Dzisiaj był 24 grudnia. Jutro już Boże Narodzenie. Ale ten czas leci. Stałam z Caroline i Dianą przy ogromnej choince, jaka stanęła w salonie Zaro. Przy kominku Zayn z pomocą Daniela przybijali skarpety na prezenty. I szczerze mówiąc miałam z nich taką bekę, że piąta bombka doznała zderzenia z podłogą.
- No dalej, co z was za mężczyźni! - krzyknęła Diana, kiedy Zayn po raz kolejny uderzył młotkiem centymetr od gwoździa. We trzy parsknęłyśmy śmiechem, zwracając uwagę Daniela.
- Stary, zamień się - powiedział do Malika i teraz to on trzymał młotek, który o mały włos nie uderzył Zayna w palca.
Trzymając się za brzuch i trzęsąc ze śmiechu, podeszłam do nich.
- Daj mi to, prawdziwy mężczyzno - i przejęłam od niego narzędzie. Jedno celne uderzenie i skarpeta z moim imieniem zawisła na kominku. Dziewczyny zaczęły bić brawo, a ja roześmiałam się jeszcze głośniej.
- To wy może idźcie we dwójkę do kuchni gotować - zachichotała Caro.
- Może lepiej Wam to wyjdzie - dodała Diana.
Chłopaki zrobili minki zbitych szczeniaczków, co od razu mnie rozwaliło. Daniel podszedł do mnie od tyłu i pocałował w policzek. Udałam niezainteresowaną jego zalotami i dalej dekorowałam drzewko.
-Kupiłeś mi już prezent? - zapytałam.
- A jeśli tak, to dostanę coś w zamian? - przyssał się do mojej szyi.
- Mhmm.
- Co takiego?
- Kolację - odparłam z pokerową twarzą i sięgnęłam po kolejną bombkę z pudełka. Spojrzałam po salonie, byliśmy sami.
Dalej wieszałam ozdoby, ale bokiem zerkałam co robi. Z reklamówki wyjął kawałek jakiejś roślinki. O kurwa, jemioła. Wziął sznureczek przygotowany na powieszenie pierniczków, urwał kawałek, obwiązał wokół gałązki i zawiesił do żyrandola. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- A teraz chodź tu - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Hah, jak mnie złapiesz -z aśmiałam się i pobiegłam za kanapę.
Długo nie trzeba było czekać, był tuż za mną, więc myknęłam za choinkę, okrążając ją jeden raz. Kątem oka widziałam roześmianą Caro w progu. Daniel już prawie mnie złapał, ale w ostatniej chwili się wymsknęłam i ze śmiechem pobiegłam dalej, ale oczywiście co? Zawadziłam nogą o dywan i wyrżnęłam się na środku pokoju. Daniel rzucił się na ziemię tuż obok mnie i pocałował mnie mocno, wskazując palcem w górę. Leżeliśmy pod żyrandolem. Pod jemiołą. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
- A ty już masz prezent dla mnie? - zapytał.
- Mam, nawet dwa.
- Ah tak, jakie? - dopytywał.
Ułożyłam dwa palce w odległości trzech centymetrów od siebie.
- Jeden jest taki.
- A drugi?
Sięgnęłam ręką do krocza i ścisnęłam lekko, żeby nie sprawić mu bólu.
- Drugi w nocy.
- Pierniki się palą! - krzyknął z kuchni Zayn. Zerwałam się z podłogi i pobiegłam tam.
Z otwartego do połowy piekarnika wydobywał się ogień.
- Boże, Zayn,jak ty to zrobiłeś?! - wybałuszyłam oczy. Caro wbiegła do kuchni z garażu z gaśnicą w ręku. Zayn szybko ją otworzył i polał przysmaki, które miały zawisnąć na choince.
W kuchni zrobiło się czarno od dymu. Pomimo mrozu Daniel uchylił wszystkie możliwe okna w kucni. Sięgnęłam po rękawice, wyciągnęłam z piekarnika blachę ze spalonymi na węgiel piernikami i rzuciłam ją na kuchnię.
