30 mar 2014
22 mar 2014
Rozdział 43
Nie wiem czy ktoś czyta w ogóle notkę pod rozdziałam więc tu się zapytam. Czy czytacie coś z fanpage bloga czy nie za bardzo? Bo wiecie nie ma sensu prowadzić stronki której nikt nie odwiedza.
____________________________________________________________________
- Czego tu chcesz? – zapytałam zła.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć… żebyś się odpieprzyła od Harry’ego. Taka dziwka jak ty nie zasługuje na niego. W ogóle nie powinnaś się urodzić. Harry Cię nie kocha.
Lucy sprawiała wrażenie strasznie zdesperowanej, mimo to jak nikt inny potrafiła mnie wyprowadzić z równowagi.
- Przestań i weź wyjdź stąd! - krzyknęłam, pokazując jej wyjście.
Lucy roześmiała się tym swoim słodkim chichotem, od którego mnie mdliło.
- Co my tutaj mamy… - podeszła do łóżka i złapała mnie za zabandażowaną rękę. – No nie, dziwka się pocięła. Szkoda, że nie umarłaś. Ja powinnam być z Harrym, a nie TY – wypowiadając to wbijała mi paznokcie w nadgarstek. – Nienawidzę Cię.
Ze łzami w oczach wyszła, a ja szybko złapałam się za bolący nadgarstek. Chciałam sprawdzić, jak wygląda moja ręka, więc wstałam i chwiejnym krokiem poszłam do łazienki. Zaczęłam odwijać bandaż. Z każdą kolejną warstwą była bardziej widzialna niewielka plama krwi. Po zdjęciu materiały zauważyłam, że Lucy zostawiła mi ślady po swoich paznokciach. Nawet gruby bandaż nie pomoże na takie... coś czym jest Lucy.
***
Do końca dnia zostało parę godzin, więc strasznie się nudziłam w szpitalu. Zjadłam „obiad”, który smakował jak papka dla psa i niewiele lepiej wyglądał. Odesłałam Harry’ego znowu do domu. Nie mogłam patrzeć na to, jak bardzo zmęczony był ciągłym siedzeniem przy mnie. Oczywiście był gotów się kłócić ze mną o to, ale w końcu stanęło na moim. Nie powiedziałam mu o wizycie Lucy. Nie chciałam mu przysparzać jeszcze więcej zmartwień.
Włączyłam telewizor, akurat miałam trochę drobniaków. Włączyłam wiadomości. Reporter zdawał relację z wypadku w naszym mieście. Sekundę później dotarło do mnie, że mowa o mojej mamie. Szybko przełączyłam kanał, mimo to wspomnienie zostało. Obejrzałam jakąś komedię romantyczną, byleby tylko nie myśleć wciąż o tym samym.
O tym, że gdybym się zabiła, wszystkim byłoby lepiej.
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam małego misia na szafce. Podparłam się na łokciach i zobaczyłam Zayna i Caro. Chyba chcieli akurat wyjść, więc obudziłam się w odpowiednim momencie.
- Hej skarbie, jak się czujesz? – zapytała Caroline, siadając koło mnie na łóżku.
- Teraz dobrze, wczoraj no… trochę bolało.
- Oj moja bidulko… Co się stało?
- Caro, wiesz… Wątpię żeby Angel chciała teraz o tym mówić – opowiedział jej Zayn, stając za nią i kładąc jej ręce na ramionach.
- Ok... jak chcesz. Nie będę naciskać.
- Lucy tu była – powiedziałam na jednym tchu, spuszczając wzrok.
- Co? Co chciała? Coś Ci zrobiła? – pytali na przemian.
- Nie, wszystko OK... tylko trochę nawrzeszczała na mnie o to, że jestem z Harrym.
- Co ty gadasz? Ta blond lafirynda jeszcze nie dała Ci spokoju? – zapytała zaskoczona Caro. - I co jej powiedziałaś?
- Nic, była bardzo zdenerwowana. Gdybym cokolwiek powiedziała, jeszcze bardziej by się wściekła. Zdaje mi się, że była naćpana, więc wolałam nie ryzykować.
- Dobrze zrobiłaś – stwierdził Zayn.
