5 wrz 2015

Rozdział 84

Popatrzyła na chłopaka obok mnie. Tak, byłam szczęśliwa. Ale tylko na zewnątrz. Byłam otoczona przyjaciółmi którzy mnie kochali. W powietrzu czuć było świąteczny nastrój, wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha, ja też. Ale tak naprawdę miałam ochotę krzyczeć.

Dan roześmiał się i chwycił moją dłoń, kładąc ją sobie na kolanie i czule głaskając. Odwzajemniłam uścisk.
To nie ty powinieneś tutaj być, Danielu.
Powinien tutaj siedzieć chłopak o kręconych, brązowych włosach. Szmaragdowych oczach wpatrzonych we mnie czule. To jego dłoń powinna trzymać moją. Nie ty...

-...zbierać, prawda? - Daniel popatrzył na mnie pytająco. Popatrzyłam na niego nieprzytomnym wzrokiem.

- Co takiego?

- Mówię,że powinniśmy się zbierać,jeśli nie chcesz żeby moja siostra pourywała nam głowy.

- Oh tak, jasne. Masz rację,powinniśmy już iść.

- Dzisiaj też u nas nocujecie?-zapytał Zayn.
Spojrzałam na swoje dłonie.

- Chyba... chyba dzisiaj nie...
Dziewczyny zachichotały widząc moje zakłopotanie.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy na zewnątrz. Pomimo ciepłego płaszcza, czapki i rękawiczek w drodze do samochodu trzęsłam się z zimna. Szybko wskoczyłam na fotel i zapięłam pasy. Daniel usiadł sekundę później i odpalił jak najszybciej silnik, żeby włączyć klimatyzację.

- No to jedziemy.

***

Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Na podwórku stały sanie Mikołaja z nim samym w środku, a na oknach migało mnóstwo kolorowych światełek. Popatrzyłam na okno w górze i zauważyłam małą dziewczynkę z pluszowym pieskiem w dłoni.

- Bella?

- Tak, to moja młodsza siostrzyczka... Hej, skąd wiesz jak ma na imię?

- O mój Boże, Daniel... -roześmiałam się, gdyż nagle cała ta sytuacja wydała mi się strasznie zabawna.

- Co? O co chodzi?

- Ja opiekowałam się Twoją siostrą w wakacje!

- Chwila... że jak? - uniósł brew.

- No dalej, chodź!
Już nie obawiałam się spotkania z jego rodziną, bo właściwie już ją znałam. Przypomniałam sobie słowa Belli „Kiedy miałam dwa latka, moi rodzice zginęli w katastrofie samolotu. Nie pamiętam nazwy kraju, do którego lecieli. Od tamtego momentu mieszkam z siostrą. Jeszcze jakiś czas temu mieszkał z nami mój starszy brat, ale w końcu się wyprowadził.
Wysiadłam z samochodu z szerokim uśmiechem i stanęłam przed drzwiami. Daniel dołączył do mnie sekundę później.

- Czemu ja nic nie wiedziałem?

- Praca jak każda inna - zapukałam - Nie wierzę że nie zaskoczyłam. Bella mówiła mi swoje nazwisko, widziałam je na czekach od Lily, ale nie powiązałam waszej trójki.
Chwilę później jego starsza siostra otworzyła drzwi i rzuciła się w ramiona Danielowi. Patrzyłam na to z uśmiechem. Mój brat nigdy nie cieszył się tak na mój widok. Lily wypuściła go z uścisku i spojrzała na mnie. Za chwilę oniemiała.

- Angie? Co ty tu robisz? - spojrzała na mnie z niemałym zdziwieniem. - Zaraz, chwila. Czyli ty... czyli wy...

- Tak Lil, to jest moja dziewczyna. A czy teraz możemy wejść do środka, zanim zamarzniemy tu na śmierć?

- Oh tak, jasne! -wpuściła nas do środka,gdzie pięknie pachniało plackami.

- Daaanieeel! -mała Bella zbiegła z góry z prędkością światła rzuciła się na Daniela

- Nareszcie! Myślałam, że zapomniałeś i nie przyjdziesz, a miałam przygotowaną dla Ciebie niespodziankę, i dla twojej nowej dziewczyny.

- Cześć, Bella - odezwałam się, zwracając jej uwagę.

- Angiee! - krzyknęła kolejny raz, tym razem rzucając się na mnie - Jesteś jego dziewczyną? Całujecie się i w ogóle?
Spiekłam raka, ale Lily subtelnie odciągnęła Bellę.

- Chodź mała, pozwólmy im się rozebrać a później pokażesz im miejsca przy stole, dobrze?
Blondynka pokiwała radośnie głową i pobiegła do salonu.
Daniel spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem. Uśmiechnęłam się szeroko. Tak,wszystko okej. To prawie tak,jakbym miała rodzinę i wszystko czego potrzebuje. Prawie.

Perspektywa Chrisa
Fajnie, super. Dzisiaj Wigilia. Popatrzyłem z ironią na praktycznie pusty pokój. Niewiele widziałem przez półmrok jaki w nim panował, ale na pamięć znałem położenie mebli. Jednoosobowa kanapa pod ścianą, druga przed małym telewizorem, który zawsze pozostawał wyłączony. Stół z czterema krzesłami pod oknem. Dwie szafki i lodówka robiące za kuchnię. Mała, stara drewniana szafa, praktycznie pusta i mała łazienka w białych drzwiach. Nic więcej. Żadnej dekoracji, choinek, światełek i innych dupereli. Tylko pustka i ja w niej.
Jeszcze nie rozpakowałem torby,z którą poprzednio jechałem. Byłem już tak blisko tego,a w ostatniej chwili wycofałem się. Za dużo razy pieprzyłem, że zależy mi na jej bezpieczeństwie żeby teraz jej to odebrać.
Poderwałem się, kiedy ktoś mocno zaczął walić w drzwi. Niechętnie poszedłem otworzyć.

- Wesołych Świąt! - krzyknął mi w twarz Louis i ręką szerzej otworzył sobie drzwi.
No zajebiście.
Tuż za nim do pokoju wepchnął się Liam i Cameron. Ugh, chociaż tyle, że Kamil tu nie było...

- Czego chcecie?

- Przecież dzisiaj powinno się być z rodziną, przyjaciółmi,prawda? - Liam porządnie zdzielił mnie ręką w plecy - No chyba, że nas za nich nie uważasz, wtedy wyjdziemy...

- ...zabierając ze sobą te piwa - Cameron podniósł sześciopak do góry - i to - wyciągnął z kieszeni kilka przezroczystych torebeczek,
Spojrzałem na nie uważnie.

- Właźcie - powiedziałem zrezygnowany, biorąc jedną z ręki Camerona. Wyjąłem banknot z kieszeni i zwinąłem w rurkę. Rozsypałem białą zawartość na stół. Wciągnąłem ją do nosa.
Jestem żywym trupem.
_________________________
Nie będziemy kolejny raz przepraszać za tak długą przerwę w rozdziałach. Wena odpłynęła i jakoś od dłuższego czasu nie chce wrócić żadnej z nas naprawdę, ogromnie dziękujemy za to, jak nas bronicie i grupa osób wciąż nas czyta. Nie mamy słów, żeby opisać jak jesteśmy Wam wdzięczne. Kochamy was, nasze piękne Angels. Trzymajcie się mocno zwłaszcza teraz, kiedy rozpoczął się rok szkolny. Nie dajcie się złamać. - Maja

No to tak dołączam się do wypowiedzi Mai. A ja się teraz zwracam do ANONIMA.
Jeśli jesteś taka odważna napisz bez anonima i wyślij link do twojego bloga.
Bo ja powiem tyle, że może nie jest to zajebisty wygląd, ale rozmawiałam z osobą która nawet się na tym zna i powiedziała że jak na osobę która uczy się na próbach i błędach to wygląd bardzo dobry.
Nie mam zamiaru pisać do osób które się tym zajmują żeby mi to zrobiły, bo to jest mój i Mai blog a nie innych osób więc jeśli ci się nie podoba to przecież nie zmuszam cię do czytania tego FF. Dziękuje za wysłuchanie do widzenia.