- To by było chyba na tyle - roześmiałam się
*Perspektywa Chrisa*
Zapiąłem suwak torby i uśmiechnąłem się sam do siebie. To już koniec całego tego cyrku, co ma być to będzie. Koniec ukrywania się, oszukiwania. Wracam do domu.
Zarzuciłem na siebie kurtkę, wziąłem swoje rzeczy i z przyjemnością zamknąłem podrapane drzwi starej, obskurnej kamienicy. Więcej tu nie wrócę.
Zszedłem na dół, założyłem czarny kask i odpaliłem silnik motora. Torbę upchnąłem do znacznie za małego bagażnika i jak najszybciej odjechałem. Wiedziałem że nie jest u siebie, tylko u przyjaciół, więc pojechałem od razu tam. Czekała mnie całkiem długa jazda, więc usadowiłem się wygodnie i przyśpieszyłem. Zanim dojechałem na miejsce, zrobiło się już ciemno. Zaparkowałem przy krawężniku i zdjąłem kask.
Wiecie jak to jest jak długo jedziecie rowerem bez zatrzymania się i potem wam drżą odrobinę nogi? Próbowałem wmówić sobie, że to przez długą jazdę, ale wiedziałem, że to ze strachu.
Stanąłem przed progiem z ręką w górze. Nie, nie dam rady. Nie mogę tak po prostu zapukać i powiedzieć "Hej, to ja, wróciłem!" Szkoda że to nie jest takie proste.
Opuściłem dłoń. Okej, jeszcze chwilę. Podszedłem do okna z salonu. Cała szóstka siedziała tam, część na kanapie, część na dywanie. Zayn, Caroline, Diana, Niall, Daniel i ona...
Siedziała na podłodze,opierając się o tego nauczyciela. Wszyscy oglądali telewizję, te same bzdury jakie lecą przed każdymi świętami. Jedli przekąski ustawione na stole. Caroline wstała i włączyła światełka na choince, przez co salon od razu wydawał się przytulniejszy. Ross powiedział coś do Angel, na co ta uśmiechnęła się i odwróciła głowę, całując go delikatnie w usta.
Odsunąłem się od okna. Nie mogę jej tego zrobić, po raz kolejny wywrócić do góry nogami jej życie kiedy wszystko zaczyna się układać.
Wróciłem jak najszybciej do motoru. Nie mogę. Odpaliłem silnik. Drzwi wejściowe otworzyły się, i wybiegła z nich Angel. Na mój widok zamarła w bezruchu. Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Jest taka piękna. A ja muszę się stąd zmyć.
*Perspektywa Angel*
Kiedy tylko usłyszałam dźwięk silnika, zerwałam się i pobiegłam na dwór. To była ta sama osoba, którą widziałam wielokrotnie, poznałam po kasku. Bałam się cokolwiek zrobić, nigdy nie odważył się podjechać pod dom, aż do teraz.
Ale nic nie powiedział, nie zsiadł z motoru. Po prostu na mnie patrzył, a ja na niego. Usłyszałam kroki Daniela, który stanął obok mnie i popatrzył zdziwiony na motocyklistę, a później na mnie. Chłopak w kasku ruszył z piskiem opon. Reszta moich przyjaciół też wyszła na podwórko.
Zaro popatrzyli się dziwnie na siebie. Zmarszczyłam czoło.
- Wiecie kto to był?
- Nie mam pojęcia - odpowiedział Zayn,
- Ani ja - dodała Caro.
Popatrzyłam jeszcze raz na ulicę. Zawiał lodowaty wiatr, przez co uświadomiłam sobie, że stoję na dworze w samej podkoszulce przy minusowej temperaturze. Objęłam swoje ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka. Daniel położył mi rękę na talii i delikatnie skierował do domu.
- Chodźcie, bo zaraz wszyscy się pochorujemy.