- Boże, ale ona się stoczyła... - skomentowała Caroline – Narkotyki? No ale co się dziwić, skoro obraca się w takim towarzystwie jak Lucas to można ją już chyba o wszystko podejrzewać.
Rozmowa się ucięła, bo akurat wszedł Harry.
- Hej! – powiedział do Zaro, zaskoczony ich obecnością. - Cześć kotku – wymruczał i pocałował mnie. – Gotowa?
- Prawie, muszę się jeszcze tylko przebrać.
Zaro i Harry wyszli, szybko się przebrałam. Chwilę później przyszłą pielęgniarka z wypisem. Wzięłam torbę i ruszyliśmy do wyjścia.
Wynegocjowałam z Harrym, że to popołudnie będę jeszcze u siebie w domu. Miałam spakować wszystko to, co chciałam stąd zabrać. Wieczorem miał po mnie przyjechać. Tak więc ostatnie godziny w domu, w którym tak wiele się wycierpiałam. Tyle złych wspomnień….
Wprawdzie czasu miałam niewiele, ale nic mi się nie chciało. Włączyłam TV na stację muzyczną. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki. Położyłam się na kanapie i oglądałam na MTV „Inna”. Mój wzrok przykuło zdjęcie moje, mamy taty i Seana. Ja miałam 5/6 lat. Wtedy wydawało mi się, że wszystko jest dobrze, mam pełną, wspaniałą rodzinę. Tyle że nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to co robił mój brat wcale nie było dobre.
Sean, kiedy tylko rodziców nie było w domu, wyzywał mnie kiedy coś źle zrobiłam. Jeśli nie zrobiłam czegoś, na co on miał ochotę, on… po prostu mnie molestował… dotykał mnie. Macał po tyłku i po piersiach. To było obrzydliwe. Byłam jeszcze mała, myślałam że to jest normalne. Że każda dziewczynka w moim wieku doświadcza czegoś takiego w domu.
Kiedyś jak spałam, Sean przyszedł do mnie i zaczął się dobierać. A to tylko dlatego, że zakablowałam do rodziców, że zaprosił kolegów do nas i pili i palili. On wtedy miał 14 lat, a ja 10. To dla mnie było dziwne, nie chciałam nikomu o tym mówić i dusiłam to w sobie. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Brzydziłam się nim.
Teraz zamiast ubolewać lub być złą na niego za to, że jest w więzieniu ja się cieszyłam. Chociaż mam prawie 19 lat wspomnienie tego, co mi robił było bardzo świeże. Mała łza toczyła ścieżkę po moim policzku. Wstałam z kanapy i usiadłam w roku pokoju, pomiędzy szafą a ścianą. Nawet nie usłyszałam, że ktoś wszedł. Jedynie Harry i Zaro mięli mój klucz, tak na wszelki wypadek. Nie ruszyłam się z miejsca. Nie chciałam, żeby ktoś mnie znalazł, chciałam być sama.
Tylko ja i moje WSZYSTKIE wspomnienia. Kolejny raz przeszło mi przez myśl, że wszystkim byłoby lepiej beze mnie. Że jestem dla nich tylko zbędnym balastem. Że mogłam sięgnąć tą żyletką głębiej.
- Angie, jesteś tu? – usłyszałam głos Zayna, ale nie odpowiedziałam. – Angel? Kochana, jesteś? – powiedział jeszcze raz.
- Tak - odpowiedziałam cichym, ochrypłym głosem.
Wyszłam z kryjówki, a Zayn spojrzał na mnie z politowaniem. Pierwszy raz od dłuższego czasu był sam, bez Caroline. Podeszłam do niego i się przytuliłam.
- Hej mała, nie płacz – powiedział i wytarł mi łzy spływające po policzku.
- Nie umiem. Po Prostu nie umiem. Próbuje być silna, ale nie potrafię. To wszystko jest bez sensu, tak jak moje życie.
- Ale chyba ty nie zrobiłaś tego?! – powiedział przerażony.
- Nie, j e s z c z e nie, ale jestem na skraju załamania. Nie potrafię ani spać, ani jeść.
Zayn poszedł do kuchni i po minucie wrócił ze szklanką wody i tabletką.