8 sie 2015

Rozdział 83

Dzisiaj był 24 grudnia. Jutro już Boże Narodzenie. Ale ten czas leci. Stałam z Caroline i Dianą przy ogromnej choince, jaka stanęła w salonie Zaro. Przy kominku Zayn z pomocą Daniela przybijali skarpety na prezenty. I szczerze mówiąc miałam z nich taką bekę, że piąta bombka doznała zderzenia z podłogą.

- No dalej, co z was za mężczyźni! - krzyknęła Diana, kiedy Zayn po raz kolejny uderzył młotkiem centymetr od gwoździa. We trzy parsknęłyśmy śmiechem, zwracając uwagę Daniela.

- Stary, zamień się - powiedział do Malika i teraz to on trzymał młotek, który o mały włos nie uderzył Zayna w palca.
Trzymając się za brzuch i trzęsąc ze śmiechu, podeszłam do nich.

- Daj mi to, prawdziwy mężczyzno - i przejęłam od niego narzędzie. Jedno celne uderzenie i skarpeta z moim imieniem zawisła na kominku. Dziewczyny zaczęły bić brawo, a ja roześmiałam się jeszcze głośniej.

- To wy może idźcie we dwójkę do kuchni gotować - zachichotała Caro.

- Może lepiej Wam to wyjdzie - dodała Diana.
Chłopaki zrobili minki zbitych szczeniaczków, co od razu mnie rozwaliło. Daniel podszedł do mnie od tyłu i pocałował w policzek. Udałam niezainteresowaną jego zalotami i dalej dekorowałam drzewko.

-Kupiłeś mi już prezent? - zapytałam.

- A jeśli tak, to dostanę coś w zamian? - przyssał się do mojej szyi.

- Mhmm.

- Co takiego?

- Kolację - odparłam z pokerową twarzą i sięgnęłam po kolejną bombkę z pudełka. Spojrzałam po salonie, byliśmy sami.
Dalej wieszałam ozdoby, ale bokiem zerkałam co robi. Z reklamówki wyjął kawałek jakiejś roślinki. O kurwa, jemioła. Wziął sznureczek przygotowany na powieszenie pierniczków, urwał kawałek, obwiązał wokół gałązki i zawiesił do żyrandola. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.

- A teraz chodź tu - wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Hah, jak mnie złapiesz -z aśmiałam się i pobiegłam za kanapę.
Długo nie trzeba było czekać, był tuż za mną, więc myknęłam za choinkę, okrążając ją jeden raz. Kątem oka widziałam roześmianą Caro w progu. Daniel już prawie mnie złapał, ale w ostatniej chwili się wymsknęłam i ze śmiechem pobiegłam dalej, ale oczywiście co? Zawadziłam nogą o dywan i wyrżnęłam się na środku pokoju. Daniel rzucił się na ziemię tuż obok mnie i pocałował mnie mocno, wskazując palcem w górę. Leżeliśmy pod żyrandolem. Pod jemiołą. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.

- A ty już masz prezent dla mnie? - zapytał.

- Mam, nawet dwa.

- Ah tak, jakie? - dopytywał.
Ułożyłam dwa palce w odległości trzech centymetrów od siebie.

- Jeden jest taki.

- A drugi?
Sięgnęłam ręką do krocza i ścisnęłam lekko, żeby nie sprawić mu bólu.

- Drugi w nocy.

- Pierniki się palą! - krzyknął z kuchni Zayn. Zerwałam się z podłogi i pobiegłam tam.
Z otwartego do połowy piekarnika wydobywał się ogień.

- Boże, Zayn,jak ty to zrobiłeś?! - wybałuszyłam oczy. Caro wbiegła do kuchni z garażu z gaśnicą w ręku. Zayn szybko ją otworzył i polał przysmaki, które miały zawisnąć na choince.
W kuchni zrobiło się czarno od dymu. Pomimo mrozu Daniel uchylił wszystkie możliwe okna w kucni. Sięgnęłam po rękawice, wyciągnęłam z piekarnika blachę ze spalonymi na węgiel piernikami i rzuciłam ją na kuchnię.

- To by było chyba na tyle - roześmiałam się


*Perspektywa Chrisa*

Zapiąłem suwak torby i uśmiechnąłem się sam do siebie. To już koniec całego tego cyrku, co ma być to będzie. Koniec ukrywania się, oszukiwania. Wracam do domu.
Zarzuciłem na siebie kurtkę, wziąłem swoje rzeczy i z przyjemnością zamknąłem podrapane drzwi starej, obskurnej kamienicy. Więcej tu nie wrócę.

Zszedłem na dół, założyłem czarny kask i odpaliłem silnik motora. Torbę upchnąłem do znacznie za małego bagażnika i jak najszybciej odjechałem. Wiedziałem że nie jest u siebie, tylko u przyjaciół, więc pojechałem od razu tam. Czekała mnie całkiem długa jazda, więc usadowiłem się wygodnie i przyśpieszyłem. Zanim dojechałem na miejsce, zrobiło się już ciemno. Zaparkowałem przy krawężniku i zdjąłem kask.
Wiecie jak to jest jak długo jedziecie rowerem bez zatrzymania się i potem wam drżą odrobinę nogi? Próbowałem wmówić sobie, że to przez długą jazdę, ale wiedziałem, że to ze strachu.
Stanąłem przed progiem z ręką w górze. Nie, nie dam rady. Nie mogę tak po prostu zapukać  i powiedzieć "Hej, to ja, wróciłem!" Szkoda że to nie jest takie proste.
Opuściłem dłoń. Okej, jeszcze chwilę. Podszedłem do okna z salonu. Cała szóstka siedziała tam, część na kanapie, część na dywanie. Zayn, Caroline, Diana, Niall, Daniel i ona...
Siedziała na podłodze,opierając się o tego nauczyciela. Wszyscy oglądali telewizję, te same bzdury jakie lecą przed każdymi świętami. Jedli przekąski ustawione na stole. Caroline wstała i włączyła światełka na choince, przez co salon od razu wydawał się przytulniejszy. Ross powiedział coś do Angel, na co ta uśmiechnęła się i odwróciła głowę, całując go delikatnie w usta.
Odsunąłem się od okna. Nie mogę jej tego zrobić, po raz kolejny wywrócić do góry nogami jej życie kiedy wszystko zaczyna się układać.
Wróciłem jak najszybciej do motoru. Nie mogę. Odpaliłem silnik. Drzwi wejściowe otworzyły się, i wybiegła z nich Angel. Na mój widok zamarła w bezruchu. Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Jest taka piękna. A ja muszę się stąd zmyć.
*Perspektywa Angel*
Kiedy tylko usłyszałam dźwięk silnika, zerwałam się i pobiegłam na dwór. To była ta sama osoba, którą widziałam wielokrotnie, poznałam po kasku. Bałam się cokolwiek zrobić, nigdy nie odważył się podjechać pod dom, aż do teraz.
Ale nic nie powiedział, nie zsiadł z motoru. Po prostu na mnie patrzył, a ja na niego. Usłyszałam kroki Daniela, który stanął obok mnie i popatrzył zdziwiony na motocyklistę, a później na mnie. Chłopak w kasku ruszył z piskiem opon. Reszta moich przyjaciół też wyszła na podwórko.
Zaro popatrzyli się dziwnie na siebie. Zmarszczyłam czoło.