*Perspektywa Camerona*
Zapukałem po raz kolejny do drzwi. Wiem że jest w domu, bo widziałem jego samochód na ulicy. Nawet jakby spał to nie było siły, musiałem go obudzić bezustannym waleniem.
Wyjąłem komórkę i wybrałem numer Chrisa.
- Hej stary gdzie jesteś?
-Poczekaj, wjeżdżam na swoją ulicę.
- Pośpiesz się, stoję pod drzwiami.
Rozłączyłem się i usiadłem na schodach. Po chwili usłyszałem ciężkie kroki na schodach.
- Gdzie się podziewałeś? Wydzwaniam do Ciebie pół popołudnia.
- Musiałem załatwić jedną rzecz.
Uniosłem brwi,i zauważyłem torbę w jego ręce.
- Wyjeżdżasz ?
- Plany się zmieniły. Właź - powiedział,kiedy udało mu się otworzyć drzwi.
Rzucił torbę razem z kluczami w kąt i poszedł od razu do lodówki, z której wyjął dwa piwa. Podał mi jedno i rzucił się na kanapę. Usiadłem koło niego.
- Po co przyszedłeś?
- Pamiętasz jak poprosiłeś mnie, żebym dowiedział się parę rzeczy o tym kolesiu, no wiesz, nauczycielu?
-Mhm.
-Stary,nie uwierzysz czego się dowiedziałem.
Wyprostował się i popatrzył na mnie wyraźnie zainteresowany,pierwszy raz odkąd wrócił.
- Co takiego?
*Perspektywa Angel*
Kiedy wróciliśmy do domu, atmosfera już nie była taka sama
Zaro zdawali się być poddenerwowani, ale nie chcieli powiedzieć ani słowa. Daniel wypytywał co się stało,kim był i w ogóle. Jakbym mogła wiedzieć. Tylko Diana i Niall zdawali się nie mieć pojęcia co się w ogóle dzieje. Ale z drugiej strony,byli tak zaabsorbowani sobą, że mogli tego nie zauważyć.
Zrobiło się już późno, więc każdy zaczął szykować się do snu. Wcześniej ustaliliśmy, że to Diana z Niallem zajmą drugi wolny pokój, a my zajmiemy salon. Poszłam do łazienki na dole i przebrałam się w piżamę. Klasycznie, krótkie spodenki i koszulka. W domu było i tak wystarczająco ciepło.
Jak wyszłam z łazienki prowizoryczne łóżko rozłożone na dywanie było już naszykowane. Daniela nie było więc uznałam, że on też poszedł się umyć. Postanowiłam iść do kuchni po szklankę wody na noc.
Przechylałam właśnie butelkę, kiedy ktoś złapał mnie za tyłek, przez co rozlałam wodę na blat.
- Daniel! - pisnęłam przestraszona.
Złapał lekko zębami za płatek ucha, później pocałował mnie w szyję.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - wyszeptał
Uśmiechnęłam się i odwróciłam twarzą do niego.
- Chcesz może coś ode mnie? - zapytałam niewinnie.
- Może na przykład... mój prezent urodzinowy?
Zachichotałam i objęłam go za szyję.
- Może być.
Podniósł mnie do góry i zaniósł na rękach do salonu. Delikatnie ułożył mnie na kocu, położył się koło mnie i zakrył nas oboje kołdrą, uprzednio gasząc wszystkie światła oprócz choinki. Całował mnie coraz namiętniej, nasze języki złączyły się. Ręka Dana zawędrowała pod moją koszulkę, głaszcząc mój ciepły brzuch.
To był najdelikatniejszy, najromantyczniejszy seks jaki w życiu przeżyłam. Traktował mnie trochę jak jajko, które zaraz może się stłuc. Po części irytujące, ale przede wszystkim słodkie. Przez cały stosunek całowaliśmy się.
Siedząc na kocu założyłam z powrotem piżamę. Daniel poszedł do łazienki czy coś. Dotknęłam trochę bolącego miejsca na szyi. Zrobił mi malinkę!