- Co... co to ? - spytałam
- To środki uspokajające. Będziesz mogła trochę odpocząć.
- Dziękuje Ci – powiedziałam i wzięłam od niego tabletkę i wodę.
*Perspektywa Zayna*
Kiedy Angel usnęła zadzwoniłem do Harry’ego, żeby przyjechał tutaj i zajął się Angel. Bolało mnie, jak ona się zachowuje. Może nie jest moją dziewczyną, ale kocham ją… kocham ją jak siostrę. I przyjaciółkę. Przy okazji zadzwoniłem do Caro, żeby przyjechała po mnie.
Siedzieliśmy we trójkę, opowiadałem im w jakim stanie znalazłem Angel. Zdziwili się, byli przekonani, że jest w lepszym stanie. Inaczej Harry na pewno nie zostawiłby jej samej w tym domu. Miałem pewien pomysł, jak pomóc Angie.
- Co masz na myśli? Chcesz ją wysłać do psychiatryka?! – zawołała Caro.
- Nie, nie, nie, kompletnie nie o to mi chodziło. Jest taki ośrodek, który pomaga takim osobom jak Angel. Osobom, które przeżyły dużo w swoim życiu i nie radzą sobie sami ze swoimi problemami. Jedni się tną jak nasza Angel, inni piją, a jeszcze inni ćpią – mówiąc to spojrzałem się na Harry’ego. Nie patrzył na mnie, tylko na śpiącą niespokojnym snem Angel. Miał łzy w oczach. Słyszał mnie, kiedy mówiłem o narkotykach bo w tej chwili zacisnął mocno oczy. Szybko schował głowę w ręce i potarł nimi twarz.
- Nie wiem, po prostu nie wiem co zrobić. Jeśli ona tam pójdzie, nie będę mógł jej chronić. A co jeśli ona sobie tam coś zrobi? Nie wybaczę sobie tego. I tak to wszystko moja wina.
- Nic nie jest Twoją winą – odpowiedziała Caro.
- Jeśli Angel tu zostanie nie będzie szansy na to, że wszystko wróci do normy. – dodałem. - Tam się nią dobrze zajmą, a wiesz że jest silna. Wytrzymała to, jak Lucas ją bił... i no wiesz, wyzwiska Lucy. Da sobie radę.
- A jak się nazywa ta klinika? – zapytała Caro po chwili milczenia.
- Rosecleave – odpowiedziałem.
- Jak myślisz Harry – Caroline zwróciła się do niego – To dobry pomysł żeby ją tam wysłać?
- To chyba będzie najlepsze rozwiązanie – kiedy to mówił, widziałem wahanie w jego oczach.
Harry wstał od kuchennego blatu. Westchnął głośno i znowu spojrzał na Angel.
- Harry, wszystko będzie dobrze – powiedziała Caro i położyła mu rękę na ramieniu.
Angel poruszyła się gwałtownie i zaczęła krzyczeć przez sen. Caroline pobiegła do niej i zaczęła ją uspokajać.
*Perspektywa Harry’ego*
Kiedy Angel zaczęła krzyczeć, już nie wytrzymałem. Podszedłem do okna i rozpłakałem się. Caroline i Zayn wyszli zgodnie z moją prośbą. Zostałem ja, Angel i pełno moich myśli. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Angel się pocięła po stracie matki. A co będzie jak ja odejdę? Przecież nie pozwolę jej zrobić sobie czegoś. Ośrodek to jedyne wyjście. Nie wyobrażam sobie, jak zniosę tą parotygodniową rozłąkę. Ja po prostu nie mogę bez Angel żyć, ona jest moim powietrzem. Ale nie mogę być samolubny, nie mogę myśleć tylko o sobie. Angel cierpi, i tylko to się teraz liczy. Musze zrobić wszystko, żeby ulżyć jej w tym bólu. No i przede wszystkim muszę przestać ją ranić. Chociaż świadomość tego, co muszę zrobić była jak głaz przyciskający moje serce. Muszę ją opuścić.
Moja komórka zawirowała lekko. Wyjąłem telefon i przeczytałem wiadomość, od której zmroziło mi krew.