- Wiecie kto to był?

- Nie mam pojęcia - odpowiedział Zayn,

- Ani ja - dodała Caro.
Popatrzyłam jeszcze raz na ulicę. Zawiał lodowaty wiatr, przez co uświadomiłam sobie, że stoję na dworze w samej podkoszulce przy minusowej temperaturze. Objęłam swoje ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka. Daniel położył mi rękę na talii i delikatnie skierował do domu.

- Chodźcie, bo zaraz wszyscy się pochorujemy.
*Perspektywa Camerona*
Zapukałem po raz kolejny do drzwi. Wiem   że jest w domu, bo widziałem jego samochód na ulicy. Nawet jakby spał to nie było siły, musiałem go obudzić bezustannym waleniem.
Wyjąłem komórkę i wybrałem numer Chrisa.

- Hej stary gdzie jesteś?

-Poczekaj, wjeżdżam na swoją ulicę.

- Pośpiesz się, stoję pod drzwiami.
 Rozłączyłem się i usiadłem na schodach. Po chwili usłyszałem ciężkie kroki na schodach.

- Gdzie się podziewałeś? Wydzwaniam do Ciebie pół popołudnia.

- Musiałem załatwić jedną rzecz.
Uniosłem brwi,i zauważyłem torbę w jego ręce.

- Wyjeżdżasz ?

- Plany się zmieniły. Właź - powiedział,kiedy udało mu się otworzyć drzwi.
Rzucił torbę razem z kluczami w kąt i poszedł od razu do lodówki, z której wyjął dwa piwa. Podał mi jedno i rzucił się na kanapę. Usiadłem koło niego.

- Po co przyszedłeś?

- Pamiętasz jak poprosiłeś mnie, żebym dowiedział się parę rzeczy o tym kolesiu, no wiesz, nauczycielu?
 -Mhm.
-Stary,nie uwierzysz czego się dowiedziałem.
Wyprostował się i popatrzył na mnie wyraźnie zainteresowany,pierwszy raz odkąd wrócił.

- Co takiego?


*Perspektywa Angel*

Kiedy wróciliśmy do domu, atmosfera już nie była taka sama
Zaro zdawali się być poddenerwowani, ale nie chcieli powiedzieć ani słowa. Daniel wypytywał co się stało,kim był i w ogóle. Jakbym mogła wiedzieć. Tylko Diana i Niall zdawali się nie mieć pojęcia co się w ogóle dzieje. Ale z drugiej strony,byli tak zaabsorbowani sobą, że mogli tego nie zauważyć.
Zrobiło się już późno, więc każdy zaczął szykować się do snu. Wcześniej ustaliliśmy, że to Diana z Niallem zajmą drugi wolny pokój, a my zajmiemy salon. Poszłam do łazienki na dole i przebrałam się w piżamę. Klasycznie, krótkie spodenki i koszulka. W domu było i tak wystarczająco ciepło.
Jak wyszłam z łazienki prowizoryczne łóżko rozłożone na dywanie było już naszykowane. Daniela nie było więc uznałam, że on też poszedł się umyć. Postanowiłam iść do kuchni po szklankę wody na noc.

Przechylałam właśnie butelkę, kiedy ktoś złapał mnie za tyłek, przez co rozlałam wodę na blat.

- Daniel! - pisnęłam przestraszona.
Złapał lekko zębami za płatek ucha, później pocałował mnie w szyję.

- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - wyszeptał
Uśmiechnęłam się i odwróciłam twarzą do niego.

- Chcesz może coś ode mnie? - zapytałam niewinnie.

- Może na przykład... mój prezent urodzinowy?
Zachichotałam i objęłam go za szyję.

- Może być.
Podniósł mnie do góry i zaniósł na rękach do salonu. Delikatnie ułożył mnie na kocu, położył się koło mnie i zakrył nas oboje kołdrą, uprzednio gasząc wszystkie światła oprócz choinki. Całował mnie coraz namiętniej, nasze języki złączyły się. Ręka Dana zawędrowała pod moją koszulkę, głaszcząc mój ciepły brzuch.
To był najdelikatniejszy, najromantyczniejszy seks jaki w życiu przeżyłam. Traktował mnie trochę jak jajko, które zaraz może się stłuc. Po części irytujące, ale przede wszystkim słodkie. Przez cały stosunek całowaliśmy się.
Siedząc na kocu założyłam z powrotem piżamę. Daniel poszedł do łazienki czy coś. Dotknęłam trochę bolącego miejsca na szyi. Zrobił mi malinkę!

- Tylko ciekawe kiedy... - mruknęłam pod nosem. Spojrzałam na zegarek na ścianie. Była prawie druga w nocy, więc oficjalnie mamy dzisiaj Boże Narodzenie. Na paluszkach pobiegłam do mojej torebki i wyciągnęłam z niej malutkie pudełeczko z elegancko zawiązaną kokardą. Wiem, trochę zdupiłam sprawę z prezentem, ale liczy się sam fakt, prawda?
Wróciłam na prowizoryczne łóżko idealnie w momencie, kiedy schodził po schodach. Schowałam niespodziankę pod kołdrą i usiadłam z uśmiechem po turecku. Spojrzawszy się na mnie odwzajemnił uśmiech i usiadł naprzeciwko mnie, trzymając jedną rękę za plecami.

- Wesołych Świąt – szepnął, i wyciągnął rękę. Znajdowało się na niej kwadratowe pudełeczko wielkości mojego. Zaśmiałam się i wyjęłam moje.

- Wesołych Świąt.
Wziął je ode mnie i zważył w dłoni.

- No otwieraj! - pośpieszałam go.

- Ty pierwsza.

- Okej.
Rozerwałam zielony papier w małe mikołajki i otworzyłam białe pudełko. Wyciągnęłam jego zawartość. Był to breloczek do kluczy z wygrawerowanym ozdobnym imieniem „Daniel”. Parsknęłam śmiechem i pocałowałam go.

- Dziękuje, jest śliczny. Teraz ty.
Kiedy zabrał się za otwieranie,nie mogłam powstrzymać chichotu. Zerkał na mnie co jakiś czas, sprawdzając czy dalej tak dobrze się bawię. Chwilę później wyjął identyczny prezent jak ten mój, tyle że z imieniem „Angie”.

- Teraz już rozumiem te chichoty - pokiwał głową ze śmiechem i pocałował mnie w policzek. Dziękuje, kochanie.
Za perfekcyjnie, nie sądzicie? Nic bardziej słusznego.

______________________________

Mam nadzieje że się wam podoba.

Chyba już wiecie co może się stać niedługo.