- Tylko ciekawe kiedy... - mruknęłam pod nosem. Spojrzałam na zegarek na ścianie. Była prawie druga w nocy, więc oficjalnie mamy dzisiaj Boże Narodzenie. Na paluszkach pobiegłam do mojej torebki i wyciągnęłam z niej malutkie pudełeczko z elegancko zawiązaną kokardą. Wiem, trochę zdupiłam sprawę z prezentem, ale liczy się sam fakt, prawda?
Wróciłam na prowizoryczne łóżko idealnie w momencie, kiedy schodził po schodach. Schowałam niespodziankę pod kołdrą i usiadłam z uśmiechem po turecku. Spojrzawszy się na mnie odwzajemnił uśmiech i usiadł naprzeciwko mnie, trzymając jedną rękę za plecami.
- Wesołych Świąt – szepnął, i wyciągnął rękę. Znajdowało się na niej kwadratowe pudełeczko wielkości mojego. Zaśmiałam się i wyjęłam moje.
- Wesołych Świąt.
Wziął je ode mnie i zważył w dłoni.
- No otwieraj! - pośpieszałam go.
- Ty pierwsza.
- Okej.
Rozerwałam zielony papier w małe mikołajki i otworzyłam białe pudełko. Wyciągnęłam jego zawartość. Był to breloczek do kluczy z wygrawerowanym ozdobnym imieniem „Daniel”. Parsknęłam śmiechem i pocałowałam go.
- Dziękuje, jest śliczny. Teraz ty.
Kiedy zabrał się za otwieranie,nie mogłam powstrzymać chichotu. Zerkał na mnie co jakiś czas, sprawdzając czy dalej tak dobrze się bawię. Chwilę później wyjął identyczny prezent jak ten mój, tyle że z imieniem „Angie”.
- Teraz już rozumiem te chichoty - pokiwał głową ze śmiechem i pocałował mnie w policzek. Dziękuje, kochanie.
Za perfekcyjnie, nie sądzicie? Nic bardziej słusznego.
- No dalej, co z was za mężczyźni! - krzyknęła Diana, kiedy Zayn po raz kolejny uderzył młotkiem centymetr od gwoździa. We trzy parsknęłyśmy śmiechem, zwracając uwagę Daniela.
- Stary, zamień się - powiedział do Malika i teraz to on trzymał młotek, który o mały włos nie uderzył Zayna w palca.
Trzymając się za brzuch i trzęsąc ze śmiechu, podeszłam do nich.
- Daj mi to, prawdziwy mężczyzno - i przejęłam od niego narzędzie. Jedno celne uderzenie i skarpeta z moim imieniem zawisła na kominku. Dziewczyny zaczęły bić brawo, a ja roześmiałam się jeszcze głośniej.
- To wy może idźcie we dwójkę do kuchni gotować - zachichotała Caro.
- Może lepiej Wam to wyjdzie - dodała Diana.
Chłopaki zrobili minki zbitych szczeniaczków, co od razu mnie rozwaliło. Daniel podszedł do mnie od tyłu i pocałował w policzek. Udałam niezainteresowaną jego zalotami i dalej dekorowałam drzewko.
-Kupiłeś mi już prezent? - zapytałam.
- A jeśli tak, to dostanę coś w zamian? - przyssał się do mojej szyi.
- Mhmm.
- Co takiego?
- Kolację - odparłam z pokerową twarzą i sięgnęłam po kolejną bombkę z pudełka. Spojrzałam po salonie, byliśmy sami.
Dalej wieszałam ozdoby, ale bokiem zerkałam co robi. Z reklamówki wyjął kawałek jakiejś roślinki. O kurwa, jemioła. Wziął sznureczek przygotowany na powieszenie pierniczków, urwał kawałek, obwiązał wokół gałązki i zawiesił do żyrandola. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- A teraz chodź tu - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Hah, jak mnie złapiesz -z aśmiałam się i pobiegłam za kanapę.