____________________________________________________________________
Wiem przepraszam, że nie dodałam rozdziału wcześniej, ale nie miałam jak bo nie skończyłam go. Ale jeśli nie będę miała jak dodać po prostu go nie dodam. Ten blog miał być tylko rozrywką (tak jakby), a robi się to jak praca (Za którą nam nie płacą).
Ok. Nie wiem czy w ogóle mam pisać ile ma być komentarzy, bo wiecie zostałam opieprzona za to.
11 komentarzy i następny rozdział w sobotę
15 mar 2014
Nie będzie dziś rozdziału
Przepraszam naprawdę, ale nie dokończyłam rozdziału i nie mam jak go przepisać bo przecież nie dodam nie dokończonego rozdziału. Wiem nawaliłam, ale w tym tygodniu mam dużo na głowie. Jutro mam bierzmowanie i siedzę prawie do 20 w kościele na próbach i jestem w dodatku chora. Naprawdę przepraszam to moja wina wiem. Spróbuje dodać rozdział na tygodniu, ale jeśli mi się nie uda to dodam w sobotę.
A TERAZ CZEKAM NA HEJTY
//Angel
8 mar 2014
Rozdział 42
Przejechałam wolno żyletką po skórze. Krew momentalnie się pojawiła, ale nie przeszkadzało mi to. Ból towarzyszący temu nie dotyczył mnie. Czułam się jak robot, kontrolowana przez obcą siłę. Nie myślałam, tylko robiłam.
I kolejny raz żyletka dotknęła skóry, tym razem głębiej. Czerwona ciecz zaczęła ściekać po nadgarstku, kapiąc na płytki w łazience. Powoli zaczęło mi się robić słabo. Usiadłam na podłodze i podniosłam odrobinę rękę w górę. Krople krwi kapały na podłogę. Łzy spływały po twarzy. Byłam przepełniona bólem ostatnich tygodni. Każdy dzień w tygodniu był dla mnie wciąż tym samym-okłamywaniem tych, na których najbardziej mi zależy. Byłam nikim i wciąż nikim jestem. Nie zasługiwałam na zaufanie ani moich przyjaciół, ani tym bardziej Harry ’ego. I to wszystko na własne życzenie.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania, ale nawet nie drgnęłam. W myślach miałam tylko jedno: „Pozwólcie mi w spokoju umrzeć”.
- Coś ty zrobiła - usłyszałam głos Hazzy.
Spojrzałam na niego przez łzy, ale widziałam tylko niewyraźną sylwetkę stojącą w drzwiach. Podbiegł i ukląkł koło mnie. Chciałam mu tak wiele powiedzieć w tamtym momencie. Że żałuję tego ,że okłamywałam go. Że nie zasługuję na niego. Że go kocham. Ale zdążyłam wyszeptać tylko jedno słowo:
- Przepraszam.
I straciłam przytomność.
Ocknęłam się w karetce. Miałam na buzi maskę tlenową. W pierwszym odruchu chciałam od razu ją ściągnąć, ale powstrzymałam się. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam zapłakanego Harry’ ego .Czułam, że trzyma mnie za rękę. Mruczał coś pod nosem, ale nie dosłyszałam co. Znowu straciłam przytomność.
*Perspektywa Harry’ ego*
Siedząc przy niej w karetce i trzymając ją za rękę nie mogłem uwierzyć, jak ona mogła to zrobić. Jednak w pewnym sensie ją rozumiałem. Zginęła jej mama, i to w taki sposób. Jednak miałem przeczucie, że to nie był jedyny prowodyr. Musiało chodzić o coś jeszcze. Angel ostatnio dziwnie się zachowywała. A ja jak ostatni debil udawałem, że tego nie zauważałem. Chciałem wierzyć, że wszystko jest w porządku.
- Wszystko będzie dobrze. To nic nie zmienia. - mruczałem do nieprzytomnej Angel - Kocham Cię, i tylko to się liczy.
Karetka stanęła i drzwi się otworzyły. Ratownicy wyciągnęli ją, a ja szybko wyszedłem za nimi. Pobiegłem za Angel, którą wieźli na salę.
