je, pokiwała głową. 
Pokazałem jej ręką, żeby weszła. Przebrałem się i mówiliśmy już wychodzić.

Nie chciałem z nią nigdzie iść,taka prawda.Wolałem zostać w domu i rozmyślać jak wyjść z tej popierdolonej sytuacji. Tylko jedna rzecz naprawdę mnie cieszyła - Angel była bezpieczna. Śledziłem ją od jakiś trzech, może czterech tygodni, straciłem już rachubę. Byłem w pobliżu odkąd jej chłopak umarł. Nawet na jego pogrzebie stałem kilka alejek dalej, w czapce  i ciemnych okularach. Stałem za drzewem, kiedy z różą w ręku siadała przy jego grobie. I mówiła. Boże, ile ona mówiła. Ale nie przeszkadzało mi to. Przyjemnie było słuchać jej głosu. Opowiadała o nowej pracy i o dziewczynce, którą się opiekowała. A ja słuchałem. Byłem nią zafascynowany,i nadal jestem. Przez całą dobę moje myśli kręcą się wokół niej. Momentami myślę, że zaczynam tracić zmysły. Czuję się jak jakiś pieprzony świr, śledząc ją praktycznie dzień w dzień. Ale potrzebuję jej

*Perspektywa Angel* 

Weszłam do domu i od razu pobiegłam do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Chwilę po tym usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Przewróciłam głowę w bok i zobaczyłam Dianę jak siada na moim łóżku.

- Hej. Co się stało?

- Nic po prostu jestem cholernie zmęczona. Ta mała daje popalić.

- Angie przecież widzę, że coś się dzieje, gadaj.

- No przecież ci mówię. Wszystko ok tylko zmęczona jestem. 
Przytuliła mnie i poszła 

Naszykowałam sobie pidżamę i poszłam wziąć prysznic.


Położyłam się, ale stwierdziłam kiedy usłyszałam burczenie w brzuchu wstałam i podreptałam do kuchni. Stała w niej Diana i jadła kolacje. Podeszłam do niej i wzięłam jej jedną kanapkę. Miała ich cztery więc co tam.

- Hej to moje, zrób sobie. 

- Jak już zrobiłaś to po co mam ja robić. - powiedziałam i zabrałam jej drugą kanapkę i poszłam do pokoju. 
Siadłam na łóżku i zaczęłam jeść kanapkę wzięłam telefon i zaczęłam sprawdzać Twittera e-maile i różne takie stronę. 

Kiedy zjadłam umyłam znowu zęby i położyłam się spać. 



*Perspektywa anonima* 

Wchodząc do domu czułem się trochę jak intruz. Kamil witała się z jakimiś facetami jak by była ich dziewczyną, nie całowali się w policzek i to mnie troszkę obrzydziło.
Trochę minęło zanim zorientowała się że tu jestem.

- Ymmmm to jest mój... - powiedziała i złapała mnie mocno za rękę - ... chłopak Harry - kiedy powiedziała chłopak ścisnąłem ją mocno za rękę, aż się skrzywiła. 

- Cześć stary, wiesz ona tyle razy miała przyprowadzić tu swojego chłopaka, że nawet nie wiem ile miała ich już, a tak to już myśleliśmy że jest lesbą albo coś takiego. - powiedział i po chwili dostał od Kamil pięścią w ramie. - No co? Każdy tak myślał.

Kamil popatrzyła na mnie, a ja się zaśmiałem. Strzeliła focha i sobie poszła.

- Ach te dziewczyny. - powiedział chłopak - Louis jestem a ty??? Harry, tak?
Kiwnąłem głową.
Czego ten koleś chcę ode mnie. Wolałbym już leżeć w domu na kanapie i oglądać jakiś denny Horror.

- Wiesz chcesz może poznać kumpli przecież nie będziesz siedzieć tu sam.

- Jasne czemu nie.
Uśmiechnął się i zaprowadził mnie do grupki chłopaków w kuchni.



Śmiałem się na cały głos, bo Cameron opowiedział jakiś żart, który był tak głupi, że aż śmieszny. 
Cameron to jeden z kolegów Louisa. Jest jeszcze Liam taka trójca święta. 
Liam jest z nich najspokojniejszy. Tak mi się wydaje. Cameron wygląda trochę jak ochroniarz córki prezydenta, nikt go nie podejrzewa a tu nagle daje ci z dyńki jak tylko ją tkniesz. 
Poszliśmy do salonu i zaczęliśmy pić piwo. Gadaliśmy o dziewczynach, kiedy nagle blond głowa Kamil wychyliła się z kuchni. Machała na mnie ja wariatka, więc z głośnym jękiem wstałem i poczłapałem tam.

