1 lip 2014

Rozdział 57

Obudziłam się, nie otwierając oczu. Przekręciłam się na bok, oczekując że przytulę się do nagiego boku Harry'ego. Otworzyłam odrobinę oczy. Leżałam w łóżku sama. Westchnęłam cicho. A miałam taką ochotę z nim trochę... nie ważne.
Wstałam i leniwie się przeciągnęłam. Byłam naga. Zamknęłam oczy, przypominając sobie wczorajszy wieczór. No tak, wszystko jasne. Rozejrzałam się po pokoju. Nasza pościel wciąż leżała tam, gdzie rzucił ją wczoraj Harry. Wstałam z gorącym postanowieniem, że dzisiaj ją chyba spalę.
Przeszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Wolałabym wziąć kąpiel, ale istniała obawa, że już z niej nie wyjdę. Puściłam strumień zimnej wody, tak na pobudkę. Nie miałam jakiegoś ogromnego kaca, bo pilnowałam się wczoraj. Kiedy skóra pokryła się gęsią skórką, włączyłam ciepłą wodę. Kręciłam się, spłukując brud z włosów. Owinęłam głowę ręcznikiem, drugim owinęłam ciało. Wyszłam z łazienki i przeszłam do szafy. Zastanawiałam się czy wybrać koszulkę, czy może sweter, ale przeniosłam spojrzenie na rzeczy Harry'ego. Wyjęłam szary sweter i nasunęłam go na siebie. Miałam ogromną potrzebę bycia blisko niego, a w gruncie rzeczy to był ten sam sweter, który Harry wsadził mi do walizki, kiedy byłam w klinice. To on odpędzał moje koszmary.
Zeszłam na dół, spodziewając się zastać go w kuchni, seksownie kręcącego tyłkiem do muzyki z radia, i jak co rano przygotowującego śniadanie. Nie było go tam. Usiadłam przy stoliku, odsuwając z niego tonę śmieci, których wczoraj nie chciało się nam posprzątać i zawołałam na cały regulator:

- Harry! Jestem w kuchni i mam na sobie Twój sweter! Tylko sweter!
Poprawiłam wilgotne włosy i nagle zauważyłam karteczkę wetkniętą pod podkładkę do kubka:


"Dzień dobry, Aniołku!
Musiałem na chwilę wyjść, parę biurowych spraw.
Śniadanko czeka w salonie. Kocham Cię.
Harry xx "

Wywróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się. Poszłam do salonu, a na stole nie czekało "śniadanko", tylko prawdziwa uczta. Mini-kanapeczki, bekon, jajka na miękko, herbata...

- Ty pacanie - mruknęłam pod nosem i siadłam na kanapie. Wzięłam pierwszą kanapeczkę.
Dwie kanapki, jedno jajko i filiżankę herbaty później byłam pełna. Pobiegłam na górę do sypialni i pośród całego tego czegoś na podłodze znalazłam mój telefon. Żadnego nieodebranego połączenia, żadnej nieprzeczytanej wiadomości. Nie bądź przewrażliwiona. Napisał przecież, że musi pozałatwiać parę spraw... i tyle. Podeszłam do lustra. Jak po tak gwałtownej nocy wyglądałam nie najgorzej. Wręcz przeciwnie, oczy mi tak fajnie błyszczały. Podpięłam włosy, żeby mi nie przeszkadzały. Dzisiaj mogę robić co chcę, bo dzisiaj... PIERWSZY DZIEŃ WAKACJI! Ciekawe czy Harry coś zaplanował. Wróciłam na dół i włączyłam MTV. Jak ja kocham to mega głośne kino domowe Hazzy. Posprzątałam ze stołu po śniadaniu i wzięłam się za resztę. Wyjęłam z szafki kilka worków na śmieci i zaczęłam zbierać plastikowe kubki, które były dosłownie wszędzie. Potem zaczęłam zmywać. Muzyka przebijała się nawet przez wodę. Nie znałam tej piosenki, ale tekst szybko wpadał w ucho.