***
Tym razem obudziłam się już w szpitalu. Rozejrzałam się dookoła, ale przez dużą ilość światła niewiele widziałam. Po paru sekundach zaczęłam dostrzegać parę szczegółów. Puste łóżko szpitalne obok mojego. Szafkę nocną w zasięgu mojej ręki. Harry’ ego śpiącego przy moim łóżku. Głowę miał położoną na wysokości mojego brzucha. Palce jego lewej ręki były splecione z moimi, co zauważyłam dopiero teraz. Drugą ręką pogłaskałam go po głowie. Zamarłam w połowie ruchu, przyglądając się bandażom wokół mojego nadgarstka. No tak. Wspomnienia tego, co zrobiłam wróciły do mnie momentalnie. Pocięłam się. Harry zaczął się powoli wybudzać.
- Cześć słoneczko - powiedziałam ze szczerym uśmiechem, do jakiego dawno nie mogłam się zmusić. To
było takie uczucie, jakbym… oczyściła się. Jakbym nie miała nic wspólnego z tą Angel Black, która prostytuowała się. Całkiem przyjemne uczucie.
- Hi baby (http://www.youtube.com/watch?v=nFRC_hmv3Sg) - odpowiedział głosem, którego tak dobrze znałam.
- Jak długo spałam?
- Jedną dobę.
- I ty tutaj cały czas siedzisz? - zapytałam.
- Nie, oczywiście że nie - odpowiedział, jak na mój gust trochę za szybko. Wiedziałam, że kłamie, bo widziałam, jaki jest zmęczony. Nie chciałam mu tego wytykać, bo wiedziałam że to dla mnie tutaj siedzi. Mój cudowny, opiekuńczy Harry wstał z krzesła i podszedł do półki. Podał mi niewielki, plastikowy kubeczek.
- Masz, musisz to wziąć. To leki przeciwbólowe.
Kiedy sięgnęłam po nie, nasze palce na chwilę się dotknęły. Popatrzyłam na Harry’ ego, napotykając jego zielone oczy.
- Dziękuje.
Wiedziałam, że zrozumiał dwuznaczność tych słów. Dziękowałam mu nie za leki. Dziękowałam mu za to, że wtedy był tam. I za to, że był ze mną teraz. Uśmiechnął się szeroko na te słowa i odpowiedział:
- Nasz związek jest dość specyficzny, nie sądzisz? Połowę naszego czasu spędzamy w szpitalu –zaśmiał się.
- Tak, chyba niedługo tu zamieszkam.
- O niee, na to nie licz. Jeżeli gdziekolwiek zamieszkasz, to tylko i wyłącznie ze mną.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale Harry pochylił się i położył mi palec na ustach.
- Nawet nie protestuj. Drugi raz już Ci nie pozwolę.
Wcale nie chciałam protestować, pomyślałam. Odsunęłam delikatnie jego palec, podniosłam się lekko i pocałowałam go w usta. To był taki pocałunek, jakim pary obdarowują się po długiej rozłące. Harry usiadł obok mnie i popatrzył na mój nadgarstek.
- Dlaczego to zrobiłaś?
Zaskoczył mnie tym pytaniem, ale wiedziałam co powiedzieć. Koniec udawania. Sama prawda.
- Harry, okłamywałam Cię. Tak cholernie długo Cię okłamywałam.
- Co masz na myśli?
Wzięłam głęboki wdech i popatrzyłam na swoje dłonie.
- Praktycznie zaraz po powrocie z Barcelony wróciłam do…
Oczy Harry’ ego rozszerzyły się, ale zaraz się opanował.
- Ale z Hiszpanii wróciliśmy prawie 1,5 miesiąca temu…
-Mama wydawała wszystkie zarobione przeze mnie pieniądze na narkotyki. Kiedy wróciliśmy dowiedziałam się, że popadła w cholernie duże długi. Rachunki nie były płacone. Obiecała mi, że skończy z tym. Sean, mój brat, trafił do więzienia. Ojciec ciągle pił i znęcał się nade mną… Jak coś źle zrobiłam, powiedziałam, podnosił na mnie rękę. Teraz nie mam nikogo w rodzinie, komu mogłabym się wypłakać. I do tego jeszcze jesteś ty… Jestem taką idiotką. Mieć tak wiele i stracić to przez własną głupotę…- urwałam, bo zaczęłam płakać.