Czekamy na komentarze i życzymy miłego czytania

22 lip 2015

Rozdział 82

Stałam przy mojej szafce szkolnej, upychając do torebki większą jej zawartość. Dzisiaj jest ostatni dzień szkoły przed przerwą świąteczną. Boże, jak to szybko zleciało. Jeszcze nie tak dawno był wrzesień,nowy rok szkolny. Testy, kartkówki... konkursy. Caroline podbiegła do mnie w podskokach.


- Hej, hej!

Uśmiechnęłam się na jej dobry humor.


- Hejka!



- Gotowa?

Zmarszczyłam czoło.


- Umm... na co?



- Nie mów że zapomniałaś! Mieliśmy dzisiaj jechać kupić prezenty naszym chłopakom!



- Nie zapomniałam, spokojnie.



- To co planujesz kupić Danielowi?



- Ej czekaj, on nie jest moim chłopakiem!



- Niee? - poruszyła zabawnie brwiami.

Pokręciłam głową ze śmiechem.


Tuż nad naszymi głowami rozległ się dzwonek, a stado dziewczyn i chłopaków zaczęło pchać się w stronę wyjścia, byleby jak najszybciej opuścić budynek szkoły.



- Więc kim on dla Ciebie jest?



- Tym, kim i dla Ciebie. Nauczycielem.



- Tyylko? - przeciągnęła słowo.



- Tak, tylko.

Usłyszałam cichy śmiech za moimi plecami.


- Z każdym nauczycielem się całujesz?

Odwróciłam głowę, słysząc ten głos. Caroline spojrzała na mnie z sugestywnym uśmiechem i ulotniła się.
Spojrzałam mu w oczy i momentalnie spiekłam raka.


- Może...

Położył swój plecak, w którym trzymał wszystkie potrzebne mu rzeczy na ziemi i podszedł do mnie na nieznaczną odległość. Wyciągnął dłoń i delikatnie musnął mój policzek opuszkami palców. Chciałam zamknąć oczy, ale powstrzymałam się.


- I każdemu nauczycielowi pozwalasz się tak dotykać?

Uśmiechnęłam się lekko.


- Mhmm.

Złapał moją dłoń i obrócił mnie tak, że teraz jego klatka piersiowa była przyciśnięta do moich włosów. Mój oddech przyspieszył. Poczułam zapach perfum, których używa. Uwielbiałam je, a on dobrze o tym wiedział. Nachylił się nad moim uchem i wyszeptał:


- Może chcesz być kimś więcej niż tylko moją uczennicą?

Zagryzłam wargę na jego słowa. Nie zastanawiałam się zbyt długo. Już od pewnego czasu czekałam na podobną propozycję.


- Chcę.

Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi, od którego dostałam gęsiej skórki. Pocałował mnie delikatnie w policzek i momentalnie puścił, kiedy zza rogu rozległy się kroki na korytarzu. Poprawiłam włosy i szybko wyjęłam z szafki zeszyt od hiszpańskiego, otwierając na pierwszej lepszej stronie.


- Myśli pan, że zastosowałam tutaj odpowiedni czas? Nie byłam do końca pewna, a nie chce popełnić takiego błędu na konkursie.

Daniel udał wielkie zainteresowanie „wypracowaniu”.


- Tak,dobrze go odmieniłaś. Myślę, że nie pożałujesz, że się zgodziłaś... na konkurs, oczywiście.

Uśmiechnęłam się pod nosem, dobrze rozumiejąc dwuznaczność tych słów.
Nauczyciel czy kto tam szedł na szczęście nie skręcił w nasz korytarz. Kiedy kroki ucichły, odetchnęłam głęboko a Daniel pocałował mnie delikatnie.


- Naprawdę się cieszę - powiedział.

Oj, ja też.



***kilka godzin później***



- Z kim wracasz? - zapytał Zayn.



- Z Danielem.



- Aha,okej. To do zobaczenia.



- Na razie.

Zgodnie ze stałym planem, tak długo stałam przy szafce, aż większość uczniów wyszła ze szkoły i poodjeżdżała swoimi nowiutkimi autami. Spokojnie zamknęłam szafkę i leniwym krokiem ruszyłam do wejścia. Zauważyłam samochód Daniela zaparkowany w dość odległym rogu parkingu. Zawsze tak robił, w razie gdyby jakiś nauczyciel patrzył przez okno. Kiedy podchodziłam do samochodu zobaczyłam, że właśnie się przebiera. Ze stałej koszuli, w której przychodził do szkoły, ubrał zwykły czarny podkoszulek. Ale za to jak kurewsko seksownie w nim wyglądał. Starałam się zbytnio nie ślinić w chwili, kiedy jego ciało pozostało nie przykryte żadnym materiałem. Tak bardzo zamuliłam, że dopiero po chwili zauważyłam uchylającą się od strony pasażera szybę i szeroki uśmiech Daniela.


- Wsiadasz, czy dalej wolisz patrzeć?

Zagryzłam wargę i byle szybciej wsiadłam do auta, rozglądając się na boki.


- Wsiadam.

Roześmiał się i wrzucił pierwszy bieg.


- Wpadłem na pewien pomysł - odezwał się nagle.



- Jaki?



- Może zjedlibyśmy kolację u mnie?



- Oh... Tak, z chęcią.



- Wiesz, tylko że moja lodówka świeci pustkami. Pojedziemy do centrum?



- Jasne.

Dyskretnie wytarłam dłonie w spodnie. Nigdy dotąd nie widziałam mieszkania Daniela, wcześniej mnie nie zapraszał. Ale dopiero od paru godzin jesteśmy oficjalnie parą, więc nie powinnam narzekać.
Podkręciłam głośność radia i usadowiłam się wygodniej na fotelu. Zaczęłam sobie myśleć. Co by było, gdyby pan Carlos nie poszedł na zwolnienie? Znalazłabym kogoś, czy byłabym sama? A co gdyby Daniel nie wybrał pracy akurat w moim liceum? Nigdy bym go nie poznała, a on zakochałby się w jakiejś ustatkowanej, pięknej kobiecie, ożeniłby się, został ojcem i zestarzał się u boku żony.
A tak ma co? Związek z licealistką, który musi być ukrywany. Musimy pilnować się z każdym pocałunkiem, ciepłym spojrzeniem. Co prawda jestem pełnoletnia, ale chodzi o sam fakt związku uczeń–nauczyciel. Nie chciałabym żeby stracił przeze mnie pracy i dobrego imienia.
Przesunęłam się na drugi brzeg fotela i położyłam swoją dłoń na jego, która trzymała drążek zmiany biegów.


- Boże, jesteś lodowata - usłyszałam jego głos. Zakrył moją rękę swoją i zaczął pocierać kciukiem. Uśmiechnęłam się.



- Cieszę się, że nie spotkałeś żadnej ustatkowanej, pięknej kobiety.

Spojrzał na mnie zaskoczony. Pokręciłam głową ze śmiechem.


- Nieważne.




***




Popatrzyłam na chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. Już dawno zrobiło się ciemno, ale żadne z nas nie miało zamiaru świecić światła. Wystarczający był blask świec, a z wieży sączyła się delikatna muzyka. Było idealnie.
Dan wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę. Chwilę zawahałam się, ale uścisnęłam ją, szybko zgarniając w drugą mój kieliszek z szampanem. Przenieśliśmy się na kanapę. Wtuliłam się do boku chłopaka, delektując się tą chwilą. Upiłam łyk alkoholu. Boże, jaka ta kanapa jest wygodna. Daniel spojrzał na mnie z góry i przejął ode mnie szampana, odstawiając go na szafkę. Zrobiłam się bardzo senna, powieki coraz ciężej mi się otwierały. Poczułam, że ktoś podnosi mnie z mojego wygodnego miejsca, a następnie kładzie na miękkim materacu. Chwilkę później zostałam opatulona zimną kołdrą.