- Czego chcesz? - mruknąłem.

- Mam coś dla ciebie.
Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w głąb kuchni.
Odwróciła się do mnie z dziwnym błyskiem w oku. 
Och nie, tylko nie to.

- Ale musisz obiecać, że nie piśniesz o tym nikomu ani słówka.
Wzruszyłem ramionami. Jakbym gadał z kimkolwiek oprócz ciebie... no i tych w pokoju obok.
Z szerokim uśmiechem wsadziła rękę do kieszeni swoich dżinsów i wyciągnęła coś z niej. Wyciągnęła w moją stronę dłoń zaciśniętą w pięść.

- Co to jest? - zapytałem.
Wyciągnąłem dłoń, na której po chwili wylądowała mała, biała tabletka.

- Extasy - odpowiedziała, przeciągając każdą samogłoskę.
Uniosłem brwi w zdziwieniu.

- Extasy? - powtórzyłem.
Pokiwała głową.

Przełknąłem ślinę.
Podniosłem tabletkę z dłoni i położyłem na blacie obok.

- Nie, dzięki.
Odwróciłem się i chciałem wrócić do chłopaków w pokoju obok. Kamil przytrzymała mnie dość silnie za ramię, jak na taką małą osóbkę.

- Ej no co ty, chyba nie tchórzysz?
Popatrzyłem na jej długie palce z pogardą. Zrozumiała i puściła mnie szybko.

- Nie, nie tchórzę. - wycedziłem - Po prostu mam to już za sobą.
Wybałuszyła oczy.

- Brałeś już?
- Jasne, że tak.
Kamil klasnęła w ręce, uradowana.

- To tym bardziej powinieneś!
Zacisnąłem szczękę.

- Mówię kurwa, że nie.
Wyszedłem i wróciłem na skórzany fotel, gdzie wcześniej siedziałem.
Nie mogę zacząć znowu brać, zbyt dużo mnie to kosztowało. Nadal nie wiem jak udało mi się wyjść z tego gówna. A byłem na samym dnie.
Chociaż doskonale pamiętam powód, dla którego zdecydowałem przestać.
Prześladuje mnie on co noc w snach.
Kamil weszła do pokoju i zerknęła na mnie pogardliwie.

- Chłopaki, jedzonko przyjechało! - krzyknęła.
Liam, Louis i Cameron rzucili się jak wygłodniałe wilki do kuchni.

Pobiegłem za nimi, bo nie przypominałem sobie kiedy ostatnio coś zjadłem.

- Kamil, jesteś nieoceniona - Louis pocałował ją w czoło, na co ta spiekła raka - Wiesz jak urozmaicić imprezę.
A już po chwili taka sama pastylka, jaką przed chwilą trzymałem w ręce wylądowała na jego języku.
A także języku Liama, Camerona i Kamil.

O kurwa.

Liam zerknął na mnie, zaskoczony.

- Chris, a ty nie?
Pokręciłem głową, na co ten wzruszył ramionami  i zamknął oczy.
Ja pierdolę, ale się wkopałem.
Poszedłem do łazienki na górę, byleby na chwilę opuścić to towarzystwo.

Wiecie jak to jest, kiedy chce wam się cholernie pić, ale nie macie chociaż kropelki wody pod ręką? Podobnie się czułem w tej chwili.

Stanąłem naprzeciwko lustra i popatrzyłem na moje mizerne odbicie. Wory pod oczami były straszne, ale od dawna nie sypiałem jak trzeba. Jadałem też rzadko, po części z braku czasu, a po części z braku ochoty.
Stanie przy garach przywoływało zbyt wiele wspomnień.
Ale kurwa, chwileczkę. Pamiętałem jakie to uczucie zapalić marihuanę, i przestać się wszystkim przejmować. A właśnie teraz mi tego potrzeba. Zszedłem szybko na dół do kuchni.

-Dobra daj jedną - powiedziałem do Kamil.
Pisnęła o szybko podała mi extasy.
Długo się nie zastanawiałem i położyłem tabletkę na języku.