Długo nie trzeba było czekać, był tuż za mną, więc myknęłam za choinkę, okrążając ją jeden raz. Kątem oka widziałam roześmianą Caro w progu. Daniel już prawie mnie złapał, ale w ostatniej chwili się wymsknęłam i ze śmiechem pobiegłam dalej, ale oczywiście co? Zawadziłam nogą o dywan i wyrżnęłam się na środku pokoju. Daniel rzucił się na ziemię tuż obok mnie i pocałował mnie mocno, wskazując palcem w górę. Leżeliśmy pod żyrandolem. Pod jemiołą. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
- A ty już masz prezent dla mnie? - zapytał.
- Mam, nawet dwa.
- Ah tak, jakie? - dopytywał.
Ułożyłam dwa palce w odległości trzech centymetrów od siebie.
- Jeden jest taki.
- A drugi?
Sięgnęłam ręką do krocza i ścisnęłam lekko, żeby nie sprawić mu bólu.
- Drugi w nocy.
- Pierniki się palą! - krzyknął z kuchni Zayn. Zerwałam się z podłogi i pobiegłam tam.
Z otwartego do połowy piekarnika wydobywał się ogień.
- Boże, Zayn,jak ty to zrobiłeś?! - wybałuszyłam oczy. Caro wbiegła do kuchni z garażu z gaśnicą w ręku. Zayn szybko ją otworzył i polał przysmaki, które miały zawisnąć na choince.
W kuchni zrobiło się czarno od dymu. Pomimo mrozu Daniel uchylił wszystkie możliwe okna w kucni. Sięgnęłam po rękawice, wyciągnęłam z piekarnika blachę ze spalonymi na węgiel piernikami i rzuciłam ją na kuchnię.
- To by było chyba na tyle - roześmiałam się
*Perspektywa Chrisa*
Zapiąłem suwak torby i uśmiechnąłem się sam do siebie. To już koniec całego tego cyrku, co ma być to będzie. Koniec ukrywania się, oszukiwania. Wracam do domu.
Zarzuciłem na siebie kurtkę, wziąłem swoje rzeczy i z przyjemnością zamknąłem podrapane drzwi starej, obskurnej kamienicy. Więcej tu nie wrócę.
Zszedłem na dół, założyłem czarny kask i odpaliłem silnik motora. Torbę upchnąłem do znacznie za małego bagażnika i jak najszybciej odjechałem. Wiedziałem że nie jest u siebie, tylko u przyjaciół, więc pojechałem od razu tam. Czekała mnie całkiem długa jazda, więc usadowiłem się wygodnie i przyśpieszyłem. Zanim dojechałem na miejsce, zrobiło się już ciemno. Zaparkowałem przy krawężniku i zdjąłem kask.
Wiecie jak to jest jak długo jedziecie rowerem bez zatrzymania się i potem wam drżą odrobinę nogi? Próbowałem wmówić sobie, że to przez długą jazdę, ale wiedziałem, że to ze strachu.
Stanąłem przed progiem z ręką w górze. Nie, nie dam rady. Nie mogę tak po prostu zapukać i powiedzieć "Hej, to ja, wróciłem!" Szkoda że to nie jest takie proste.
Opuściłem dłoń. Okej, jeszcze chwilę. Podszedłem do okna z salonu. Cała szóstka siedziała tam, część na kanapie, część na dywanie. Zayn, Caroline, Diana, Niall, Daniel i ona...
Siedziała na podłodze,opierając się o tego nauczyciela. Wszyscy oglądali telewizję, te same bzdury jakie lecą przed każdymi świętami. Jedli przekąski ustawione na stole. Caroline wstała i włączyła światełka na choince, przez co salon od razu wydawał się przytulniejszy. Ross powiedział coś do Angel, na co ta uśmiechnęła się i odwróciła głowę, całując go delikatnie w usta.
Odsunąłem się od okna. Nie mogę jej tego zrobić, po raz kolejny wywrócić do góry nogami jej życie kiedy wszystko zaczyna się układać.