- Daniel? - wymamrotałam, sennie patrząc na niego.



- Hm?



- Połóż się ze mną.

- Dobrze - słyszałam że spodobał mu się ten pomysł. Materac ugiął się pod jego ciężarem. Kiedy poczułam jego ciepło obok mnie, położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a rękę na brzuchu, przykrywając i jego kołdrą. Zapanowała błoga cisza. Po chwili nasze oddechy się zrównały. Zaczęłam już usypiać, kiedy usłyszałam jego głos.


- Angie?



- Mhmmm...



- Muszę... nieważne. Śpij. Dobranoc, kochanie.




- Mhm... Dobranoc Harry.


_______________________________

>>>>>>Wattpad <<<<<<



Dobra już jest nowy rozdział.
Wiem nie było długo, ale Maja się męczyła z rozdziałem, a ja miałam problem z laptopem.
Przypominam, że 5 KOMENTARZY I KOLEJNY ROZDZIAŁ

ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA 

3 lip 2015

Wattpad

Chciałam was poinformować, że będziemy publikować nasze opowiadanie na wattpada. Od początku z troszkę zmienioną treścią. wiem że nie każdy ma konto na wattpadzie i nie każdemu może się podobać to że tam publikujemy wiec nie przestaniemy publikacji tutaj. Jesteśmy tu na blogu z wyprzedzeniem wiec było by to troszkę bezsensu przerwać. a w dodatku mam sentyment do tego bloga. i uwielbiam czytać wasze komentarze tworzyć wygląd nagłówki itp. Dzięki mojej informatycznej działalności tutaj mam 6 z informatyki, ale to was pewnie nie interesuje.

Tak jak mówiłam na wattpadzie pojawił się już prolog i p
Rozdziały mam nadzieje, że będą się pojawiały co tydzień nie wiem jeszcze w jaki dzień i czy na 100% co tydzień. Musimy to jeszcze uzgodnić. Ale już nie przedłużając.


4 cze 2015

Podziekowania

Wlasnie zauwazylam, że pyknelo nam 100 tyś. wyświetleń 
Chciałam wam powiedzieć, że jesteście niesamowici. Zakładając blacha z Mają nie sadzilysmy, że bedziemy miały 1000 wyświetleń, a teraz to jest mega liczba której nie ogarniam. Na samym początku istnienia bloga znałam na pamięć dokładna liczbę wyświetleń a teraz wiem ze jest, np 89 tyś i coś bo z każdym dniem nabija się po około 300 wyświetleń. 
Dziękuję wam z całego serduszka, Maja pewnie też za te wszystkie wyświetlenia. Mam nadzieję, że będzie tak dalej a nawet lepiej, bo zastanawiamy się a raczej już podjęliśmy decyzję o pewnej rzeczy która powinna nam pomoc w rozpowszechnieniu opowiadania, ale to dopiero w wakacje. A tymczasem idę spać bo jest prawie 2 w nocy. Mam nadzieję ze się nie u dusze przez katar. 
Branoc i jeszcze raz dziękuję. 

24 maj 2015

Rozdział 81

Nieokreślony czas później siedzieliśmy w kuchni z kubkami zielonej herbaty na uspokojenie. Cały czas miałam przed oczami zakrwawioną twarz mężczyzny, a później wystrzał broni. Na wszelki wypadek uszczypnęłam się w ramię. Nie, to się dzieje naprawdę.
Caroline była kochana. Robiła naprawdę wszystko co w jej mocy, żebym nie wracała myślami do tego zdarzenia. I trzeba przyznać, nawet skutecznie jej się to udawało. Nie zadawała żadnych pytań, a ja też nie byłam zbyt rozmowna. Włączyła nasz ulubiony film, 3 metry nad niebem. Ale teraz oglądanie tego też przywodziło mi na myśl skojarzenia... tak często śledzący mnie motor...
Zatopiłam się w myślach. Nagle z podjazdu usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiczkami samochodu. Zayn.
Caroline poderwała się, praktycznie wylewając zawartość swojego kubka. Dobiegła do drzwi w momencie, kiedy te się otworzyły. Rzuciła się w ramiona swojego chłopaka, oplatając go nogami w pasie. Zayn sprawnie ją złapał, jakby spodziewając się tego skoku.
Pozornie spokojnie zatrzymałam film i stanęłam w pewnej odległości od nich. Prowadzili cichą rozmowę. Po chwili Malik spojrzał na mnie. Wybałuszyłam oczy. Pod jego prawym okiem zaczynało tworzyć się już pokaźne limo. Caro dotknęła lekko czerwonej skóry, na co chłopak się skrzywił i odsunął delikatnie jej dłoń.

- Musimy porozmawiać - powiedziałam.

- Masz rację - przytaknął.
Poszliśmy we trójkę do kuchni i usiedliśmy przy stole.

- Czy ten mężczyzna żyje? - zapytałam na wstępie.
Zayn pokręcił głową.
Shine wstała i wyciągnęła z zamrażarki paczkę mrożonego groszku, przykładając czule do jego twarzy.

- Kim jest ten facet w bejsbolówce?

- To... znajomy. - odparł wymijająco.

- Świetnych masz znajomych! Zayn, ten człowiek zabił rannego!
Popatrzył na mnie ciężkim wzrokiem.

- Ten „ranny” śledził Cię. Chciał ci zrobić krzywdę, nie rozumiesz?! Gdyby nie to, nie siedziałabyś tu! - niemal krzyknął, co było dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że to Zayn.
Wstałam i odchyliłam mu kurtkę, ukazując srebrny pistolet.

- Ale po co Ci to?! - ja też podniosłam głos.

- Do samoobrony.

- Najwidoczniej to jest niezbyt skuteczne - wskazałam jego spuchnięte oko.

- To nic takiego... Po prostu ten drugi... trochę się wkurzył.

- Dlaczego tak szarpał się, kiedy mnie zobaczył? Zna mnie, jest niebezpieczny?

- On nie jest niebezpieczny, jest po naszej stronie... Chciał z tobą porozmawiać... ale to nie byłby dobry pomysł.
Zagryzłam wargę.

- Co mam teraz zrobić, Zayn? Byłam świadkiem wypadku i zabójstwa.

- Nie możesz nikomu o tym mówić. Nikomu.To musi pozostać pomiędzy nami, inaczej wszyscy będą mieli problemy.
Wróciłam na krzesło.

- A co jeżeli znowu ktoś będzie mnie śledził? To nie jest pierwszy raz...
Zayn uniósł brwi.

- Jak to: nie pierwszy raz? - powtórzył wolno.
Spuściłam wzrok,milcząc.

- Angie, proszę, powiedz nam - powiedziała Caroline.

- Um... tak jest od kilku miesięcy... Ktoś na motorze jeździ za mną, czasami stoi na parkingu przed szkołą, na cmentarzu...

-Wiesz kto to jest? - zapytał Malik zmienionym głosem.
Pokręciłam głową.

- Nie mam pojęcia.

- W porządku, tym też się zajmę.
Zmarszczyłam czoło.

- Tylko błagam Cię, nie tak jak dzisiaj.
Uśmiechnął się przelotnie.