"You're nobody 'til somebody loves you
It's hard times when nobody wants you
Fill up my cup, don't ever stop coming
Get up on top, I'll make it pop, honey

You're nobody 'til somebody loves you
It's a cold heart, when nobody holds you
Fill up my cup, don't ever stop coming
Get up on top, I'll make it pop, honey"


Wytarłam mokre ręce w ścierkę i spojrzałam na wyświetlacz komórki. Nadal cisza. Znowu weszłam na górę i wydałam z siebie jęk niezadowolenia. Zanim ja się tu pojawiłam, Harry miał idealny porządek. Ale ja to ja...
Otworzyłam szafę i centymetr po centymetrze, rozdzielałam ciuchy na te do schowania i te do prania. Po długim czasie zaniosłam ogrom ubrań do łazienki i upchałam je do pralki. Przysiadłam na łóżku, rozcierając kręgosłup. Sprawdziłam godzinę - sprzątałam 1,5 h. Czyli dochodziła 14, a Harry'ego nadal nie było. Nie chciałam do niego wydzwaniać, żeby nie wyjść na natręta. Popatrzyłam na siebie: ten sweterek nie spełnił swojej roli. Zdjęłam go, ładnie złożyłam i ubrałam się tak, jak przystoi... czyli z bielizną pod spodem. Jednak dżinsy i zwykła bluzka są wygodniejsze.
Znowu zeszłam na dół, a na schodach ze trzy razy sprawdziłam połączenia. Usiadłam i bez sensu przełączałam kanały, nie zwracając szczególnej uwagi na żaden z nich. Wyłączyłam w końcu kablówkę i zajrzałam do lodówki. Przydałyby się jakieś zakupy,wczoraj wszystko nam zjedli. Założyłam trampki i sięgnęłam do salaterki przy drzwiach do garażu, gdzie trzymaliśmy kluczyki. Ale ona była pusta. Pacnęłam się w czoło. Oczywiste, że Harry nie poszedł do miasta z buta. A szczerze mówiąc, nie widziała mi się perspektywa dźwigania toreb taki kawał drogi. Jak ja mogłam żyć, zanim Harry nauczył mnie jeździć... A w ogóle to chyba zapomniałam się Wam pochwalić tą informacją: MAM PRAWO JAZDY! No ale cóż, nie będzie obiadu. Zrzuciłam buty, położyłam się na kanapie i wyjęłam telefon.
Wystukałam do Harry'ego wiadomość:

"Jak już będziesz wolny, przyjedź po mnie. Musimy zrobić zakupy. Nie możemy żyć samym ...
Kocham Cię xx"

Uśmiechnęłam się do ekranu i wcisnęłam przycisk "wyślij". I w tym momencie telefon zadzwonił.

- Słucham? - odezwałam się.

- Czy rozmawiam z panią Angel Black?

- Przy telefonie.

- Czy jest pani może rodziną Harry'ego Stylesa? Narzeczoną albo żoną?
Chciałabym.

- Można tak powiedzieć. Co się stało?

- Pan Harry Styles miał dzisiaj wypadek. Znajduje się w szpitalu...
Telefon wypadł mi z ręki i z głuchym łomotem uderzył w podłogę. Do moich płuc przestało dopływać powietrze.

Nie, to niemożliwe. To głupi żart. Wkręcają mnie. Nie on. Nie mój Harry. To nie może być on...

- Proszę pani? Słyszy mnie pani? Haaalo?!
Jak w transie schyliłam się i przycisnęłam aparat do ucha.

-Jestem.
Nie rozpoznawałam własnego głosu, jakby należał do obcej osoby.

- Czy wszystko w porządku?

- Tak - odparłam matowym głosem.

- Wie pani, gdzie znajduje się szpital St.Barbara?

- Tak.
Byłam jak balon, z którego ktoś spuścił powietrze. Bo Harry był moim powietrzem.

- Pan Styles znajduje się na trzecim piętrze, sala numer 225.

- Zrozumiałam - nie czekałam, aż dzwoniący coś jeszcze powie. Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Rozleciał się na kilka części, i wątpiłam czy jeszcze do czegokolwiek się jeszcze nada.
Przytknęłam dłoń do czoła. To musi być jakiś koszmar.
Może ja... może jeszcze się nie obudziłam, i właśnie śnię w łóżku, a obok leży Harry... DLACZEGO ON?! Dlaczego chociażby nie ja?! Dobra, nie mam na to czasu. Muszę jak najszybciej dostać się do szpitala. Samochodu nie ma, autobusu o tej godzinie też... muszę pobiec. Wygrzebałam trzęsącymi się dłońmi z szafki na przedpokoju moje buty do biegania. Zasznurowałam sznurowadła, darując sobie pakowanie do kieszeni czegokolwiek. W tempie jakiego nigdy nie miałam, ruszyłam główną ulicą. W głowie miałam nieludzki mętlik i tylko jedno imię: Harry.



                                                                           ***



Wpadłam do szpitala, olewając krzyczącą do mnie pielęgniarkę z recepcji. Pokój 225, pokój 225.
Nie czułam nóg, a po twarzy spływały mi ciężkie łzy.

- Angel! Angel! - krzyknęła Caroline, zwracając moją uwagę.

- Gdzie on jest? Gdzie jest Harry! - wrzasnęłam.