- Kochanie, nie płacz. Nic nie straciłaś .Jestem tu, prawda? Jestem i nigdzie się nie wybieram. Jeżeli ktokolwiek był idiotą, to byłem ja. Byłem tak… sam nie wiem… dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? Mogłem Ci pomóc, mogłem temu zapobiec… - Harry zaczął sobie robić wyrzuty sumienia, ale złapałam go za przeguby zmuszając do tego, żeby na mnie spojrzał.
- Kocham Cię.
Kiedy tylko te słowa wyszły z moich ust, ulżyło mi na sercu. Harry przez chwilę patrzył na mnie, oniemiały. Potem uśmiechnął się szeroko.
- Wow, pierwszy raz mi to powiedziałaś. Nawet nie wiesz, jakie to miłe uczucie.
- Ty mówisz mi to bardzo często.
- Bo Cię kocham.
- Ja Ciebie też. Boże, tak strasznie Cię kocham.
Przytuliłam go mocno, czując jakby cały ciężar, który nosiłam przez tak długi czas mnie opuszczał.
- Dzień dobry, panienko! Jak się pani czuje? Nadgarstki bolą?
Lekarz wszedł do Sali i przejrzał moją kartę.
- Na razie nie, ale przeszkadzają mi te bandaże.
- Jutro zobaczymy, może będziesz mogła wyjść - odpowiedział i wyszedł.
- Jeśli jutro wychodzisz, to pojadę po jakieś rzeczy dla Ciebie.
- Dobrze, tylko uważaj na siebie.
- Będę, nie martw się kochanie - powiedział i pocałował mnie, a po chwili wyszedł.
Ziewnęłam i postanowiłam, że zanim Harry wróci zdrzemnę się chwilę. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do Sali. Odwróciłam się myśląc, że może Harry zmienił jednak zdanie.
W progu stała Lucy.
________________________________________________________________________
Hejka co tam u was słuchać. Mam nadzieje, że wam się spodobał ten rozdział wiem, że mieliście nadzieje, że będzie inaczej no, ale wiecie.... już mamy plan na to opowiadanie
Ok zdecydowałam że usunę ask z blogiem, ale jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć odnośnie bloga to ja dość często jestem na swoim asku http://ask.fm/Kinkilek , więc jak chcecie piszcie do mnie
10 Komentarzy i następny rozdział
Ps: ktoś w ogól wchodzi na nasz fanpage? Bo nie wiem, a jeśli tak to chcecie żebym dodawała spojlery z następnego rozdziału tak jaki kiedyś dodałam dwa czy nie za bardzo?
1 mar 2014
Rozdział 41
Siedzieliśmy na sofie i oglądaliśmy jakiś film, był tak nudny, że o mało nie usnęłam. Harry zaczął mi jęczeć do ucha, że mu się nudzi i że nie chce oglądać tego filmu. Akurat byłam głodna i poprosiłam go aby zrobił obiad. Harry zerwał się i pobiegł do kuchni. Wzięłam książkę i zaczęłam czytać o dwóch osobach różniących się od siebie.
"Czasem zdarza się miłość nie z tego świata. Naprawdę nie z tego świata…
Patch jest tajemniczy i zabójczo przystojny. Nic dziwnego, że szesnastoletnia Nora uległa jego urokowi. Niemal natychmiast w jej życiu zaczęły dziać się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Chyba że…
Chyba że ktoś wie, że znalazł się w samym środku bitwy. Bitwy, którą od wieków toczą Upadli z Nieśmiertelnymi. O Twoje życie.
Ale cicho sza… Są tajemnice, o których mówi się tylko szeptem."
Harry skończył robić obiad i podał mi talerz i włączył inny film. Cieszyłam się, że włączył "Porwanie", bo był to jeden z moich ulubionych filmów.
***
Zjedliśmy kolację, a ja poszłam pod prysznic. Jakie to fajne uczucie kiedy mogę wejść pod prysznic i zrelaksować się, włączyć radio i po porostu sobie odpocząć.
Wyszłam z łazienki i zaczęłam szukać swoich ubrań nigdzie ich nie było, tylko znalazłam bluzkę Harry'ego i czystą bieliznę, a także karteczkę.