- Nie ma sprawy.

- A co... z całym tym wypadkiem i w ogóle?

- To też już jest załatwione, nie ma nawet śladu.
Wolno pokiwałam głową.

- Okej... Wiecie, to był dość emocjonujący dzień. Pojadę już do domu.
Zabrałam swoje rzeczy i poszłam do wyjścia. Przytuliłam ich oboje.

- Mimo wszystko... dziękuje. Znowu. Nie wiem co bym bez Was zrobiła.
Uśmiechnęli się.

- Zanudziłabyś się na śmierć  - odpowiedziała Caroline.
Taaak... na śmierć...
Spojrzałam jeszcze raz na tą dwójkę. Nie powiedział mi wszystkiego, na pewno nie.

*Perspektywa Zayna*
Angie wyszła, obrzucając mnie jeszcze jednym spojrzeniem. Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Ale jazda...

- To był on, prawda?
Spojrzałem na Car. Za dobrze mnie znała, czytała ze mnie jak z otwartej książki.
Pokiwałem głową. Bez sensu byłoby ją oszukiwać, i tak praktycznie wszystko wie.

- Proszę, opowiedz mi co się stało. Angel była tak roztrzęsiona, że połowy nie zrozumiałam, a nie chciałam też naciskać.

- W porządku.
Wróciliśmy do kuchni.

- ...no i kiedy zobaczył, że odjechała przestał się wyrywać. Myślałem, że się uspokoił. I wtedy odwrócił się i... - wskazałem moje oko.- Nie chciałem żeby Angel to widziała. Kazałem jej odjechać, byłem pewien, że mnie posłucha. Gdyby podeszła tam, na pewno by go poznała.

- A jesteś pewien, że ona nie wie kto to był?

- Nie wiem, mogę mieć tylko taką nadzieję.- zaśmiałem się - Wiesz co, dzisiaj pierwszy raz dostałem opieprz od najlepszego przyjaciela. Był tak wkurzony, chociaż zna konsekwencje. Gdybym go nie przytrzymał, na milion procent pobiegłby do niej.

- Ale dlaczego, Zayn? - zapytała Caro - Mogłeś go puścić, pozwolić mu jeśli chciał. Skończyłyby się te wszystkie kłamstwa, tajemnice..

- Nie, to jeszcze nie jest odpowiedni moment. Jeszcze trochę.

- Oh Zayn, a kiedy on nastanie? - oparła głowę na dłoni - Czasami czuję się, jakbym była bohaterką jakiegoś filmu akcji.
Podszedłem do niej i pociągnąłem do góry, kładąc jej dłonie na dolnej części pleców.

- Tak, ja też... Przysięgam Ci, że to nie potrwa długo. Powinniśmy teraz do niego zadzwonić.
Przytaknęła i podała mi telefon. Wybrałem jego numer i ustawiłem na głośnomówiący.
Po dwóch sygnałach odebrał.

- Czego - warknął.

- Jesteś na głośniku, Caro też tu jest.

- Aha.
Czekałem czy coś jeszcze powie. W końcu się odezwał.

- Jak... ona się czuje?

- Dobrze, tak sądzę.

- Tak sądzisz!?

- Spokojnie. Czuje się dobrze - powiedziała moja dziewczyna.
W słuchawce było słychać jego głośne westchnienie.

- Stary, przepraszam za... no wiesz...

- Taaa... nie ważne. Rozumiem, zdenerwowałeś się.

- Ale ja Ci oddam przy następnej okazji - zachichotała Caroline.

- Nie mogę się doczekać - odpowiedział ponuro.
Zmarszczyłem czoło. Jest w dziwnym nastroju.

- Muszę Cię o coś zapytać.

- No.

- Jeździsz za nią?
Po drugiej stronie zapadła głucha cisza.

- Czekasz na nią przed szkołą? Na cmentarzu nawet?
Nadal nic.

- Ej, słyszysz mnie?

- Tak. - odpowiedział cicho.

- Tak co?

- Tak, jeżdżę za nią bo się kurwa nie mogę powstrzymać. Gdybym mógł, włamywałbym się do jej pokoju co noc tylko po to, żeby popatrzeć jak śpi. Dziwi Cię to?
Popatrzyłem na dziewczynę siedzącą na moich kolanach.

- Nie. Ale ona myśli, że to ty jesteś ten zły, którego powinna się bać.
Zaklął cicho.

- Powinieneś przestać.

- Dlaczego... - jeknął jak małe dziecko, któremu nie pozwoli się zjeść cukierka przed obiadem.

- Ona żyje w obawie, że ktoś ją śledzi i chce skrzywdzić, a to tylko ty.

- To AŻ on. - poprawiła Caroline. Uśmiechnąłem się do niej lekko, odczuwając ból w oku.
Znowu westchnięcie.

- Okej. Nie wiem jak, ale...okej.
Pokiwałem głową mimo, że wiedziałem, że on tego nie widzi.

- To dobrze. Posprzątane?

- Tak. Cameron się wszystkim zajął. Muszę kupić sobie nowy samochód.

- Stary, kup sobie nowy mózg.


***

*Perspektywa Angel*
Cicho zamknęłam za sobą drzwi, zważając na późną porę. Odłożyłam kluczyki do salaterki i na nogach jak z waty poczłapałam do salonu. Na kanapie, skurczona przed włączonym telewizorem spała Diana. W ręce trzymała telefon. Sięgnęłam po koc z fotela i przykryłam ją lekko. Przyjaciółka przebudziła się i popatrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niej.
- Śpij,kochana.
Na dźwięk mojego głosu poderwała się, prawie nie przewracając mnie i rzuciła się na mnie.

- O mój boże, boże, tak bardzo się bałam, nie odbierałaś telefonu Daniel mówił, że rozeszliście  się w południe i pojechałaś do domu samochodem nie wiedziałam gdzie jesteś co się z tobą dzieje myślałam, że dostanę zawału nie rób mi tego nigdy więcej!
Wytrzeszczyłam oczy, słysząc jej monolog i przytuliłam ją z całej siły.

- Boziu, tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałam żebyś się o mnie martwiła, przepraszam.

- Głupiutka, ja zawsze będę się o Ciebie martwić, nawet jak mi zabronisz. - uśmiechnęła się szeroko.


*Perspektywa Chrisa*

Idiota. Skończony debil. Co ty odwaliłeś? Widziała Cię. Może nie wiedziała, że to ty, ale widziałaś co zrobiłeś. Jeśli wrócisz, nie wybaczy Ci tego. Zabiłeś człowieka.
W jej obronie, ale ona nie znała konsekwencji. Masz krew na rękach. Nie zapomni Ci tego, nie będzie chciała więcej spojrzeć Ci w oczy.
Nie jesteś jej warty jej dotyku, miłości. Nigdy więcej tego nie otrzymasz, bo na to nie zasługujesz. Jesteś zwykłym śmieciem, nieważnym dla nikogo. Zostałeś sam, rozumiesz?
I dla kogo rujnujesz sobie życie? Dla ojca, który nawet nie potrafi okazać Ci wdzięczności? Który kopie pod tobą kolejne dołki,w które mógłbyś wpadać?
To się musi skończyć.
Wyjąłem komórkę i wybrałem jego numer.

- Halo? - odebrał, mówiąc zaspanym głosem.

- To nie potrwa długo.

- Co nie potrwa? Kurwa, ja już nie mogę wytrzymać, a ty mi podkładasz kolejne świnie.