Wróciłem jak najszybciej do motoru. Nie mogę. Odpaliłem silnik. Drzwi wejściowe otworzyły się, i wybiegła z nich Angel. Na mój widok zamarła w bezruchu. Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Jest taka piękna. A ja muszę się stąd zmyć.
*Perspektywa Angel*
Kiedy tylko usłyszałam dźwięk silnika, zerwałam się i pobiegłam na dwór. To była ta sama osoba, którą widziałam wielokrotnie, poznałam po kasku. Bałam się cokolwiek zrobić, nigdy nie odważył się podjechać pod dom, aż do teraz.
Ale nic nie powiedział, nie zsiadł z motoru. Po prostu na mnie patrzył, a ja na niego. Usłyszałam kroki Daniela, który stanął obok mnie i popatrzył zdziwiony na motocyklistę, a później na mnie. Chłopak w kasku ruszył z piskiem opon. Reszta moich przyjaciół też wyszła na podwórko.
Zaro popatrzyli się dziwnie na siebie. Zmarszczyłam czoło.
- Wiecie kto to był?
- Nie mam pojęcia - odpowiedział Zayn,
- Ani ja - dodała Caro.
Popatrzyłam jeszcze raz na ulicę. Zawiał lodowaty wiatr, przez co uświadomiłam sobie, że stoję na dworze w samej podkoszulce przy minusowej temperaturze. Objęłam swoje ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka. Daniel położył mi rękę na talii i delikatnie skierował do domu.
- Chodźcie, bo zaraz wszyscy się pochorujemy.
*Perspektywa Camerona*
Zapukałem po raz kolejny do drzwi. Wiem że jest w domu, bo widziałem jego samochód na ulicy. Nawet jakby spał to nie było siły, musiałem go obudzić bezustannym waleniem.
Wyjąłem komórkę i wybrałem numer Chrisa.
- Hej stary gdzie jesteś?
-Poczekaj, wjeżdżam na swoją ulicę.
- Pośpiesz się, stoję pod drzwiami.
Rozłączyłem się i usiadłem na schodach. Po chwili usłyszałem ciężkie kroki na schodach.
- Gdzie się podziewałeś? Wydzwaniam do Ciebie pół popołudnia.
- Musiałem załatwić jedną rzecz.
Uniosłem brwi,i zauważyłem torbę w jego ręce.
- Wyjeżdżasz ?
- Plany się zmieniły. Właź - powiedział,kiedy udało mu się otworzyć drzwi.
Rzucił torbę razem z kluczami w kąt i poszedł od razu do lodówki, z której wyjął dwa piwa. Podał mi jedno i rzucił się na kanapę. Usiadłem koło niego.
- Po co przyszedłeś?
- Pamiętasz jak poprosiłeś mnie, żebym dowiedział się parę rzeczy o tym kolesiu, no wiesz, nauczycielu?
-Mhm.
-Stary,nie uwierzysz czego się dowiedziałem.
Wyprostował się i popatrzył na mnie wyraźnie zainteresowany,pierwszy raz odkąd wrócił.
- Co takiego?
*Perspektywa Angel*
Kiedy wróciliśmy do domu, atmosfera już nie była taka sama
Zaro zdawali się być poddenerwowani, ale nie chcieli powiedzieć ani słowa. Daniel wypytywał co się stało,kim był i w ogóle. Jakbym mogła wiedzieć. Tylko Diana i Niall zdawali się nie mieć pojęcia co się w ogóle dzieje. Ale z drugiej strony,byli tak zaabsorbowani sobą, że mogli tego nie zauważyć.
Zrobiło się już późno, więc każdy zaczął szykować się do snu. Wcześniej ustaliliśmy, że to Diana z Niallem zajmą drugi wolny pokój, a my zajmiemy salon. Poszłam do łazienki na dole i przebrałam się w piżamę. Klasycznie, krótkie spodenki i koszulka. W domu było i tak wystarczająco ciepło.