" Proszę, ubierz się w to"
I tak nie miałam się w co ubrać, a nago nie będę chodzić, więc założyłam to, oprócz stanika.
Wyszłam z łazienki i położyłam się na łóżku ciężko wzdychając.
- Ciężko, prawda? - spytał Hazzy
- Trochę, wszystko jest jakieś dziwne.
- W jakim sensie?
- No te wszystkie testy kartkówki. Mam wrażenie że co się stanie.
- Ale co?- spytał zdziwiony
- Nie wiem, może dostanę w poniedziałek jedynkę, albo zachoruję, abo co gorsze Tobie coś się stanie. - powiedziałam to próbując opanować łzy.
- Nie mów tak.
- Jak mogę tak nie mówić skoro widzę cię z ojcem Lucy, który ci grozi. - łzy cisnęły mi się do oczu ale nie chciałam pozwolić sobie na płacz.
- Spokojnie, nic nam się nie stanie . Ani mnie, ani tobie ani nikomu innemu. Rozumiesz?
- Tak... - powiedziałam i zaczęłam się zastanawiać czy ni spytać się o tą sprawę z ojcem Lucy.
Wzięłam głęboki wdech i spytałam.
- O co chodziło panu River.
- Chodziło o to, że zerwałem z Lucy i zaczął mnie straszyć, że wróci do sprawy mojego ojca.
- Twojego ojca? - spytałam zdziwiona i podniosłam się na łokciach.
- Mój tata trafił do więzienia po tym jak dowiedzieli się, że handlował narkotykami, a że był szanowanym biznesmenem nie mógł tam zostać, więc ojciec Lucy wyciągnął mojego ojca z paki
- A ty też handlowałeś narkotykami? - zanim zdążyłam pomyśleć zapytałam
- Ja? Nie, ale miałem styczność?
- To znaczy, że brałeś? - spytałam i błagałam żeby powiedział, że nie, ale niebiosa mnie chyba nie wysłuchały.
- Tak, brałem, ale nie jestem z tego dumny.
- Ale skończyłeś z tym, prawda? - mój głos się załamał, miałam tylko nadzieje że Harry tego nie usłyszy.
- Tak skończyłem z tym, jestem czysty - po tych słowach kamień spadł mi z serca.
- Cieszę się.
Harry leżał na plecach, a ja się położyłam na jego torsie.
***
Niedziela szybko zleciała, zjadłam śniadanie, ubrałam się, zaczęłam się pakować i zjadłam obiad.
- Pomóc ci z torbą?
- Nie, nie trzeba, ale zawieziesz mnie, prawda? - spytałam zagryzając wargę.
- Jasne, co to za pytanie.
- Dziękuje - powiedziałam i przytuliłam się do niego.
Harry spakował torbę do samochodu i wsiadł za kierownice, a ja za nim.
Nie chciałam wracać, dobrze mi tu było, no ale nie chce zostawiać rodziców samych. ojciec pewnie pijany, albo go nie ma, a matka ..., matka się będzie użalała nad sobą.
Podjechaliśmy pod dom i Harry odprowadził mnie pod dziwi.
- Dziękuje Ci. - powiedziałam.
- Za co?
- Za wszystko... - powiedziałam i po chwili dodałam przytulając go - Kocham Cie.
Harry spojrzał mi w oczy i złączył nasze usta w namiętnym pocałunki.
- Ja ciebie też.
Weszłam do domu. Światło mrugało, ale po chwili zgasło. Wyglądało to trochę jak w jakimś horrorze. Mama pewnie znowu nie zapłaciła rachunku. Położyłam rzeczy i poszłam do kuchni po jakieś latarki. Włączyłam jedną i wróciłam po torbę, żeby zanieś ją do pokoju. Kierując tam zobaczyłam uchylone dziwi.
Zaniosłam torbę i postanowiłam iść zobaczyć dlaczego pokój rodziców jest otworzony skoro zawsze były zamknięte na klucz i nikomu nie można było tam wejść. Poszłam tam, ale nic nie zauważyłam.
Kiedy już miałam wychodzić zobaczyłam coś na podłodze, skierowałam lampkę w to miejsce i sama weszłam głębiej do pomieszczenia.