- Synku, zastanów się co mówisz. Jeśli wrócisz, zabiją mnie.
Odsunąłem na chwilę telefon od ucha i popatrzyłem na niego jak na istotę z innej planety. Spojrzałem na zdjęcie Angel na szafce.

- Szczerze,chuj mnie to obchodzi. Nie mam zamiaru tracić mojego życia za Ciebie. Nie zasługujesz na to.

- Proszę, posłuchaj...
Rozłączyłem się i cisnąłem telefonem o ścianę. Urządzenie roztrzaskało się na małe kawałki.
Myślała, że chcesz jej zrobić krzywdę, że jesteś niebezpieczny. Bo wolałeś żyć w cieniu. Teraz nie będziesz miał okazji zranić jej. Już nigdy jej nie dotkniesz.


______________________
Hej, hej.

Miesiąc przerwy, za którą przepraszamy, ale teraz spróbuje to zmienić ponieważ mam jeszcze tylko tydzień do proponowanych ocen a później lajcik, wiec mam nadzieje że dam rade coś napisać.

Mam nadzieje, że rozdział się podoba.
Dobra nie będę wam kazać dłużej czekać na rozdział, więc koniec ogłoszeń parafialnych.

23 kwi 2015

Rozdział 80

Siadłam przy stole i obserwowałam jedzącą bułki Dianę. Co chwilę dźwięk jej telefonu informował o nowej wiadomości. Nie trzeba było być Nostradamusem żeby domyślać się, z kim pisze. Pukałam rytmicznie palcem w mój talerzyk, na którym leżało nietknięte śniadanie. Co mogłam zrobić wczoraj pod wpływem alkoholu, czego dzisiaj nie pamiętam? Wiem, że widziałam Ha... kogoś... wyszłam za nim na zewnątrz a niedługo później pojawił się Daniel. Wróciliśmy do klubu... a później?

- Dianaaa... - zaczęłam.
Popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
Skupiłam się na wyskubywaniu ziarenek z bułki.

- Co ja wczoraj robiłam z Danielem?
Diana odłożyła jedzenie i uśmiechnęła się.

- Nie pamiętasz?
Pokręciłam głową.

- Tańczyliście.
Zerknęłam na nią.

- Tylko tańczyliśmy?

- I całowaliście się - zachichotała.

- CAŁOWALIŚMY SIĘ?!

- Mhmm.

- No to wszystko jasne.
Wzięłam telefon i wybrałam numer Rossa. Diana patrzyła na mnie, nie rozumiejąc co się dzieje.

- Hej... Czy śniadanie nadal jest aktualne?


***


Wprawdzie nie wiedziałam gdzie planował mnie zabrać, ponieważ nie chciał mi powiedzieć. Jedyne co uzyskałam to adres parkingu, na którym mogłam zostawić samochód. Wjechałam autem i znalazłam wolne miejsce. Przejrzałam się jeszcze we wstecznym lusterku, pociągnęłam usta pomadką i wysiadłam. Daniel zaparkował kilka miejsc ode mnie. Zobaczywszy mnie uśmiechnął się szeroko i podszedł. Serce zamarło mi na pół sekundy.

- Hej. - odezwał się pierwszy.

- Cześć.

- Gotowa? - wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Okej. Na początek chciałabym Ci coś wyjaśnić. Zachowywałam się rano tak dziwnie ponieważ... wczoraj urwał mi się film. Nie pamiętam co robiliśmy, nie pamiętam co mówiłam. I nie wiedziałam że my... no wiesz...

- Całowaliśmy się? - podpowiedział z kiepsko ukrytym uśmiechem.

- Dokładnie - kiwnęłam głową.

- Rozumiem. Czyli dzisiaj mam szanse na ewentualną poprawę.
Odwzajemniłam uśmiech. Daniel ponowił gest wyciągniętej ręki. Tym razem ją uścisnęłam. Zamknęłam samochód i ruszyliśmy do lokalu. Przed ciężkimi, drewnianymi drzwiami stał potężnie zbudowany mężczyzna. Przez chwilę wydawało mi się, że skądś go znam. Kiedy zauważył, że przypatruję mu się dłużej, niż zazwyczaj wygląda to pomiędzy przechodniami, ruszył się ze swojego miejsca. Wsiadł do zaparkowanego przy ulicy auta i wyciągnął komórkę. W tamtej chwili straciłam nim zainteresowanie. Później okazało się, że miałam tego pożałować.


***


Restaurację opuściliśmy w południe, Nie żałowałam ani minuty spędzonej w jego towarzystwie. Przez te kilka godzin nie brakowało nam wspólnych tematów. Okazało się, że mamy podobny gust muzyczny, lubimy te same filmy i potrawy. To wyglądało tak, jakby ktoś dał Danielowi dokładny spis rzeczy które lubię a które nie, i kazał wyuczyć się go na pamięć. Odprowadził mnie pod mój samochód, pocałował w policzek niczym prawdziwy dżentelmen, nawet otworzył przede mną drzwi. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie? Niedługo później wsiadł do siebie i odjechał. Położyłam torebkę na siedzeniu obok i położyłam ręce na zaczerwienionych od emocji policzkach. Wsadziłam kluczyk do stacyjki, wrzuciłam pierwszy bieg i ruszyłam. Spojrzałam we wsteczne lusterko. Włączyłam radio na jednej z lepszych stacji i od razu pogłośniłam, słysząc fajną piosenkę. Pewien samochód jechał za mną już dłuższą drogę.
Właściwie to odkąd ruszyłam... znam skądś ten pojazd... czy to nie jest ten sam, do którego wsiadał ten koleś sprzed restauracji??
Ten samochód śledził mnie, byłam już tego pewna. Na nic wszelkie manewry, skręty. Mojemu prześladowcy nie przeszkadzał nawet tłok, jaki panował na niektórych ulicach. Mimo wszystko on zawsze znajdował się bezpośrednio za mną. Praktycznie nie oddychałam, a ręce strasznie mi się trzęsły, kiedy zmieniałam biegi na coraz to wyższe, przyspieszając. Zerkałam nerwowo we wsteczne lusterko. Nic z tego, samochód wciąż jechał za mną, dostosowując prędkość do mojej. Nie miałam pojęcia co robić.
Jedyne co w tamtej chwili przychodziło mi do głowy, to że koniecznie muszę zadzwonić do Zayna. Tak, Zayn będzie wiedział co mam robić. Ale jak do jasnej cholery mam dzwonić podczas jazdy?! Zaczynałam powoli panikować, mijając kolejne ruchliwe ulice. Na ślepo sięgnęłam do torebki. Za chwilę musiałam jednak z powrotem położyć obie ręce na kierownicy, wykonując gwałtowny manewr. O boże, o mało co nie potrąciłam pieszego. Spojrzałam w lusterko, ale tamtemu też udało się uniknąć wypadku.
Odblokowałam komórkę, jednym okiem zerkając na ulicę. To wymagało ode mnie takiej podzielności uwagi, jak jeszcze nigdy. Kiedy w końcu wybrałam odpowiedni numer i nastawiłam na głośnik myślałam, że serce przestało mi bić. W końcu usłyszałam głos po drugiej stronie.

- Halo?

- Zayn, błagam, nie wiem co mam robić! Ktoś mnie śledzi, nie mogę go zgubić, o mało co nie potrąciłam jakiejś kobiety, a on nadal jedzie za mną!!! - nie rozpoznawałam mojego głosu, zmienionego przez te wszystkie emocje.