*jakiś czas później*

W ich domu było ciemno. Nie wiedziałem która jest godzina, ale chciałem ją tylko zobaczyć. Przystawiłem nos do okna, ale wciąż ciemność. Kurwa. Przestąpiłem z nogi na nogę. Gdzie jest moja kurtka? Zimno mi. Obszedłem domek dookoła, ale nie było żadnego tylnego wyjścia. Ale za to... jest balkon. Podbiegłem do niego i przystawiłem twarz do szyby. Nie, to pokój tej drugiej. Kurwa. Ale wejść jakoś musiałem, więc mogę to zrobić tylko przez jej pokój.Szlag. 
Okazało się, że drzwi były otwarte. Po cichu odsunąłem je i wszedłem do środka. Kurwa, kichać mi się chce.
Zamknąłem balkon za sobą i postępowałem krok za kroczkiem.
Nagle w ciszy rozległ się przeraźliwy dźwięk kaczki.

Kurwa!
Podniosłem winowajcę hałasu. To był kapeć w kształcie kaczki, który wydaje jej odgłos przy każdym kroku. Zachichotałem, wyobrażając sobie siebie w tym. To by było epickie. W końcu znalazłem jej pokój. Chciałem usiąść przy niej, ale uderzyłem w szafkę stojącą przy drzwiach.

- Kurwa!
Złapałem się za bolący piszczel. Jak tak dalej pójdzie to... Ja pierdole.
W końcu stanąłem obok niej. Kucnąłem przy łóżku.
Wyglądała tak ślicznie, kiedy spała. Tak delikatnie. Ale mi się pić chce. Zauważyłem szklankę i sięgnąłem po nią. Byłem w trakcie picia, kiedy coś uderzyło mnie w tył głowy, wytrącając mi szklankę z rąk.

- ANGIE! ANGIE WSTAWAJ!!!
Zerwałem się na równe nogi starając się zrozumieć, co tu się kurwa właściwie dzieje.

O nie.
W ekspresowym tempie wybiegłem stamtąd słysząc, jak ktoś za mną biegnie i wykrzykuje różne określenia, jak padalec czy zboczeniec. Uciekłem tą samą drogą, którą tak powolutku wszedłem.
Zatrzymałem się dopiero kilka uliczek dalej, z trudem łapiąc oddech.
Co się właściwie stało?? To ta druga musiała się obudzić i uderzyć mnie czymś. Ale czym... parasolką??
Uderzyłem się w czoło. Boże,jakie to było bezmyślne. Przecież w każdej chwili któraś z nich mogła mnie rozpoznać, jeśli tego nie zrobiła.
Pierdolę, więcej nie tknę nawet extasy. Ale ze mnie idiota.
Chociaż chyba sam najlepiej wiem, że to tylko puste obiecanki.
Raz już tak powiedziałem, a potem nie mogłem sobie przypomnieć, jak mam na imię.
Teraz podobno nazywam się Chris.


*Perspektywa Angel*

- ANGIE! ANGIE WSTAWAJ!!!
Usłyszałam krzyk Diany.

Zerwałam się z łóżka i patrzyłam się z przerażeniem na Dianę.

- Co się stało? Możesz mi powiedzieć?

- Ktoś tu był uderzyłam go parasolką jak pił wodę.
Spojrzałam się na nią zdziwiona i spytałam jak dokładnie wyglądał.

- Miał długie włosy tak dotąd - pokazała ręką na pół swojej szyi (mam nadzieje że wiecie o co mi chodzi) - ciemne, i był dość wysoki. 

Zaczęłam się zastanawiać czy znam kogoś takiego. Nikt kogo znam nie ma takich włosów. To musiał być... ktoś... ktoś z mafii.

Spojrzałam na Dianę, a ona przyglądała mi się z ciekawością.

- Znasz kogoś takiego?

- No właśnie nie znam. - powiedziałam czując łzy pod powiekami.


- Ale ten ktoś znał ciebie.



___________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam

Wiem, wiem nawaliłam, ale ja naprawdę nie mam weny do pisania rozdziałów i nawet ten rozdział jest w połowie beznadziejny, bo gdyby nie Maja byłby cały beznadziejny.

Wiem rozczarowałam was, i pisząc to pogrążam się jeszcze bardziej, ale naprawdę dość często myślę nad tym, żeby przestać pisać to opowiadanie.
Już nie mam weny jak kiedyś. Pomysłów pełno weny 0.

Dobra nie rozpisuje się, bo wiem, że jesteście na mnie źli więc.

Mam nadzieje, że będzie chociaż 5 komentarzy.

Ps. za jakiekolwiek błędy przepraszam.

Administrator