Kiedy byłam przy łóżku przeżyłam szok. Zaczęłam krzyczeć, nigdy by się nie spodziewała tego, że po powrocie do domu, zobaczę matkę leżącą całą we krwi.
Podeszłam do niej bliżej i sprawdziłam puls niestety nie wyczułam go, mama była lodowata, wiedziałam że już nie żyje. Zaczęłam płakać wiedziałam że nie mogę nic już zrobić, jak tylko zadzwonić na policję i pogotowie.
Drżącymi rękami wzięłam telefon i wybrałam numer.
- Pogotowie w czym mogę pomóc?
- Moja... moja mama została chyba po..postrzelona, leży cała we krwi jest bardzo zimna i nie wyczuwam pulsu. Proszę przyjechać na Avenne Street 24 jak najszybciej - powiedziałam no jednych wdechu.
- Dobrze już kogoś wysyłamy.
Siadłam w rogu w pozycji embrionalnej.
Siedziałam tam parę sekund patrząc się jak leży.
Położyłam jej głowę na moich kolanach.
Zaczęłam ją przytulać i krzyczeć.
- PROSZĘ NIE, BŁAGAM, CZEMU TY? - przytuliłam się do niej jeszcze mocniej
Nawet nie zorientowałam się kiedy karetka zabrała moją matkę.
Wyszłam na dwór i przyglądałam się jak ją zabierają.
Policjantka skierowała mnie do domu. Chciała ze mną porozmawiać o tym co się stało.
- Dobrze, wiem że to dla ciebie bardzo trudne, ale muszę wiedzieć co dokładnie się zdarzyło. -powiedziała spokojnie łapiąc mnie za rękę.
- Kiedy przyszłam do domu nie było światła, bo mama nie zapłaciła za nie, więc wzięłam latarkę i skierowałam się do mojego pokoju zanieść rzeczy, ale po drodze zauważyłam, że dziwi do sypialni rodziców są uchylone, nie zdziwiło by mnie to gdy by były zawsze otwarte, ale ojciec ciągle zamykał je na klucz... - opowiedziałam wszystko patrząc w jeden punkt, bawiąc się rękami ze łzami w oczach
- Dziękuje, za to, że opowiedziałaś to, nie którzy nic nie mówię od razu bo są w szoku.
Nie odpowiedziałam
Po 2 godzinach nikogo w moim domu już nie było. Tylko ja i głucha cisza.
To wszystko mnie przerosło. Poszłam do łazienki i wyjęłam apteczkę, żeby wziąć tabletki od bólu głowy, naglę skaleczyłam się czymś. poświeciłam latarką, było to coś typu żyletka. Wytarłam krew z palca i wzięłam tabletkę i poszłam do pokoju i już miałam się kłaść, ale zadzwonił telefon.
- Słucham - powiedziałam ochrypłym i płaczliwym głosem.
- Kochanie tęsknie za tobą wracaj do mnie.
- Moja mama nie żyje - powiedziałam Harry'emu
- Co?... Zaraz tam bę... - nie dałam mu dokończyć, bo rozłączyłam się, spojrzałam na łazienkę i pomyślałam, że jedna tabletka nie pomoże i muszę wziąć kolejną.
Robiło się coraz jaśniej na zewnątrz, więc przez okno padało światło do łazienki. Wzięłam tabletkę, ale coś mnie podkusiło i wzięłam do ręki żyletkę.
Przyjrzałam się jej dokładnie, obróciłam nią parę razy w palcach i pomyślałam.
" Przecież nic mi nie będzie, wiele ludzi to robi i nic im nie jest, więc co mi szkodzi"
_________________________________________________________
No to jest dziś troszkę później niż zawsze, ale tym razem ja przepisywała, a nie Maja.
Mam nadzieje, że wam się podoba bo ten rozdział jest dla mnie ważny i troszkę oparty na moim życiu, ale mniejsza z tym nie będę wam się tu żalić.
Ostatnio zauważyłam że strasznie mało osób komentuje kiedyś było po 12 komentarzy a teraz tyle ile przyznam tyle jest. Czy coś robimy nie tak znudziło wam się opowiadanie czy coś innego bo ja naprawdę nie rozumiem.
Następny rozdział jak będzie 9 komentarzy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)