- Spokojnie. Usiądź.
Pozwoliłam się posadzić na plastikowych krzesłach i opuściłam głowę między kolana, żeby złapać oddech.

- Biegłaś tu całą drogę?

- Tak.

- O boże - objęła mnie ramieniem - Musisz być bardzo zmęczona.

- Kurwa, nie przejmuj się mną! - wrzasnęłam i strząsnęłam jej rękę z ramienia.

- Spokojnie, mała - usłyszałam nagle głęboki głos obok mnie.

- Nie mogę być spokojna, Zayn! - stałam, Caro też.

- Co z nim - zapytała, nie zwracając uwagi na moje ataki paniki.

Zayn spojrzał na mnie z powątpiewaniem, a ja szeroko otworzyłam oczy.

- Byłeś u niego? Widziałeś go? Mów!
Zayn złapał mnie za ramiona, żeby utrzymać mnie w pewnej odległości od siebie. Spojrzał mi głęboko w oczy, a jak na nieśmiałego Zayna to nie wróżuło dobrze.

- Stan Harry'ego jest ciężki, ale w miarę stabilny. Miał wypadek,
przy uderzeniu wyleciał przez przednią szybę. Nie miał zapiętego pasa.

- O mój boże.
Mój głos przeszedł w szept. Po raz setny zadałam sobie pytanie "Dlaczego?".

- On z tego wyjdzie, Angel. Harry'emu zawsze się upieka.

- Ale on zawsze zapinał... nigdy... - pokręciłam głową w geście bezradności, łzy napłynęły mi do oczu.

- On nie będzie zadowolony, że płaczesz z jego głupoty.

- Tak bardzo go kocham... - załkałam, a Zayn, jakby wyczuwając moje zamiary, wyciągnął ramiona. Przytuliłam się do jego skórzanej kurtki, zalewając ją moimi łzami. Caroline głaskała mnie po plecach, dość bezradna w takiej sytuacji.
Drzwi od sali otworzyły się nagle. Odsunęłam się od Zayna i otarłam oczy. Mężczyzna w lekarskim fartuchu podszedł do nas.

- Czy państwo są rodziną Harry'ego Stylesa?

- Tak - odezwała się za nas Caroline.

- Chciałbym złożyć Państwu najserdeczniejsze kondolencje. W wyniku odniesionych obrażeń pan Styles zmarł przed paroma minutami.
Osunęłam się na podłogę.





_________________________________________

No i tak jak mówiłam, rozdział nie jest SŁODKI jak poprzedni.

Przepraszam że nie ma żadnych gifów ale coś mi się zrobiło i nie mam połączenia z siecią w Google Chorme, ale w Firefox mam, więc (nienawidzę Firefoxa)


NO CO MYŚLICIE O TYM ROZDZIALE ???

ps. Dziś mija 2 lata odkąd jestem Directioner i nie mogę w to uwierzyć, że 13 sierpnia będzie rok od założenia bloga,


W SOBOTĘ NIE BĘDZIE ROZDZIAŁU PONIEWAŻ POJAWIŁ SIĘ DZISIAJ.

11 komentarzy:

  1. NIE NIE NIE NIE NIE. ON MUSI ŻYĆ MUSI BYĆ HAPPY END Z DZIEĆMI DOMEM HARRYM TO NA PEWNO BĘDZIE SEN I BĘDZIE DOBRZE PROSZĘ NIE UŚMIERCAJ HARRY'EGO BŁAGAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeżyłam szok, nie zły szok. Jak to możliwe no takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Dlaczegoo Harry umarł, dlaczego?! ;(((

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, nie wierze... Czy to już będzie koniec?? :'(((

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak?! Dlaczego ?! On nie mógł umrzeć!!! Szybko next ;c

    OdpowiedzUsuń
  5. ONI SIĘ POMYLILI. JA TO WIEM.
    On żyje prawda?! Nieee on nie może umrzeć!!! ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego akurat Harry musiał umrzeć?! ;__;

    OdpowiedzUsuń
  7. o mój boże...
    dlaczego ;((

    M xx

    OdpowiedzUsuń
  8. o fuck o.OOO god why??????? tak myślałam że dobrze się to nie skończy xd dzięki za tak emocjonalny rozdział :) @hallxofxfame .xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże Hazz... O nie! On nie może umrzeć! Nie może!!
    Ps. 13 sierpnia blog został założony, a ja 14 sierpnia mam urodzinki ;) XD <3 Weny życzę i do następnego <3 LI

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak... Czy to koniec fanfiction?! Przecież bez Harr'ego to nie będzie miało sensu!

    OdpowiedzUsuń

Administrator