- Angie, gdzie teraz jesteś? 

- Właśnie minęłam Horse Avenue... Zayn, on wciąż za mną jedzie!

- Słuchaj, postaraj się uspokoić. Już jestem w samochodzie. Kieruj się w stronę Medium

- Tak, słyszę ! - pisnęłam.

- Zaraz tam będę. Nie rozłączaj się, rozumiesz?! Muszę wiedzieć czy wszystko okej.

- TAK.
Słyszałam przez głośnik dźwięk odpalanego silnika i pisk opon, kiedy ruszył.

- Jesteś tam?

- Tak!
Rzuciłam komórkę na siedzenie pasażera, starając całą uwagę skoncentrować na drodze.

- Zayn, on kurwa dalej za mną jedzie!

- Spokojnie! Jestem dziesięć ulic od Ciebie.
Jakieś 500 metrów ode mnie zauważyłam, że światła przede mną zmieniają się na czerwone. Nacisnęłam mocniej pedał, przejeżdżając przez skrzyżowanie z prędkością ponad 100 km/h. To cud, że nic we mnie nie wjechało, ale akurat tutaj nie było tak dużo samochodów.
Ledwo zarejestrowałam samochód, wjeżdżający z mojej prawej strony wprost na mnie. Krzyknęłam i nacisnęłam butem gaz do oporu.
Byłam tak spanikowana, że zatrzymałam gwałtownie samochód, patrząc we wsteczne lusterko. Czarny SUV który prawie we mnie wjechał, w tej właśnie chwili z ogromną prędkością uderzył w samochód mojego prześladowcy, wyrzucając go odrobinę w powietrze. Przeturlał się dwa razy po czym zatrzymał się kołami do góry. Odpięłam pas bezpieczeństwa i wyszłam z auta, patrząc szeroko otwartymi oczami na to, co rozgrywało się przede mną. Z samochodu zaczynał się unosić dym. Czułam, że to nie jest dobry znak. Dookoła obu aut było mnóstwo drobnych szkieł ze stłuczonych szyb. Postąpiłam kilka kroków do przodu, przytykając dłoń do ust. Nie było szans.
Ten, który za mną jechał nie miał szans tego przeżyć.Tuż obok mnie zatrzymał się Zayn. Wyskoczył z auta i podbiegł od razu do mnie, przytulając mnie mocno do swojej piersi i odwracając tak, żebym nie widziała wypadku. Wczepiłam mocno palce w jego bicepsy, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że coś do mnie mówi. Odsunął mnie na niewielką odległość, obserwując mnie dokładnie.

- Nic Ci nie jest? Angie, czy coś Ci się stało?
Pokręciłam głową, patrząc ponad jego ramieniem. Z czarnego SUV-a wysiadał właśnie kierowca. Zayn podążył za moim wzrokiem i pochylił się, chwytając mnie za podbródek. Zmusił mnie żebym spojrzała mu w oczy.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Wsiądziesz do samochodu, zapniesz pas i pojedziesz do mnie, do Caroline. Masz nikomu nie mówić o tym, co się tutaj wydarzyło. Nikomu, rozumiesz?!
Spojrzałam na niego tępym wzrokiem.

- Co? Zayn, o czym ty mówisz? Kto to jest? Czy on żyje?
Wiedziałam, że ostatnie pytanie jest kompletnie bez sensu. Nikt nie miałby prawa przeżyć coś takiego. Zayn odwrócił mnie  popchnął delikatnie w stronę mojego Range Rovera.
Naprawdę miałam zamiar stamtąd odjechać. Zapomnieć o całym tym zdarzeniu, wymazać go z pamięci. Ktoś za mną jechał, a teraz prawdopodobnie nie żyje. Ale kiedy Zayn odwrócił się i pobiegł w stronę zdarzenia, czułam że coś jest nie tak. Chwyciłam otwarte drzwi i stałam tam, chowając się poniekąd przed spojrzeniem mojego przyjaciela. Podszedł do kierowcy SUV-a i przywitał się z nim. Próbowałam wypatrzyć kim jest ten mężczyzna w skórzanej kurtce, ale jego twarz chowała w cieniu bejsbolówka.
Widać było że o czymś dyskutują, wskazując na wywrócony samochód. Instynktownie rozejrzałam się dookoła. To naprawdę dziwne, ale nagle ulica opustoszała. Żadnych samochodów, żadnych pieszych.

- Co do... - mruknęłam
Zmrużyłam oczy, gdyż zarejestrowałam jakiś ruch niedaleko wywróconej terenówki. Zayn z nieznajomym jednocześnie wyciągnęli coś z wewnętrznych kieszeni kurtek. Powoli podeszłam bliżej.
O boże, to ten facet. Wyczołgiwał się ze wnętrza zmiażdżonego samochodu, cały we krwi, oszołomiony jak sądzę całym zdarzeniem. Mężczyzna w bejsbolówce podszedł do niego, wyciągając rękę. W słońcu zalśnił kawałek metalu.
Wydałam zduszony dźwięk.
Broń.
Sekundę później rozległ się huk, a ranny znieruchomiał. Opadłam na rozgrzany asfalt, zakrywając usta. Nie wierzę... on go zabił.
Widziałam, że ten w bejsbolówce odwrócił się do mnie. Przypuszczalnie zaczęłam krzyczeć, ale nie jestem pewna. Szybko schował pistolet i ruszył w moją stronę, ale Zayn powstrzymał go, kładąc mu dłoń na piersi.
Nie, nie podchodźcie do mnie!
Słyszałam, że chłopak coś krzyczy, ale słowa nie docierały do mnie. Próbował wyrwać się w moją stronę, ale Zayn złapał go teraz za nadgarstki, wyginając mu ręce do tyłu. Nieznajomy zaczął zachowywać się jak psychiczny, szarpał się i wyrywał.
Boże, co on ode mnie chce??
Poderwałam się i sprintem pobiegłam do Rovera. Odpaliłam silnik, patrząc jeszcze raz na nich. Wiedziałam, że przypuszczalnie popełniam straszny błąd, zostawiając tego człowieka z Zaynem. Z drugiej strony, Malik chyba go znał, więc wiedział z kim ma do czynienia. Czułam się jakbym dostała ataku padaczki, tak mocno się trzęsłam. Nie mogłam się powstrzymać, co chwila oglądałam się za siebie sprawdzając, czy mam ogon. Kiedy wjechałam na podjazd domu odczułam taką ulgę, że byłam pewna, że za chwilę zemdleje. Na nogach z waty poszłam w stronę drzwi wejściowych. Caroline otworzyła drzwi na oścież i wybiegła na powitanie, wpadając na mnie z takim impetem, że straciłam oddech.

- O boże Angel, boże. Tak bardzo się bałam. Boże... kiedy zadzwoniłaś... myślałam... Jezu... - po chwili jej nieskładna wypowiedź przeszła w gwałtowny szloch.
Chwilę później staliśmy we dwie na podjeździe, przytulając się cały czas i wyjąc jak bobry. Boże, jak to dobrze było wypłakać się na ramieniu przyjaciółki.



__________________________________

Jak wrażenia po rozdziale?
Jak dla mnie to jeden z ulubionych rozdziałów.


A ja mam pytanie do gimnazjalistów którzy pisali test.
Jak wam poszło? Jestem bardzo ciekawa.

Administrator