Jak wyszłam z łazienki prowizoryczne łóżko rozłożone na dywanie było już naszykowane. Daniela nie było więc uznałam, że on też poszedł się umyć. Postanowiłam iść do kuchni po szklankę wody na noc.
Przechylałam właśnie butelkę, kiedy ktoś złapał mnie za tyłek, przez co rozlałam wodę na blat.
- Daniel! - pisnęłam przestraszona.
Złapał lekko zębami za płatek ucha, później pocałował mnie w szyję.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - wyszeptał
Uśmiechnęłam się i odwróciłam twarzą do niego.
- Chcesz może coś ode mnie? - zapytałam niewinnie.
- Może na przykład... mój prezent urodzinowy?
Zachichotałam i objęłam go za szyję.
- Może być.
Podniósł mnie do góry i zaniósł na rękach do salonu. Delikatnie ułożył mnie na kocu, położył się koło mnie i zakrył nas oboje kołdrą, uprzednio gasząc wszystkie światła oprócz choinki. Całował mnie coraz namiętniej, nasze języki złączyły się. Ręka Dana zawędrowała pod moją koszulkę, głaszcząc mój ciepły brzuch.
To był najdelikatniejszy, najromantyczniejszy seks jaki w życiu przeżyłam. Traktował mnie trochę jak jajko, które zaraz może się stłuc. Po części irytujące, ale przede wszystkim słodkie. Przez cały stosunek całowaliśmy się.
Siedząc na kocu założyłam z powrotem piżamę. Daniel poszedł do łazienki czy coś. Dotknęłam trochę bolącego miejsca na szyi. Zrobił mi malinkę!
- Tylko ciekawe kiedy... - mruknęłam pod nosem. Spojrzałam na zegarek na ścianie. Była prawie druga w nocy, więc oficjalnie mamy dzisiaj Boże Narodzenie. Na paluszkach pobiegłam do mojej torebki i wyciągnęłam z niej malutkie pudełeczko z elegancko zawiązaną kokardą. Wiem, trochę zdupiłam sprawę z prezentem, ale liczy się sam fakt, prawda?
Wróciłam na prowizoryczne łóżko idealnie w momencie, kiedy schodził po schodach. Schowałam niespodziankę pod kołdrą i usiadłam z uśmiechem po turecku. Spojrzawszy się na mnie odwzajemnił uśmiech i usiadł naprzeciwko mnie, trzymając jedną rękę za plecami.
- Wesołych Świąt – szepnął, i wyciągnął rękę. Znajdowało się na niej kwadratowe pudełeczko wielkości mojego. Zaśmiałam się i wyjęłam moje.
- Wesołych Świąt.
Wziął je ode mnie i zważył w dłoni.
- No otwieraj! - pośpieszałam go.
- Ty pierwsza.
- Okej.
Rozerwałam zielony papier w małe mikołajki i otworzyłam białe pudełko. Wyciągnęłam jego zawartość. Był to breloczek do kluczy z wygrawerowanym ozdobnym imieniem „Daniel”. Parsknęłam śmiechem i pocałowałam go.
- Dziękuje, jest śliczny. Teraz ty.
Kiedy zabrał się za otwieranie,nie mogłam powstrzymać chichotu. Zerkał na mnie co jakiś czas, sprawdzając czy dalej tak dobrze się bawię. Chwilę później wyjął identyczny prezent jak ten mój, tyle że z imieniem „Angie”.
- Teraz już rozumiem te chichoty - pokiwał głową ze śmiechem i pocałował mnie w policzek. Dziękuje, kochanie.
Za perfekcyjnie, nie sądzicie? Nic bardziej słusznego.
______________________________
Mam nadzieje że się wam podoba.
Chyba już wiecie co może się stać niedługo.
Czekamy na komentarze i życzymy miłego czytania
Mam nadzieje że się wam podoba.
Chyba już wiecie co może się stać niedługo.
Czekamy na komentarze i życzymy miłego czytania